100 lat temu… Był taki strajk!

100 lat temu nauczyciele warszawskich szkół powszechnych ogłosili strajk „w obronie godności swojego stanu”. Trwał od 24 stycznia do 3 lutego 1919 r. i – jak pisał Głos Nauczycielski – pokazał „niezwykłą solidarność i jednomyślność całego nauczycielstwa szkół powszechnych w Warszawie”.

Zapomniany już dziś protest warszawskich nauczycieli był jednym z pierwszych strajków w odrodzonej Rzeczypospolitej. Pedagodzy odeszli od tablic, bo mieli dosyć krzywdzącej polityki stołecznego magistratu. Rachunek krzywd obejmował również decyzje z lat sprzed odzyskania niepodległości. Niestety, nie tylko magistrat, ale także władze oświatowe nie wykazały (początkowo) zrozumienia dla żądań nauczycieli. Strajkujących oskarżano o to, że szkodzą dzieciom, straszono reakcją opinii publicznej na protest, grożono wyciągnięciem konsekwencji służbowych. Urzędnicy liczyli pedagogom godziny pracy, twierdząc, że pracują mniej niż inni, a zarabiają więcej… Brzmi znajomo?

„Na strajk nauczycielstwa złożyły się przyczyny dwojakie: natury moralnej i ekonomicznej. Nauczycielstwo wystąpić musiało w obronie godności swojego stanu i żądać innego traktowania” – pisał Głos Nauczycielski*.

Na czym polegało to złe traktowanie? Zaraz po wycofaniu Rosjan z miasta podniesiono w Warszawie płace wszystkim pracownikom miejskim, zapomniano tylko o nauczycielach. W listopadzie 1917 r. Rada Miejska uchwaliła nowe stawki płac i podwyżek, ale magistrat nie uznał tego i obciął pensje pedagogów o 600 marek rocznie. Kiedy pracownikom miejskim przyznano deputat żywnościowy, nauczyciele otrzymali go z półtorarocznym poślizgiem. W czerwcu 1918 r. pracownicy miejscy dostali „trzynastki”, a nauczycielom przyznano je dopiero w październiku. „Podobnych przykładów w sprawach drobniejszych możnaby przytoczyć znacznie więcej (kwestja opałowa, ubrania, obuwia, pomocy lekarskiej itp.)” – pisał Głos. „Nauczycielstwo zamiast oddać się pracy pedagogicznej, zmuszone było na swoich zgromadzeniach omawiać krzywdy, które je spotykały. Niejednokrotnie odzywały się głosy o strajku. Troska jednak o dobro dzieci szkolnych i głębokie poczucie obywatelskie wstrzymywało je od tego kroku” – informowało nasze czasopismo.

Kiedy 25 listopada 1918 r. magistrat zgodził się podnieść wynagrodzenie pracowników miejskich do poziomu uwzględniającego wypłacany wcześniej dodatek drożyźniany, znowu pominięto nauczycieli. W przyjętej tabeli płac zaniżono stawki dla pedagogów. Gdy odebrali obniżone pensje w grudniu 1918 r., rozpoczął się ostry spór nauczycieli z władzami miejskimi, a podsyciła go jeszcze decyzja magistratu o wypłaceniu w styczniu 1919 r. zamiast wynagrodzenia, tylko zaliczki w wysokości 60 proc. płacy. Ratusz tłumaczył ten krok wątpliwościami, czy może płacić pensję pedagogom po wydaniu przez władze państwa Dekretu tymczasowego o stabilizacji i wynagrodzeniu nauczycieli szkół powszechnych. Dekret wprowadzał nowe tabele płac i uchylał dotychczasowe wypłacane lokalnie świadczenia. Ale stanowił, że gdyby nowe stawki były niższe od dotychczasowych, to gminy są zobowiązane wypłacić różnicę, żeby pedagodzy nie stracili. M.in. dlatego nauczyciele warszawscy nie chcieli zaakceptować wcześniejszych cięć w ich zarobkach dokonanych przez magistrat.

21 stycznia 1919 r. na wiecu zwołanym w siedzibie Zrzeszenia Nauczycielstwa Polskich Szkół Początkowych z udziałem 800 pedagogów wyrażono oburzenie próbą obcięcia wynagrodzeń i jednomyślnie postanowiono zawiesić pracę od 24 stycznia w razie niespełnienia żądań. A żądania sprowadzały się do tego, by nauczyciele w Warszawie nie zarabiali mniej, niż wynikało ze zobowiązań władz miasta z listopada 1918 r. Pedagodzy domagali się także m.in. zrównania płac nauczycieli przedmiotów specjalnych i ogólnych, ustalenia stałej daty wypłacenia pensji miesięcznych oraz dymisji naczelnika Wydziału Szkolnego magistratu.

W kolejnych dniach nastąpiła seria spotkań delegacji nauczycieli z inspektorem szkolnym dla Warszawy Józefem Stypińskim oraz z ministrem oświaty (resortem nie kierował już związkowiec Ksawery Prauss, lecz jego następca Jan Łukasiewicz). Protestujący oczekiwali wywarcia nacisku na magistrat. Nie uzyskali nic, więc wybuchł strajk. Inspektor nie poparł żądań protestujących, a minister odmówił pomocy, dopóki będzie trwać protest. Oprócz tego inspektor wydał okólnik, zapewniając, że „wszystko co nauczycielstwu prawnie się należy zostanie od Magistratu wyegzekwowane”. Postraszył protestujących, że z ich strajkiem „opinja publiczna nie pogodzi się, lecz stanowczo go potępi”. Zagroził, że władza szkolna wobec protestujących „wyciągnie odpowiednie konsekwencje” i wezwał nauczycieli do natychmiastowego powrotu do pracy.

Głos Nauczycielski komentował, że w okólniku inspektor „nie uznaje pobudek natury moralnej, które były główna przyczyna strejku, natomiast prace nauczyciela oblicza godzinami lekcyj, zapominając o innych zajęciach szkolnych, wybiegających poza lekcje”. Nauczycieli do żywego dotknęły słowa inspektora, że pedagodzy mają cztery – pięć lekcji dziennie, a rzekomo zarabiają więcej od wyższych urzędników ministerstwa oświaty zobowiązanych pracować siedem godzin dziennie. „Porównywa płace nauczycielstwa z płacami urzędników w ministerstwie, a zapomina o tym fakcie, ze woźni szkolni w Warszawie otrzymują niejednokrotnie więcej od nauczycieli” – wytykał autor artykułu w Głosie.

Po kilku dniach strajku pedagodzy otrzymali zapewnienie, że ich płace nie będą niższe niż płace pracowników miejskich, a ministerstwo poprze ich w rokowaniach z magistratem. Dlatego „z pobudek szczerze obywatelskich uchwalono powrót do pracy”, co było możliwe od 3 lutego. Na wiecu wyrażono także wotum nieufności dla inspektora szkolnego, upomniano się o uprawnienia emerytalne nauczycieli, a na wniosek kol. Filipowicza (jak odnotował GN) „wezwano ogół nauczycielstwa do połączenia się w jedną organizację”. „Podkreślić należy, iż strajk wykazał niezwykłą solidarność i jednomyślność całego nauczycielstwa szkół powszechnych w Warszawie” – oceniono na łamach naszego czasopisma (wówczas miesięcznika).

Jakub Rzekanowski

 

***

Wszystkie cytaty pochodzą z artykułu „Strajk nauczycielstwa szkół powszechnych w Warszawie”, Głos Nauczycielski nr 6 z lutego 1919 r.

Artykuł ukazał się w GN nr 6 z 6 lutego br.