Jestem przekonana, że dzieci są naszymi najlepszymi rzecznikami. Liczymy na szkoły także w trakcie naszego wrześniowego jubileuszu, który odbędzie się pod hasłem „Sprzątanie świata łączy ludzi”. Z tej okazji powstał wyjątkowy plakat autorstwa Andrzeja Pągowskiego. Przedstawia worek uformowany w ludzką rękę, w której są śmieci.
Z Beatą Butwicką, prezeską Zarządu Fundacji Nasza Ziemia, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Świat zaczęliście sprzątać, zanim zaczęto powszechnie mówić o negatywnych skutkach zmian klimatycznych i degradacji środowiska, kiedy niewielu o tym myślało globalnie. Jakie są wnioski po 30 latach ciężkiej pracy?
– Nadal mamy co sprzątać. Worki są pełne. Mało tego, śmieci jest czasami więcej niż w poprzednich latach, jest też więcej miejsc, w których je znajdujemy. Ciągle jesteśmy zaskakiwani, tak jak australijski żeglarz i biznesmen Ian Kierman, który 34 lata temu tę akcję wymyślił. Wpływając któregoś dnia ze swojego rejsu do zatoki w Sydney, zobaczył, jak jest strasznie zaśmiecona. Skrzyknął paru kolegów i tak narodził się pomysł sprzątania, który w 1993 r. zyskał patronat ONZ, stając się międzynarodową akcją Clean Up The World.
Mieszkająca w Australii założycielka naszej fundacji Mira Stanisławska-Meysztowicz postanowiła taką akcję i u nas zorganizować. Udowodniła w ten sposób, że Polacy byli gotowi do tego typu działań i postanowili się włączyć w ruch na rzecz środowiska naturalnego.
Można w ogóle posprzątać świat?
– W tej akcji chodzi nie tyle o sam akt posprzątania, ale o to, żeby nie śmiecić w naturze. Czyli te efekty, które uzyskujemy z wolontariuszami, sprzątając, a potem informując w raportach, ile kilogramów i jakich śmieci zebraliśmy z tego lasu, z tej plaży, z tego pięknego parku krajobrazowego czy narodowego, mają stanowić pewnego rodzaju przestrogę dla tych którzy śmiecą. Te wszystkie śmieci nigdy nie powinny trafić do natury. Taki jest nasz przekaz.
A jednak trafiają. Zmiana podejścia do ochrony planety to powolny proces.
– I to jest właśnie największą zagadką, przed jaką stajemy każdego roku. Zawsze zakładamy, że tych śmieci będzie mniej, ale one nadal są. To jest przerażający widok, kiedy w danym roku zbieramy z jednej akcji ogólnopolskiej przeszło 472 tony śmieci. W ostatnich latach znajdujemy bardzo dużo odpadów, które nazywamy weekendowymi lub piknikowymi. Butelki po napojach, jedzeniu, minigrille, chusteczki nawilżane do rąk i WC, zużyte pieluszki.
Są też hulajnogi, książki, telefony i inny sprzęt, którego ludzie już nie potrzebują. Wszystko to pozostawiają w naturze, a powinno to wylądować w koszu jako odpowiednio posegregowane odpady.
To wynik braku wychowania, świadomości czy braku troski o otoczenie? Można w ogóle znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje?
– Zastanawiamy się nad tym, ale jeśli pyta mnie pani o wychowanie, to muszę powiedzieć, a nawet jestem na sto procent pewna, że współczesna młodzież i dzieci to osoby, które są za sprawą szkół fenomenalnie ułożone i wychowane. Wiedzą, co jest złe, a co jest dobre, bo przecież szkoły są największym i najbardziej zaangażowanym uczestnikiem akcji Sprzątanie świata od samego początku. Sądzę więc, że to, co znajdujemy w naturze, jest raczej wynikiem niefrasobliwości dorosłych.
Nie za delikatnie?
– W większości są to zachowania nie do końca przemyślane. Może zaskakiwać, że wiele osób nadal nie widzi zależności pomiędzy swoim postępowaniem i nawykami a tym, co dzieje z planetą, na której żyją. Nie zakładają, że to, co wyrzucają, może mieć wpływ na ich zdrowie, życie, na stan środowiska naturalnego – wody, ziemi, zwierząt. Wydaje się, że ta niefrasobliwość jest związana z brakiem odpowiedzialności za zachowanie wobec Matki Ziemi.
Nawet teraz, kiedy zmiany klimatyczne odczuwamy na własnej skórze?
– My w zespole zastanawialiśmy się, czy czasem nie mają na to wpływu zachowania popandemiczne. Te zachowania wobec środowiska naturalnego są o wiele bardziej agresywne niż przed 2020 r. Czasami mamy wrażenie, że komunikaty, że „Ziemia się kończy”, że „zaraz nas nie będzie”, odnoszą odwrotny skutek w niektórych środowiskach. Po nas choćby popiół – myślą niektórzy. Bo jak inaczej można to wytłumaczyć?
Z Waszego najnowszego raportu wynika, że podczas ubiegłorocznej akcji Sprzątanie świata odkryliście aż 2331 dzikich wysypisk śmieci. Szokujące jest to, że niektóre grupy natknęły się aż na 20 takich miejsc.
– W dzikie miejsca trafiają materiały budowlane, opony, armatura łazienkowa, w tym sedesy, wanny, ale też pralki i zmywarki. Te rzeczy zamiast do PSZOK-ów, czyli punktów selektywnej zbiórki odpadów, ciągle wywożone są do lasów. Szokujące jest to, że dzikich wysypisk znowu przybywa. Mamy pełne ręce roboty, kiedy je znajdujemy. Są one natychmiast przez nas likwidowane lub zgłaszane odpowiednim służbom. Wszystko zależy od rodzaju wysypiska.
2,8 tys. koordynatorów i ponad 450 tys. uczestników wzięło udział w akcji ubiegłorocznej. To ogromna rzesza ludzi – często uczniów i nauczycieli.
– Sercem naszej akcji i największymi uczestnikami zawsze były szkoły i byli nauczyciele. Z badania pilotażowego przeprowadzonego pod koniec roku szkolnego 2020/2021, w którym wzięło udział 936 szkół podstawowych, wynika, że 93 proc. respondentów uczestniczyło w niej przynajmniej raz, 58 proc. bierze w niej udział co roku, a 28 proc. deklaruje, że sprzątało swoje otoczenie wiele razy.
Niemal 60 proc. szkół rokrocznie powraca i sprząta świat wraz z fundacją. Oczywiście wiele placówek się nie rejestruje, ponieważ nasza akcja na stałe wpisała się w kalendarz trzeciego weekendu września i nauczyciele po prostu zabierają uczniów na sprzątanie świata. Można więc powiedzieć, że przez te 30 lat sprzątały z nami świat setki tysięcy uczniów i nauczycieli.
Dzięki temu udało Wam się wychować wielu młodych ludzi, całe pokolenie.
– Ja bym chyba aż tak dużego słowa nie użyła, ale wiem, że na pewno mieliśmy wpływ na wielu młodych ludzi. Kiedy kilka lat temu z Mirą Stanisławską-Meysztowicz objeżdżałam Polskę z okazji 25-lecia akcji, spotykaliśmy się z dorosłymi, którzy sprzątali z nami świat od małego. Do dzisiaj staramy się żyć w zgodzie z naturą – powtarzali. Jestem na 100 proc. pewna, że jeśli ktoś posprzątał rzetelnie przez godzinę kawałek świata, powydłubywał te brudne butelki, poznosił resztki z ubrań, pozbierał rozbite szkło, to już nigdy nie wyrzuci śmieci do natury.
To jest najważniejszy atut tej akcji.
– Tak. To, że później każdy łyk wody, każda kromka chleba smakuje inaczej. Kiedy ktoś wytarga z ziemi te śmieci, nigdy niczego nie wyrzuci do lasu.
Takie sprzątanie to przecież nie jest czysta praca, tu się trzeba pobrudzić.
– Oj tak, trzeba mocno się zabrudzić. Nawet wydłubanie kapsla z ziemi nie jest takie proste. Staramy się to robić chwytakami, ale z petami po papierosach jest gorzej. Już nie mówiąc o szkle. „Małpek” po napojach wyskokowych jest teraz najwięcej. Szkło jest ciężkie, więc uczestnicy muszą się też nadźwigać.
O czym Pani marzy?
– W przeciwieństwie do naszej założycielki, która marzyła o tym, aby tych inicjatyw przybywało, ja marzę, że wychodzimy do lasu i znajdujemy kilka papierków, które ktoś niefrasobliwie zgubił. Są rejony, gdzie sytuacja się poprawia, np. w Międzyzdrojach oraz na terenie Wolińskiego Parku Narodowego. Wspólnotowe działania pomagają. Mam tu na myśli nie tylko nas, ale całe środowisko lokalne oraz miejscowe służby leśne czy porządkowe. Ten zbiorowy wysiłek się opłaca. Dlatego w tej chwili wydaje się, że należałoby więcej stawiać na edukację i promocję nieśmiecenia niż na samo fizyczne sprzątanie, które przerodziło się w rodzaj fajnego wydarzenia i rywalizacji.
„Śmieci wszędzie, plastik wszędzie…, co to będzie, co to będzie?” – każdej akcji towarzyszą chwytające za serca plakaty i materiały promocyjne.
– To są tzw. chmurki uwielbiane przez uczniów, ale ulubioną jest „piąteczka dla sprzątających”. To jest ten kawałek edukacji, który jest mi najbliższy. Jestem przekonana, że dzieci są naszymi najlepszymi rzecznikami. Liczymy na szkoły także w trakcie naszego wrześniowego jubileuszu, który odbędzie się pod hasłem „Sprzątanie świata łączy ludzi”. Z tej okazji powstał wyjątkowy plakat autorstwa Andrzeja Pągowskiego. Przedstawia worek uformowany w ludzką rękę, w której są śmieci.
Mistrz Andrzej chciał zaprojektować bardziej przerażający plakat, bo nie ma już siły projektować motywacyjnych obrazów, kiedy po 30 latach nadal jest brudno, ale poprosiłam go, abyśmy jednak bardziej niż krytykować śmiecących, docenili tych, którzy wychodzą sprzątać.
Obecnie każde województwo bierze udział w akcji. W rankingu Waszej fundacji na pierwszym miejscu pod względem liczby uczestników, znajduje się województwo wielkopolskie, a tuż za nim mazowieckie, śląskie, kujawsko-pomorskie oraz pomorskie.
– Wielkopolska z Poznaniem przodują od lat. Cieszymy się, że jest z nami coraz więcej ludzi, którym w duszy gra czysta Ziemia, którzy rozumieją, że sami jesteśmy sprawcami naszego losu.
Jaką formę przybierze akcja w kolejnych latach? Jakie są plany?
– W wyniku pandemii nasze działania podzieliliśmy na akcje stacjonarne i terenowe, bo przecież chodzi nam znacznie bardziej o promocję idei nieśmiecenia niż faktyczne fizyczne sprzątanie.
Bez sprzątania w terenie to byłoby już inne wydarzenie?
– Nie byłoby efektu ilościowego, tych „gór” śmieci, które wysyłają odpowiednie sygnały do społeczeństwa. Kiedy zbieramy ponad 400-500 ton śmieci w ciągu kilku dni, to nie możemy zawiesić samego sprzątania, byłoby to nie fair. Nie ma takiego planu, żeby akcję zamknąć. Tylko wtedy, jeśli nie będzie śmieci…
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się w GN nr 25-26 z 21-28 czerwca br. Fot. Fundacja Nasza Ziemia
***
>> Głos Nauczycielski objął patronat medialny nad 30. edycją akcji Sprzątanie świata Fundacji Nasza Ziemia
>> Więcej informacji o akcji i organizatorze: https://www.naszaziemia.pl