Jasną jest sprawą, że nauczyciele zarabiają zbyt mało. Niedawny strajk płacowy był strajkiem, w którym chodziło jednak nie tylko o pieniądze, lecz także o pozycję nauczyciela w systemie edukacji. Przede wszystkim ważna jest autonomia nauczyciela.
Z dr Krystyną Starczewską, opozycjonistką w okresie PRL, działaczką KOR-u, założycielką i byłą dyrektorką pierwszego w Polsce społecznego liceum „Bednarska” w Warszawie
Obchodzimy 30. rocznicę wyborów z 4 czerwca 1989 roku. Jest Pani w Gdańsku i bierze udział w wydarzeniach towarzyszących tym obchodom. Jaki to był czas dla polskiej edukacji?
– Brałam udział w 1989 r. w rozmowach Okrągłego Stołu przy podstoliku oświatowym. Sformułowaliśmy wówczas podstawowe dla nas postulaty dotyczące oczekiwanych zmian w systemie edukacji. Chodziło nam przede wszystkim o zmiany programów nauczania i odejście od podporządkowania ich obowiązującej wówczas ideologii, o zwiększenie autonomii szkół, o przeznaczenie większych środków na rozwój oświaty i pensje nauczycieli. Ale bardzo ważne było dla nas także uzyskanie prawa do tworzenia z szkół społecznych, które miałyby prawo do realizacji własnych programów edukacyjnych i własnych metod pracy. Ten postulat został spełniony. Dla mnie 1989 r. to jest przede wszystkim rok założenia I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego „Bednarska” i uzyskania dzięki temu praktycznej możliwości realizacji tego, co do dzisiejszego dnia wydaje mi się w edukacji najważniejsze.
Chodziło nam przede wszystkim o zmiany programów nauczania i odejście od podporządkowania ich obowiązującej wówczas ideologii, o zwiększenie autonomii szkół, o przeznaczenie większych środków na rozwój oświaty i pensje nauczycieli.
To proszę wymienić te najważniejsze kwestie.
– Jeszcze w roku 1981 r., gdy brałam udział w negocjacjach z ówczesnym ministerstwem oświaty, tekst poświęcony szkole jako środowisku wychowawczemu zaczęliśmy od zdania: „Szkoła służyć ma dziecku”. To zdanie ogromnie wzburzyło urzędników ministerialnych prowadzących z nami negocjacje, dla których oczywistym było, że szkoła ma służyć przede wszystkim państwu i rządzącej partii. Zrozumieliśmy wówczas, że problemem zasadniczym jest pytanie: czy szkoła ma być miejscem politycznej i ideologicznej indoktrynacji młodego pokolenia, czy miejscem służącym wszechstronnemu rozwojowi uczęszczających do niej uczniów. Moje stanowisko jest w tej kwestii od początku jest jednoznaczne: szkoła powinna funkcjonować tak, żeby rozwijać zainteresowania i indywidualne uzdolnienia uczniów, stwarzać realną pomoc dla tych, którzy mają różnego typu trudności w nauce; uczyć samodzielnego i krytycznego myślenia; pracować poprzez dialog, a nie wyłącznie poprzez nakazy i wymierzanie kar za niepodporządkowanie się dorosłym. Nie traktować rywalizacji o stopnie jako głównego motywu skłaniającego uczniów do pracy, lecz starać się o rozwijanie pracy zespołowej, która uczy współpracy w realizacji interesujących młodych ludzi problemów. Bardzo ważne jest także to, jak w szkole działa samorządność uczniowska, jak się układa współpraca uczniów, rodziców i nauczycieli. Bardzo ważne jest, by szkoła stwarzała warunki dla rozwijania w uczniach empatii i wrażliwości na drugiego człowieka. Dlatego obecność w szkole dzieci wymagających pomocy i wsparcia, a wiec dzieci niepełnosprawnych, czy dzieci uchodźców, jest ważna dla całej uczniowskiej społeczności.
Problemem zasadniczym jest pytanie: czy szkoła ma być miejscem politycznej i ideologicznej indoktrynacji młodego pokolenia, czy miejscem służącym wszechstronnemu rozwojowi uczęszczających do niej uczniów.
W jakim stopniu taki program udaje się realizować w polskich szkołach?
– W stopniu zdecydowanie niewystarczającym. To się udaje w niektórych szkołach, które działają niezależnie. System polskiej edukacji nadal wymaga zmian, a przede wszystkim dostosowania struktury szkolnictwa, programów, metod pracy dydaktycznej i wychowawczej do rzeczywistych potrzeb uczniów. Myślę, że dobrym pomysłem było wprowadzenie gimnazjów. Wyodrębnienie w osobnej szkole dzieci w trudnym wieku dojrzewania dawało bowiem szanse na stworzenie takiego dostosowanego do ich potrze i możliwości programu, a poza tym pozwalało na wyrównywanie szans edukacyjnych dla dzieci z małych ośrodków, z biedniejszych rodzin.
Reforma minister Zalewskiej jednak zlikwidowała gimnazja. Jak postrzega Pani krajobraz edukacyjny po tej reformie w kontekście tego co Pani postulowała 30 lat temu?
– Likwidacja gimnazjów przywróciła strukturę szkolnictwa z czasów PRL-u, skracając ponownie okres kształcenia ogólnego wszystkich młodych Polaków z dziewięciu do ośmiu lat. Podstawa programowa dla obecnej ośmioletniej szkoły podstawowej jest nastawiona na pamięciowe opanowywanie wiedzy z niepowiązanych ze sobą przedmiotów, a nie na uczenie samodzielnego myślenia. Chaos, jaki się wytworzył w szkołach po wprowadzeniu reformy, powoduje, że przez ostatnie dwa polska edukacja cofnęła się o kilkadziesiąt lat wstecz. Byłam w Gdańsku na spotkaniu młodzieży, która dyskutowała o tym, jakiej szkoły by chciała i ze wszystkich ust padały słowa, że chcieliby szkoły, w której będzie istniała możliwość dialogu, która będzie uczyć myślenia, a nie tylko wkuwania na pamięć faktów; szkoły która nie będzie polegać wyłącznie na rywalizacji, ale także na współpracy. Uczniowie wysuwają więc podobne postulaty do tych, które wcześniej wymieniłam. Ale teraz ich realizacja nie będzie łatwa, ponieważ obecna reforma cofnęła nasz system edukacji do czasów PRL. Historia zatoczyła więc koło i trzeba będzie wszystko zaczynać od początku.
Byłam w Gdańsku na spotkaniu młodzieży i ze wszystkich ust padały słowa, że chcieliby szkoły, w której będzie istniała możliwość dialogu, która będzie uczyć myślenia, a nie tylko wkuwania na pamięć faktów.
W dodatku prestiż zawodu nauczyciela obniża się. Dlaczego?
– Ten prestiż został zdecydowanie zachwiany. Jasną jest sprawą, że nauczyciele zarabiają zbyt mało. Niedawny strajk płacowy był strajkiem, w którym chodziło jednak nie tylko o pieniądze, lecz także o pozycję nauczyciela w systemie edukacji. Przede wszystkim ważna jest autonomia nauczyciela, to żeby mógł on realizować swoje twórcze pomysły edukacyjne i metody wychowawcze, a nie był zmuszony do podporządkowania się w swym działaniu wyłącznie zleceniom władz. Myślę, że jest na tym polu bardzo wiele do zrobienia. Oczywiście są różni nauczyciele, ale chodzi o to, żeby do tego zawodu szli ludzie z powołaniem, ludzie którzy rozumieją, o co chodzi w uczeniu i wychowywaniu, tacy, którzy lubią dzieci i młodzież, chcą z nimi pracować i żeby za to co robią byli dobrze wynagradzani. Ten chaos, który się ostatnio wytworzył w szkolnictwie bardzo wielu nauczycieli zniechęcił do pracy. Są sytuacje, w których nauczyciel by mieć pełen etat musi być zatrudniony w trzech, czterech szkołach i dojeżdżać do miejsc pracy często znacznie od siebie oddalonych. Najgorzej jest w mniejszych miejscowościach. Sytuacja życiowa nauczycieli zdecydowanie się pogorszyła, a i tak nie była w ciągu ostatnich 30 lat najlepsza.
Jasną jest sprawą, że nauczyciele zarabiają zbyt mało. Niedawny strajk płacowy był strajkiem, w którym chodziło jednak nie tylko o pieniądze, lecz także o pozycję nauczyciela w systemie edukacji. Przede wszystkim ważna jest autonomia nauczyciela.
Pani jest optymistką czy pesymistką jeśli chodzi o przyszłość polskiej szkoły? Co nas czeka za kolejne 30 lat?
– Jestem optymistką, jeżeli chodzi o świadomość dużej liczby młodych ludzi i wielu nauczycieli, którzy wiedzą, w jakim kierunku zmierzać powinien system oświaty. Natomiast, czy te pozytywne postulaty uda się zrealizować, to zależy w dużym stopniu od tego, jakie będą w tych sprawach decyzje władz. Bardzo ważne jest, by szkolnictwo zostało dofinansowane, by wzrosły uposażenia nauczycieli, aby do tego zawodu szli najlepsi – a to jest zależne od decyzji budżetowych i uznania przez władze państwowe wagi problemu. Ważne jest także, żeby szkoły uzyskały autonomię i mogły dostosowywać metody pracy do rzeczywistych możliwości i potrzeb swoich uczniów, aby były w tym zakresie samodzielne, wolne od ręcznego sterowania i narzucanej odgórnie ideologii.
Dziękuję za rozmowę.
Fot. rpo.gov.pl