Zła sytuacja w tym zawodzie nie zaczęła się więc z dnia na dzień, ale jesteśmy obecnie w bardzo ostrej fazie kryzysu. I jeżeli nic się nie wydarzy to za chwilę w przedszkolach nie będzie miał kto pracować.
Z Igą Kazimierczyk, nauczycielką, prezeską Fundacji Przestrzeń dla Edukacji, rozmawia Jarosław Karpiński
W całej Polsce na stronach kuratoriów od stycznia wisi ok. 1,4 tys. ogłoszeń o wakatach w przedszkolach. W dużych miastach brakuje po kilkuset nauczycieli przedszkoli, a niektóre placówki ogłaszają, że z powodu braku kadry będą pracować np. tylko do godziny 15. Sytuacja jest chyba dramatycznie zła?
– O nauczycielkach wychowania przedszkolnego trzeba pamiętać w jednym szczególnym kontekście: są one w naszym systemie najlepiej wykształcone i przygotowanie do wykonywania swojego zawodu, ale pomimo tego, że wykonują też bardzo ciężką pracę – systemowo są najgorzej wynagradzaną grupą nauczycielek w Polsce. Sama skala ogłoszeń w kuratoriach o poszukiwaniu nauczycieli wychowania przedszkolnego świadczy o tym, że można mówić o dramatycznie złej sytuacji.
Ale powinniśmy byli to przewidzieć i być na to przygotowani, bo problemy nie zaczęły się od wczoraj, to był złożony i długi proces. Nałożyło się na to wiele systemowych zmian, przeprowadzonych w ostatnich latach.
Kiedy rozpoczęła się ta równia pochyła?
– To się zaczęło od reformy z 2013 r. Pojawiło się wtedy zamieszanie z obowiązkiem przedszkolnym dla pięciolatków i szkolnym dla sześciolatków. MEN chodziło o to by edukacja przedszkolna była bardziej powszechna, a jednocześnie by umożliwić dzieciom wcześniejszy start w edukacji. Jednak prawdziwy problem powstał w 2015 r. gdy pani minister Zalewska zlikwidowała obowiązek szkolny dla dzieci sześcioletnich i przedszkolny dla pięciolatków. Od 2013 r. stopniowo rozszerzano prawo do edukacji przedszkolnej dla dzieci czteroletnich i trzyletnich. Samorządy były przygotowane na to by zapewnić miejsca dla trzy-, cztero- i pięciolatków, ale po zmianach pani Zalewskiej z 2016 r. i 2017 roku miały już „podwójny rocznik” w przedszkolach i musiały znaleźć miejsca także dla sześciolatków „wycofanych” do szkół. To był pierwszy moment gdy praca nauczycielek i nauczycieli w przedszkolach przestała dawać im tyle satysfakcji ile dawała. Zafundowano im bowiem dość istotną zmianę, nie uzgadniając jej w najmniejszym stopniu ze środowiskiem. Ta praca w konsekwencji zaczęła być więc bardziej wyczerpująca niż była i na dodatek trzeba było ją wykonywać w dużo gorszych warunkach. Zaczęło się łączenie grup, zmiany w obsadzie, kłopoty związane z organizacją przestrzeni, stały się wtedy codziennością. Przez kilka lat samorządy przygotowywały się do stopniowego powiększania liczby miejsc dla przedszkolaków. Prace te prowadzone były jednak z myślą o trzech rocznikach dzieci a nie czterech.
Samorządy nie były przygotowane na znalezienie aż tylu miejsc dla „podwójnego rocznika przedszkolaków” a ustawa minister Zalewskiej zaczęła bardzo szybko obowiązywać. W przedszkolach pojawił się chaos.
Ale chyba nie wszystkie zmiany w edukacji przedszkolnej były złe?
– Trzeba przyznać, że w edukacji przedszkolnej były też wprowadzone dobre zmiany, ale niestety nie wiązało się to ze wzrostem wynagrodzeń. Od 2013 roku wprowadzane są zmiany w podstawach programowych i one kierowały tą edukację w stronę standardów skandynawskich, w tych programach pojawiło się bardzo wiele pozytywnych elementów. Wprowadzono język angielski na poziomie edukacji przedszkolnej. Stopniowo obserwujemy więc proces wzrostu wymagań wobec nauczycielek przedszkola, nie towarzyszy temu jednak wzrost wynagrodzeń. W 2013 r. zrealizowano też postanowienie o likwidacji odpłatnych zajęć dodatkowych w przedszkolach publicznych. Rodzice byli entuzjastami tych zmian. W wyniku zakazu organizowania odpłatnych zajęć obowiązek ten powierzono nauczycielkom przedszkola. Zadaniem dyrektora stało się takie planowanie zajęć, aby mogły być one prowadzone w oparciu o kompetencje i doświadczenie kadry przedszkola. Zobowiązano więc nauczycieli przedszkoli do prowadzenia takich zajęć, i postawiono przed nimi kolejne wymagania. To ma swoje konsekwencje, które obserwujemy dziś – masowa skala odejść z zawodu.
W którymś momencie każda nauczycielka przedszkolna musi zadać sobie pytanie dlaczego, skoro jestem świetnie wykształcona, świetnie przygotowana do swojej pracy i mam coraz więcej obowiązków to dlaczego zarabiam tak skromnie? A pensum w przedszkolu wynosi 22-25 godzin więc trudno gdziekolwiek dorobić do dość niskich pensji.
Czarę goryczy przelała sprawa dodatku za wychowawstwo?
– Tak, bo nie wiadomo w jakiej wysokości będzie on wypłacany. Prawo do dodatku w minimalnej wysokości 300 zł mają tylko wychowawcy w szkołach. Wiele będzie zależeć w tej sprawie od samorządów.
Wychowawczynie i wychowawców w przedszkolach potraktowano jak nauczycieli gorszego sortu, choć jest oczywiste że wychowują dzieci.
– A standardy opieki przedszkolnej w Polsce są bardzo wysokie. W podstawie programowej nauczycielki mają zapisane, że powinny eksperymentować, trenować z dziećmi kompetencje interpersonalne, społeczne, poznawcze, emocjonalne. W wyniku tego, że podstawa dla przedszkola daje jednak jakąś granicę swobody, nauczycielki coraz chętniej sięgają po metody projektowe, których elementy i etapy doskonale korespondują z zapisami wymogów. To wymaga olbrzymiego nakładu pracy, a nauczyciele przedszkolni przygotowują przecież te projekty we własnych domach.
Wiele nauczycieli z przedszkoli powiedziało więc „dość”. Wolą obejmować etaty w szkołach, albo w ogóle odchodzą z zawodu.
– Zgadza się, bo przy edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej wymagane jest to samo wykształcenie. Z punktu widzenia nauczycielki przedszkola warunki pracy w szkole są nieporównywalnie lepsze biorąc pod uwagę nawet samo pensum, czy kwestie dodatków oraz zaplecza technicznego. Zwłaszcza w dużych miastach spora część nauczycielek przedszkolnych przechodzi też do prywatnych placówek opieki nad dziećmi. Stawki godzinowe bywają tam dużo wyższe niż w publicznych placówkach.
Zła sytuacja w tym zawodzie nie zaczęła się więc z dnia na dzień, ale jesteśmy obecnie w bardzo ostrej fazie kryzysu. I jeżeli nic się nie wydarzy to za chwilę w przedszkolach nie będzie miał kto pracować.
Są podejmowane jakieś kroki by temu zapobiec? Dostrzega Pani jakieś działania rządu?
– Problem jest zrzucany na samorządy. Nie spodziewam się ze strony rządu jakiś działań wspierających, a kasy samorządów świecą pustkami.
Dziękuję za rozmowę.
Na zdjęciu: Iga Kazimierczyk podczas Konferencji Edukacyjnej „Szkoła na szóstkę”, Warszawa, 31 sierpnia br.
Fot. ZNP