Nie pochwalam lenistwa, ani nie usprawiedliwiam błędów rodziców. Chcę tylko powiedzieć, że nie można oceniać ludzi wyłącznie przez pryzmat ich świadectwa szkolnego – mówi dr Jakub Andrzejczak, profesor WWSSE, który opublikował na Facebooku swoje świadectwo z trójkami i czwórkami
Z dr Jakubem Andrzejczakiem*, profesorem Wielkopolskiej Wyższej Szkoły Społeczno-Ekonomicznej, rozmawia Jarosław Karpiński
Pokazał Pan na Facebooku swoje świadectwo szkolne z czwórkami, a nawet z trójkami i rozprawił się przy okazji z kultem tzw. czerwonego paska. Na Pana wpis zareagowało kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Spodziewał się Pan aż takiego odzewu w sieci?
– Mój profil na Facebooku został stworzony z myślą o studentach. Dlatego oczywiście nie spodziewałem się takiego odzewu jaki miał miejsce. Zresztą wydaje mi się że napisałem coś o czym wszyscy wiedzą. Koniec końców okazało się jednak, że ten komentarz dotarł do tysięcy ludzi i odpowiedział na jakieś potrzeby.
Może chodzi o to, że internauci mogli zajrzeć do świadectwa szkolnego profesora i okazało się, że nie ma tam samych piątek. Ale na co chciał Pan zwrócić uwagę? Ten Pana wpis miał być apelem do rodziców, żeby nie fetyszyzowali czerwonych pasków, krytyką systemu edukacji opartego na rywalizacji, miał podnieść na duchu tych wszystkich „przeciętniaków i średniaków”, do których sam Pan się zaliczył?
– Myślę, że ten wpis dotyczył wszystkich tych kwestii po trochu, realizował różne cele. W pierwszej kolejności chciałem zwrócić uwagę na wysiłek młodych ludzi, który na mecie roku szkolnego został oceniony np. jedynie na ocenę dostateczną. Nauczyciele często widzą, że w ten wysiłek dany uczeń wniósł bardzo wiele pracy i energii i doceniają to, ale on blaknie w porównaniu z wysiłkiem innego ucznia, który ma na świadectwie same oceny bardzo dobre lub celujące. Najgorsze jest jednak dla mnie obnoszenie się z tym, że ktoś jest prymusem, że zasłużył na czerwony pasek. Nie dotyczy to jednak tylko świadectw. Statystycznie częściej ludzie publikują zdjęcia z zagranicznych wakacji niż tych spędzanych na Mazurach. Mamy tutaj zapewne do czynienia z szerszym zjawiskiem socjologicznym.
Co wynika z komentarzy internautów pod Pana wpisem?
– Ludzie odczytali go na przeróżne sposoby, pojawiło się wiele interpretacji. Część osób pisze, że mój wpis otworzył im oczy na to, żeby wspierać dzieci w ich najróżniejszych wysiłkach. Dostałem np. mnóstwo głosów od rodziców dzieci niepełnosprawnych, przeczytałem wiele poruszających historii. Ale oczywiście były też osoby, które interpretowały mój wpis jako zarzut pod adresem tych, którzy się bardzo dobrze uczą. To akurat jest niedorzeczne i nie to było moją intencją. Poza publicznymi komentarzami otrzymałem też bardzo wiele prywatnych opinii, w których zwrócono mi uwagę na chyba wszystkie bolączki naszego systemu edukacji. Ludzie niekoniecznie odnosili się do relacji ze swoimi dziećmi, ale spoglądali na siebie z przeszłości gdy byli uczniami, na swoich rodziców, nauczycieli, swoje szkoły. Wyłania się z tego dość przygnębiający obraz tego, że niektórzy z nas po wielu latach od ukończenia edukacji, już w wieku dorosłym, nie poradzili sobie z presją, że muszą być najlepsi ze wszystkiego, z presją nakładaną przez rodziców, czy w ogóle środowisko w którym funkcjonowali.
Może Pan poruszył taką delikatną strunę dotycząca wychowania w duchu indywidualistycznym czy egoistycznym? Taka postawa jest przecież kształtowana w mediach, w pracy, w najrozmaitszych sferach życia…
– Na pewno tak. Sądzę, że generalnie mamy do czynienia z kultem jednostki, co przekłada się na sytuację, która ma miejsce w szkołach. Dzisiaj nie rozmawiamy o grupach odniesienia, nie mamy de facto subkultur młodzieżowych. Odbywa się to kosztem nieustannego udowadniania sobie od najmłodszych lat swojej wartości, zaradności. W takich warunkach kulturowych i społecznych żyjemy.
Dlatego warto mówić o tym, że wcale nie trzeba być za wszelką cenę prymusem, by być osobą wartościową i „wyjść na ludzi”?
– Można być „średniakiem” i „przeciętniakiem”, natomiast nie chciałbym żeby ktokolwiek w moim wpisie dostrzegł jakąkolwiek pochwałę lenistwa, bo też takie komentarze czytałem. Nie jest też tak, że usprawiedliwiam jakieś błędy wychowawcze rodziców. Chcę tylko powiedzieć, że nie można oceniać ludzi wyłącznie przez pryzmat ich świadectwa szkolnego, że ludzie mają wiele pasji w dorosłym życiu, które nie mają wiele wspólnego z ich edukacją w szkole.
A jak Pan pokazywał swoje świadectwa szkolne rodzicom, to byli z Pana dumni, czy trochę rozczarowani ocenami?
– Oczywiście, że byli dumni. Później podjąłem studia pedagogiczne, choć oni nie byli pedagogami. Myślę, że ich podejście do mojej edukacji chyba się pokrywa z tym co ja dzisiaj uważam i czemu daję wyraz. Być może powielam też trochę ten wzór wychowania, w którym sam dorastałem.
Dziękuję za rozmowę.
Fot: Jakub Andrzejczak/Facebook
***
*Janusz Andrzejczak jestem doktorem nauk humanistycznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, profesorem Wielkopolskiej Wyższej Szkoły Społeczno-Ekonomicznej i kierownikiem Zakładu Socjologii Edukacji, badaczem w dziedzinie edukacji, społeczeństwa i kultury, stypendystą amerykańskiej Parrish Foundation.
"Przeciętniak" (3 min. 📖)Zakończenie roku szkolnego zbliża się wielkimi krokami. Już za kilkanaście dni uczniowie i…
Opublikowany przez Jakub Andrzejczak – rodzicielstwo, dzieciństwo, edukacja Piątek, 7 czerwca 2019