Zamiana gmachu przy al. Szucha w Warszawie na siedzibę PE przy Wiertzstraat 60 w Brukseli nie tylko zdejmuje Annie Zalewskiej z barków kłopoty wywołane przez jej reformę oświaty, ale także oznacza podwyżkę. I to jaką! Chciałbyś, nauczycielu, taką dostać!
Przy zarobkach europarlamentarzysty blednie nawet otrzymana przez Zalewską w 2017 r. „nagroda” w wysokości 75 tys. zł (premia ta wzburzyła wielu nauczycieli, którzy otrzymali wówczas tylko „waloryzację” na poziomie 20-40 zł).
Miesięczne wynagrodzenie europosła (a więc już wkrótce także Anny Zalewskiej) wynosi 8 757 euro brutto (ok. 37 tys. zł), czyli „na rękę” – 6850 euro (ponad 29 tys. zł). To nie koniec. Europoseł otrzymuje dietę w wysokości 320 euro (ponad 1 300 zł) dziennie za pracę w Parlamencie Europejskim. Na przykład w marcu br. tylko na posiedzeniach plenarnych posłowie obradowali przez osiem dni, za co otrzymali ok. 10 500 zł dodatkowo w kieszeni w postaci diet.
Wszystko to – skromnie licząc – oznaczać może dla Anny Zalewskiej nie lada podwyżkę! Podwyżkę, o jakiej nauczyciele nawet nie marzą. Jak wynika z oświadczenia majątkowego Anny Zalewskiej, w 2017 r. zarobiła ona jako minister edukacji ponad 250 tys. zł (brutto). Oznacza to miesięczną pensję w wysokości niecałych 21 tys. zł.
To nie wszystkie finansowe atuty wynikające z wyboru do PE. Poseł do europarlamentu otrzymuje jeszcze 4513 euro miesięcznie (ok. 19 tys. zł) na prowadzenie biura i zwrot podstawowych kosztów swojej działalności. Kolejne 25 tys. euro (ok. 105 tys. zł) może wydać na pensje swoich asystentów. Do tego dochodzi zwrot kosztów biletów lotniczych, podróży samochodem itp.
(PS, GN)