Minister edukacji Dariusz Piontkowski unika konkretów na temat przyszłorocznych podwyżek w oświacie. Jego zdaniem, nauczyciele powinni powściągnąć swoje oczekiwania i „brać pod uwagę możliwości finansowe państwa”
Szef MEN był dziś gościem „Sygnałów Dnia” w radiowej Jedynce. Poruszył w nim temat nauczycielskich wynagrodzeń oraz postulatu znaczących podwyżek w oświacie wysuwany przez ZNP. Jak się okazuje, nauczyciele nie powinni spodziewać się kokosów, lecz wręcz przeciwnie – wykazać się zrozumieniem dla rządu i powściągliwością, jeśli chodzi o swoje oczekiwania.
– Ja rozumiem, że każda grupa zawodowa, także nauczyciele, chcieli, aby ich wynagrodzenie było jak najwyższe, i to jest zrozumiałe, natomiast trzeba także brać pod uwagę możliwości finansowe państwa i gdzieś po drodze znaleźć porozumienie i wspólnie wypracować jakiś system i poziom wynagrodzeń, który przyniesie jakichś poziom satysfakcji – oświadczył minister edukacji.
Dariusz Piontkowski ani słowem nie zająknął się o ewentualnych podwyżkach dla nauczycieli w 2020 r. Choć we wcześniejszych wywiadach sugerował, że grupa ta mogłaby liczyć na 6-procentowy wzrost wynagrodzeń (konkretnej daty jednak nie podał). W „Sygnałach Dnia” tematu tego nie poruszył. Stwierdził natomiast, że nauczyciele powinni się cieszyć z tego, co do tej pory otrzymali. – Przypomnę, że nauczyciele w tym roku, między innymi spełniając postulaty związków zawodowych, otrzymali ogromne podwyżki, to jest łącznie 15 proc. Nigdy ta grupa zawodowa w ciągu jednego roku nie otrzymała tak znaczącej podwyżki – podkreślił szef MEN. – Rozumiem, że związki zawodowe chcą rozmawiać także o sytuacji finansowej, o płacach nauczycieli w przyszłym roku, i na takie rozmowy jesteśmy otwarci – dodał.
A co z propozycją ZNP, żeby uzależnić nauczycielskie wynagrodzenia zasadnicze od średniej pensji w gospodarce? Przypomnimy – Związek zapowiedział obywatelski projekt ustawy, który zwiąże wynagrodzenie zasadnicze nauczycieli ze średnią płacą w gospodarce z III kwartału roku poprzedniego. Czemu akurat z III kwartału? To efekt kalendarza prac nad budżetem państwa. Informację na temat wynagrodzeń w IV kwartale Główny Urząd Statystyczny publikuje w marcu roku następnego. Czyli wtedy, gdy Sejm już ma za sobą prace nad budżetem. Dlatego najnowsze dane na temat wysokości średniej płacy należy czerpać z danych z III kwartału.
Zgodnie z pomysłem, wynagrodzenie zasadnicze stanowiłoby określony procent średniego wynagrodzenia w gospodarce. ZNP uważa, że w przypadku nauczyciela dyplomowanego wynagrodzenie zasadnicze powinno wynosić 100 proc. wynagrodzenia średniego. O jakich pieniądzach mówimy? Gdyby ustawa obowiązywała obecnie, to wynagrodzenie zasadnicze dyplomowanego wynosiłoby – według danych GUS – 5148 zł (to przeciętne miesięczne wynagrodzenie w III kwartale 2019 r.). Przypomnijmy, od września br. minimalna stawka dla nauczyciela z tytułem magistra z przygotowaniem pedagogicznym wynosi w przypadku nauczyciela dyplomowanego 3817 zł. Przyjęcie propozycji ZNP oznaczałoby wiec podwyżkę dla dyplomowanego w wysokości 1331 zł.
Dariusz Piontkowski jest sceptyczny wobec tego pomysłu. – Gdyby zrealizować od razu postulat części związków zawodowych, które chciałyby, aby pensja zasadnicza nauczyciela, a przypomnę, że jest to tylko fragment wynagrodzenia, które otrzymuje nauczyciel, bo są do tego różnego rodzaju dodatki, między innymi za wychowawstwo, za staż pracy, za godziny ponadwymiarowe i wiele, wiele jeszcze innych dodatków, to dziś, aby zrealizować taki postulat, to trzeba by dać podwyżkę rzędu trzydziestu czy trzydziestu kilku procent – ocenił szef MEN. – To oznaczałoby wiele miliardów złotych w ciągu jednego roku, według naszych wyliczeń od kilkunastu do dwudziestu kilku miliardów. To jest więc postulat nie do zrealizowania, a na pewno nie w tym roku. To są zbyt duże kwoty, aby można było to zrobić jednorazowo – dodał.
Przedstawiając ostatnią inicjatywę ZNP prezes Związku Sławomir Broniarz zastrzegł, że propozycje te są podstawą do dyskusji i kompromisu.
(PS, GN)