Niemcy chcą przyspieszyć swój program szczepień i w tym celu sięgnąć po szczepionki z Rosji i Chin. Pod warunkiem, że zostaną one dopuszczone do użytku na terenie Unii Europejskiej
Jak poinformował brytyjski dziennik „The Guardian”, minister zdrowia Niemiec Jens Spahn powiedział przed nadzwyczajnym szczytem z udziałem producentów szczepionek, że jeśli jakąkolwiek szczepionkę „można uznać za bezpieczną i skuteczną, to niezależnie od kraju, w którym została wyprodukowana, może ona pomóc”.
To efekt zaostrzającego się konfliktu pomiędzy Unią Europejską a trzema producentami zarejestrowanych przez Europejską Agencję Leków (EMA) szczepionek – Pfizef/BioNTech, Moderną i AstraZeneką. Komisja Europejska oskarżyła tę ostatnią firmę o łamanie umów zawartych z UE oraz wywożenie szczepionek, które powinny trafić do krajów unijnych, do Wielkiej Brytanii.
Niemiecki rząd znajduje się pod presją władz 16 landów, które uważają, że program szczepień przebiega zbyt wolno. Dlatego kanclerz Angela Merkel naciska na KE, by ta podjęła bardziej zdecydowane kroki.
Także Francja uważa, że tempo szczepień na kontynencie powinno być zdecydowanie większe. – Ścigamy się z czasem – ocenił prezydent Francji Emmanuel Macron. – My, Europejczycy, musimy być bardziej skuteczni w tej kwestii – dodał.
Pfizef i BioNTech już zapowiedziały, że w drugim kwartale dostarczą krajom UE dodatkowe 75 mln szczepionek. AstraZeneca zobowiązała się natomiast do zwiększenia swoich dostaw o 30 proc.
Skuteczność rosyjskich i chińskich szczepionek nie została jednak przez naukowców dostatecznie zbadana. Testy chińskiej szczepionki Sinovac w Brazylii pokazały, że jej skuteczność wynosi jedynie ok. 50 proc. (zarejestrowane w UE szczepionki mogą pochwalić się skutecznością ok. 94-95 proc.). Z kolei szczepionka rosyjska Sputnik V nie została jeszcze poddana gruntownym analizom przez niezależnych specjalistów.
(PS, GN)