Krzysztof Baszczyński: Część zmian w KN budzi niepokój, a część to tylko powrót do normalności

Podejrzewam , że rząd przyjął kierunek na podział środowiska, bo to szczególnie będzie bolało nauczycieli w placówkach, które są zespołami szkolno-przedszkolnymi. Może się okazać, że nauczyciele szkolni będą dostawać dodatek, a nauczyciele przedszkolni nie.

Z Krzysztofem Baszczyńskim, wiceprezesem ZG ZNP, rozmawia Jarosław Karpiński

Senat przyjął nowelizację Karty Nauczyciela bez żadnych poprawek. Najwięcej kontrowersji wzbudza odebranie nauczycielom przedszkoli dodatku za wychowawstwo. Skąd w ogóle wziął się ten problem – ktoś się pomylił, zastępując słowa „oddziału szkolnego lub przedszkolnego” słowem „klasa”? Czy jednak mamy do czynienia z celowym przerzuceniem odpowiedzialności na samorządy, od których dobrej woli czy raczej stanu kasy będzie zależało przyznawanie tego dodatku?

– Raczej jest to celowy zabieg. Dlatego że w ustaleniach, które poczyniliśmy z MEN 3 kwietnia br., jest wyraźnie napisane, że dodatek dotyczy wychowawcy oddziału szkolnego i przedszkolnego. Ten zapis nie znalazł się już w porozumieniu zawartym przez stronę rządową z „Solidarnością”. Możliwe więc, że brak takiego jednoznacznego zapisu spowodował, iż w ustawie znalazło się już tylko stwierdzenie, że chodzi o wychowawcę klasy. Ta nomenklatura nie jest zgodna z innymi zapisami prawnymi, bo one mówią o oddziałach, a nie o klasach. My już na etapie prac w połączonych komisjach sejmowych zgłaszaliśmy odpowiednie poprawki, ale niestety, zostały one odrzucone.

Czy można zobligować samorządy przepisami prawa, by wypłacały te dodatki nauczycielom przedszkoli? Wiceminister Marzena Machałek tłumaczyła, że być może ta sprawa zostanie uregulowana w rozporządzeniu.

–  Nikt nikogo nie będzie mógł do niczego zobligować. Dlatego że sama pani Machałek mówiła o tym, że „samorządy mogą”, a słowo „mogą” oznacza, że wcale nie muszą. Dlatego bezpieczniejszy byłby zapis ustawowy. Gdyby sprawa była „czysta”, to wystarczyłoby przyjąć poprawki, które proponowaliśmy, albo trzymać się tego, co zostało uzgodnione dużo wcześniej. Nie byłoby wtedy żadnych kontrowersji. Dlatego pytamy: co się takiego wydarzyło w międzyczasie? Nadal nie wiemy, czy samorząd da pieniądze, czy nie. Przypomnę, że tu chodzi o zadania własne samorządów, które i tak otrzymują niewystarczającą subwencję oświatową, a oddzielnej na przedszkola nie ma.  Wiadomo więc, jakie będą pracownicze skutki tego rozwiązania. Podejrzewam zresztą, że rząd przyjął kierunek na podział środowiska, bo to szczególnie będzie bolało nauczycieli w placówkach, które są zespołami szkolno-przedszkolnymi. Może się okazać, że nauczyciele szkolni będą dostawać dodatek, a nauczyciele przedszkolni nie.

Czy to może to być pierwszy krok do wyłączenia w przyszłości części nauczycieli z Karty Nauczyciela? Słychać takie obawy…

–  Tak, to może być pierwszy krok. Tym bardziej że przy okazji nowelizacji prawa oświatowego nie udało nam się – mimo wielokrotnych prób – zapisać wprost w ustawie tego, co jeszcze obowiązuje, ale już tylko przez chwilę, że samorząd ma obowiązek prowadzenia szkół i przedszkoli. Ustawodawca się na to nie zgodził. Gdyby prowadził czystą grę, to co stało ku temu na przeszkodzie? My nie chcieliśmy w tej sprawie niczego więcej poza przeniesieniem zapisu z jednej ustawy do drugiej. Poza tym cały czas się podkreśla, że szkoły są subwencjonowane, a przedszkola już nie. Ale tu nie chodzi tylko o sprawę dodatku za wychowawstwo. Nie ma zabezpieczenia środków na wzrost wynagrodzeń, który na ma nastąpić od września.

(…)

To jest fragment wywiadu. Cały wywiad – GN nr 27-28 z 3-10 lipca br. (e-wydanie)