76. rocznica wyzwolenia Auschwitz-Birkenau. W tle cierpienie najmłodszych więźniów i ofiar

Wśród ok. 1,3 mln więźniów i deportowanych do Auschwitz znalazło się ok. 232 tys. dzieci. Ich dramatyczne historie przypomniano podczas zorganizowanego przez ZNP przy współpracy Muzeum Auschwitz-Birkenau seminarium „Dziecko jako świadek historii”

Dziś obchodzimy 76. rocznicę wyzwolenia Niemieckiego Nazistowskiego Obozu Koncentracyjnego i Zagłady Auschwitz-Birkenau. Dzień ten jest także Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu.

Głównym motywem 76. rocznicy wyzwolenia jest los dzieci w Auschwitz.

Otwierając seminarium „Dziecko jako świadek historii” prezes ZNP Sławomir Broniarz przedstawił jego uczestnikom kronikę szkolną z lat 1933-1939 stworzoną przez żydowskie uczennice z Miejskiej Szkoły Powszechnej nr 15 im. Klementyny Tańskiej-Hoffmanowej, która znajdowała się w Krakowie przy ul. Miodowej, na Kazimierzu. Dziewczęta prowadziły ją od klasy 3. do 7. – Dla mnie, nauczyciela, jest to wyjątkowe świadectwo konkretnej metody pedagogicznej i kultury szkolnej. Dziewczęta pisały kronikę ręcznie, ozdabiały ją rysunkami, wklejały do niej zdjęcia i ilustracje, wycięte z wydawanego przez ZNP „Płomyczka” i „Płomyka”. Widać jak rozwijają się ich umiejętności pisarskie – od prostych kilkuzdaniowych relacji z wydarzeń w szkole i klasie po własne, pisane z pobudek patriotycznych wiersze poświęcone marszałkowi Piłsudskiemu i odrodzonej Ojczyźnie-Polsce – mówił prezes ZNP.

Dziewczęta opisywały w kronice swoje życie, wydarzenia, jakie się działy w szkole, swoich przyjaciół, nauczycieli. – Czytając tę kronikę nie mogę przestać myśleć o tym, jak bardzo, my dorośli, zawiedliśmy te wspaniałe dziewczęta. Nie mogę przestać myśleć o tym, że wpisując do księgi swoje ostatnie sprawozdanie z radością oczekiwały nadchodzących wakacji, z ciekawością patrzyły w przyszłość, że były pełne empatii, zapału, chciały budować swój kraj i w nim widziały swoją przyszłość – podkreślił Sławomir Broniarz.

– Myślę o tym, jak się czuły, wyrzucane ze swoich mieszkań, pędzone do getta ulicami swojego ukochanego Krakowa, deportowane do obozów zagłady – dodał.

W klasie, która prowadziła kronikę, uczyło się 50 dziewcząt, wojnę przeżyło jedynie 7. – Jesteśmy tu dzisiaj i będziemy za rok. Jesteśmy im to winni – mówił prezes Związku.

Według dr. Ernsta Hillebrandta, dyrektora Fundacji im. Friedricha Eberta, obóz Auschwitz-Birkenau jest smutnym, symbolicznym miejscem przypominającym o niemieckich zbrodniach. – Urodziłem się w 1959 r. i przeżyłem wstrząs moralny po tym, jak uświadomiłem sobie skalę zbrodni nazistów. To było dla mnie motywacją, by zaangażować się na rzecz ruchu pokojowego, by nigdy więcej Auschwitz się nie powtórzył – zapewnił dr Hillebrandt.

Szef fundacji przypomniał słowa byłego kanclerza RFN z 1969, że „chcemy być narodem dobrych sąsiadów”. – Obietnica ta została dotrzymana. Niemiec nie trzeba teraz się obawiać. Ale nie możemy mówić o trwałym zabezpieczeniu wartości demokratycznych. Walka z uprzedzeniami dotyczy wszystkich – mówił.

W seminarium wzięli udział przedstawiciele niemieckich i izraelskich związków zawodowych.

– „Nigdy więcej”, żądanie, by Auschwitz się nie powtórzyło, jest naczelnym zadaniem edukacji. Nigdy więcej to motyw naszych związków zawodowych z Niemiec, Polski i Izraela – podkreśliła Marlis Tepe, przewodnicząca Niemieckiego Związku Edukacyjnego GEW.

Jej zdaniem, w sytuacji, gdy ostatni Ocaleni i Świadkowie odchodzą, na nauczycielach spoczywa coraz większa odpowiedzialność za przypominaniu o wydarzeniach z okresu II wojny światowej. – Nowe technologie dają nam wiele możliwości pokazywania historii o żydowskich sąsiadach i o zbrodniach nazistowskich – wyjaśniła Marlis Tepe. Spotkania nauczycieli i uczniów z Polski, Niemiec i Izraela jest „bardzo ważną przestrzenią dzielenia się konkretnymi doświadczeniami, uczenia się od siebie nawzajem, ale też służą przezwyciężaniu podziałów, nawiązywania przyjaźni”.

– Z niepokojem obserwujemy, że ksenofobia, rasizm i antysemityzm narastają w Niemczech – dodała.

– Należy zachować pamięć o czynach wręcz niewyobrażalnych, ale popełnionych. Narodowy socjalizm był przyczyną nieporównywalnego z niczym cierpienia. Dlatego „Nigdy więcej” nie może być frazesem, ale istotą edukacji – stwierdził Udo Beckmann, przewodniczący niemieckiego związku VBE.

Niestety Żydzi także dziś znajdują się w centrum różnego rodzaju teorii spiskowych. Choćby takich, które pojawiły się po wybuchu pandemii. Niektórzy porównują natomiast obecne obostrzenia sanitarne np. w Niemczech do okresu III Rzeszy. – Słyszałem, jak jedna osoba porównywała się z Anną Frank, bo nie mogła się spotkać z przyjaciółmi. To kuriozalne porównania – oburzył się niemiecki związkowiec. – Trzeba temu przeciwdziałać właśnie poprzez pracę edukacyjną – podkreślił.

Yaffa Ben David, sekretarz generalna Izraelskiego Związku Nauczycieli, przypomniała historię Janusza Korczaka, wybitnego polskiego i żydowskiego pedagoga. – To Korczak zainicjował działalność na rzecz praw dziecka, a domy sierot były pionierską inicjatywą demokratyczną – zauważyła Yaffa Ben David. Dzięki poświęceniu i bohaterstwu w okresie okupacji niemieckiej Janusz Korczak stał się dla całego świata ważnym symbolem.

– Korczak wierzył, że edukacja powinna się opierać na szacunku i miłości do dzieci. Wierzył w miłość i dialog. Uznawał świat wewnętrzny dziecka, a dzieciństwo uważał za istotną część życia. Uważał, że dziecku trzeba zapewnić swobodny rozwój – przypomniała.

– W Izraelu każde dziecko uczy się o Januszu Korczaku, o piekle, jakiego świat nie zaznał wcześniej. 1,2 mln dzieci żydowskich zamordowano w obozach zagłady. Ich jedynym grzechem było to, że urodzili się jako Żydzi. Jako nauczycielka żydowska nie znajduję słów, które mogłyby wyrazić to straszne zło. Świat tych dzieci w jednej chwili się zawalił. Rodziny zostały przewiezione do obozów, gett, gdzie zostały zgładzone. Całe rodziny mordowano w sposób masowy i zaplanowany. Cel był jeden – zgładzić naród – dodała.

Andrzej Kacorzyk, wicedyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz i dyrektor Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście, podziękował ZNP za zorganizowanie seminarium. – Zawsze oczekujemy tu państwa 27 stycznia – zapewnił.

– Dzieci to grupa ofiar, której cierpienie, śmierć, jest najtrudniej wytłumaczyć. Trudno wyjaśnić, czemu najbardziej niewinni spośród niewinnych przywożonych do Auschwitz, ginęli. Dziś dzieci to najliczniejsza grupa ocalałych – dodał.

Dzieci, które były więźniami Auschwitz, mają dziś ponad 80-90 lat. – To skłania nas do spieszenia się z rozmową, z wypytaniem o to wszystko, co działo się wtedy i jak jest teraz. Dzieci tamtego czasu opowiadają o innych aspektach Zagłady niż dorośli. Nie mówią o konkretnych datach, nazwiskach, ale o strachu, przerażeniu, samotności, przerwanym dzieciństwie, o powojennym życiu, poszukiwaniu sensu, budowaniu własnej tożsamości – podkreślił wicedyrektor muzeum. – Niejednokrotnie dzieje ich rodzin zaczynają się właśnie od nich. Nie mieli ojców, matek, zaczynali życie sami. – dodał.

Jadwiga Pinderska-Lech, kierownik Wydawnictwa Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, przypomniała, że wśród 1,3 mln osób, które trafiły do Auschwitz, znajdowało się co najmniej 232 tys. dzieci. Liczba ta obejmuje 216 tys. dzieci żydowskich, 11 tys. romskich, 3 tys. polskich i ponad 1000 dzieci białoruskich, rosyjskich, ukraińskich i innych narodowości, jak chorwacka.

– Dzieci i młodociani byli deportowani do obozu z różnych powodów. Romskie – w ramach izolacji i zagłady ludności romskiej, żydowskie – w ramach zagłady, polskie – w ramach represji wobec polskiej młodzieży biorącej udział w ruchu oporu, ale też były deportowane razem ze swoimi rodzinami, tak jak ludność polska z Zamojszczyzny na przełomie 1942 i 1943 roku, a później także z powstańczej Warszawy – wyjaśniła Jadwiga Pinderska-Lech.

Niestety do dziś zachowała się tylko niewielka część dokumentacji obozowej, mniej więcej 7-8 proc. Dlatego historycy nie są w stanie podać precyzyjnie podać liczbę dzieci deportowanych do obozu i tych, które zostały zamordowane.

Przez pierwsze dwa lata Auschwitz był obozem męskim. W marcu 1942 r. trafiły tu także kobiety. – W pierwszym transporcie i następnych znajdowali się chłopcy poniżej 18. roku życia. Małe dzieci natomiast pojawiły się w obozie na przełomie 1942 i 1943 r. wraz z rozpoczęciem akcji deportacyjnej do Auschwitz mieszkańców Zamojszczyzny w trakcie nazistowskich planów germanizacyjnych ziem wschodnich – mówiła ekspertka z muzeum.

Podczas tzw. kwarantanny wstępnej mordowane były m.in. kobiety w ciąży i matki małych dzieci. – Mordowano je razem z noworodkami poprzez zastrzyki fenolu. Pozostałych mordowano w komorach gazowych – mówiła Pinderska-Lech. Prawie wszystkie dzieci deportowane do Auschwitz z Zamojszczyzny zmarły w obozie z wycieńczenia, głodu, pobicia, w komorach gazowych.

– W 1942 r. obóz Auschwitz, oprócz tego, że pełnił funkcję obozu koncentracyjnego, zaczął pełnić też funkcję obozu zagłady. Naziści zaczęli deportować do Auschwitz dzieci żydowskie. Dzieci przybywały tu ze swoimi rodzinami. Większość była mordowana tuż po przyjeździe, selekcji, która następowała zaraz po przybyciu do obozu. Dzieci były mordowane w komorach gazowych, sporadycznie wybierano kilkunastoletnie dziewczynki i nastoletnich chłopców rejestrując ich w obozie, w efekcie czego stawały się więźniami. Podczas selekcji nie były skazywane na śmierć pary bliźniąt wykorzystywane podczas eksperymentów medycznych w obozie. Podczas tych pseudoeksperymentów Josefa Mengele dzieci cierpiały. Najczęstszą praktyką było zabijanie ich, by porównać organy wewnętrzne – opowiadała ekspertka Muzeum.

Dzieci urodzone w obozie do połowy 1943 r. były natychmiast mordowane, bez względu na narodowość – zastrzykami fenolu, ale najczęściej topione przez esesmanów w wiadrach z wodą. Od połowy 1943 r. pozostawiano przy życiu noworodki nieżydowskie. – Były to dzieci urodzone w obozie, wprowadzano je do ewidencji obozowej, traktowano ich jak nowo przybyłych więźniów. Dzieciom tatuowano numery – tłumaczyła przedstawicielka Muzeum. W obozie urodziło się przynajmniej 700 dzieci.

Auschwitz zostało wyzwolone przez Armię Czerwoną 27 stycznia 1945 r. Na terenie wśród 7,5 tys. wyzwolonych znajdowało się 750 dzieci.

Ich historie przez lata nie mogły się przebić do opinii publicznej. – Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele dzieci przebywało tu jako więźniowie. Dziecięce doświadczenie Auschwitz było marginalizowane, nieobecne w powszechnej świadomości – podkreśliła Wanda Witek-Malicka z Centrum Badań Muzeum Auschwitz-Birkenau.

Powody tego były obiektywne. 23,5 tys. dzieci zarejestrowanych w dokumentacji więźniów to zaledwie 6 proc. wszystkich więźniów. Początkowo w Auschwitz młodocianych prawie nie było. Z tego powodu dorośli więźniowie praktycznie się z nimi nie kontaktowali i nie wiedzieli, że w ogóle znajdują się w obozie.

Stan zdrowia dzieci, którym udało się przeżyć, był fatalny. Po wojnie trafiały one do szpitali, sanatoriów. Świat nie mógł się więc dowiedzieć o tym, czego doświadczyły. – Największą grupą, która nadawała kształt o wspomnieniach o Auschwitz, byli dorośli. To w większości mężczyźni, którzy przebywali na terenie obozu macierzystego. Wśród 80 osób, które tworzyły muzeum, były tylko 4 więźniarki. A to właśnie kobiety mogły częściej pamiętać o dzieciach w obozie. Więźniowie mężczyźni nie mieli możliwości, by je w ogóle widzieć – przypomniała Wanda Witek-Malicka.

Byli więźniowie dorośli wręcz zaprzeczali obecności dzieci w Auschwitz, co nie wynikało ze złej woli, ale z osobistych doświadczeń dorosłych.

– Dziecięce doświadczenie było marginalizowane. Nie dowierzano dzieciom, a ich relacje uważano za mało wiarygodne. To wynikało po części z tego, że generalnie nie dowierzano więźniom, że to się mogło dziać, że takie cierpienie nie mógł się dokonać w nowoczesnej Europie, że Niemcy, cywilizowany naród, nie byłby zdolny do dokonania czegoś takiego. Mówiono, ze to niemożliwe, że tak traktowano dzieci – tłumaczyła ekspertka Muzeum.

Na to nakładał się generalny status społeczny dzieci – ich relacje uważano za mniej istotne, niepoważne. W efekcie wiele dzieci zamykało się w sobie i przez wiele lat nie mówiło o tym, co przeszły w obozie. Dorośli ponadto nie rozumieli, jakim piętnem przeżycia wojenne odbiły się na dzieciach. Nie przejmowano się cierpieniem najmłodszych, uważano, że powinny one o tym po prostu zapomnieć.

– Innym sposobem reagowania na dziecięce wspomnienia były roszczenia dorosłych do dysponowania dziecięcymi wspomnieniami. Dorosłym wydawało się, że mogą mówić, o czym dzieci mają prawo opowiadać. Często nakazywali dzieciom milczenie o obozie. Dlatego temat obozu stawał się w rodzinach tematem tabu. Wydawało się, że jak dzieci nie mówią o czymś, to o tym też nie myślą. A tak nie było – wyjaśniła Witek-Malicka.

– Często reakcją był brak uznania dla ich wspomnień i doświadczeń. Uważano, że dzieci niewiele rozumieją i pamiętają z tego, co przeżyły w obozie. Uważano, że były one biernymi podmiotami w rzeczywistości obozowej. Dlatego zaprzeczano głębi ich przeżyć, dewaluowano wartość przeżyć dzieci. Pamięć dzieci i dorosłych różni się od siebie. Dzieci pamiętały raczej strach, nie zapamiętywały natomiast dat, konkretnych miejsc. Pamięć dzieci jest fragmentaryczna, składa się z obrazów, to kolaż z obrazów, dźwięków, zapachów. Jest w nich więcej zmysłów. Dużo więcej doznań dotykowych, dużo więcej emocji. To doświadczenie bardzo osobiste. Dzieci nie opisują obozu, jako struktury, nie opisują wydarzeń następujących po sobie – dodała.

(PS, GN)