W żadnym innym zawodzie nie doznają pracownicy tak dotkliwych niedostatków, jak w zawodzie nauczycielskim, z żadnego innego zawodu nie uciekają tak gromadnie, jak właśnie z zawodu nauczycielskiego. Przypominamy artykuł Zygmunta Nowickiego, ówczesnego redaktora naczelnego, z Głosu Nauczycielskiego nr 3 z listopada 1917 r. Mimo upływu 108. lat niektóre fragmenty brzmią zadziwiająco aktualnie.
O naszej niedoli*

Nie było takiego zgromadzenia nauczycielstwa szkół początkowych teraz i przed wojną, na którymby nie poruszano niezmiernie smutnej i bolesnej kwestji – kwestji wynagrodzenia. Dowodzą tego protokóły wszystkich zjazdów i konferencji nauczycielskich, dowodzą korespondencje, tak licznie nadsyłane do Głównego Zarządu Zrzeszenia Nauczycielstwa P.S.P., wreszcie – ustnie wygłaszane skargi i żale.
W żadnym innym zawodzie nie doznają pracownicy tak dotkliwych niedostatków, jak w zawodzie nauczycielskim, z żadnego innego zawodu nie uciekają tak gromadnie, jak właśnie z zawodu nauczycielskiego. (…)
Nie może być inaczej. Jakież bowiem wynagrodzenie otrzymywał nauczyciel przed wojną za swoją ciężką pracę? Od 20 do 30 rub. miesięcznie na wsi i od 40 do 50 – w mieście, t.j. akurat tyle, żeby z głodu nie umrzeć, ale głodu się nacierpieć nawet w czasach jak najbardziej normalnych, w czasach, o których się nam śni, że zamieszkiwaliśmy wówczas krainę mlekiem i miodem płynącą.
Tak było przed wojną. Obecnie dzieje się jeszcze gorzej. Ogólne warunki pogorszyły się mało powiedzieć dziesięciokrotnie, gdy tymczasem wynagrodzenie nauczycieli nawet się nie podwoiło, przeciwnie – w wielu wypadkach, zwłaszcza w szkołach, utrzymywanych przez fabryki, zostało znacznie zredukowane.
Prawdą jest, że za wyjątkiem paskarzy nikt obecnie rozkoszy nie zażywa, ale i to jest prawdą, że niewiele moglibyśmy wskazać zawodów, w których pracownicy tak bezwzględnie i tak nielitościwie zostali pokrzywdzeni, jak w zawodzie nauczycielskim. (…)
Stosunek do nauczyciela jest więcej niż nieszczery. Niema obywatela, któryby na ustach swoich nie miał wyrazu: oświata; niema stronnictwa politycznego, któreby w programie swoim nie umieściło punktu o ważności i konieczności oświecania ludu, niema wreszcie dziennika, któryby od czasu do czasu nie głosił krucjaty przeciwko analfabetyzmowi, niema słowem nikogo, ktoby twierdził: oświata jest rzeczą zbyteczną, wobec czego i wynagrodzenie nauczyciela jest sprawą conajmniej obojętną.
Natomiast mówi się tak: oświata jest zbawieniem, lecz nauczyciel nie może otrzymywać odpowiedniego wynagrodzenia, ponieważ niema na to środków, nie pozostaje mu więc nic innego, jak tylko wzbudzić w sobie ducha obywatelskiego i pracować dla idei.
W słowach tych nietrudno dostrzec obłudy.
Żeby wykryć źródła tej obłudy, zatkajmy przedewszystkim oburącz swoje uszy, aby nie słyszeć nadużywanych i niekiedy profanowanych aforyzmów w rodzaju: „niech żywi nie tracą nadziei i przed narodem niosą oświaty kaganiec”, lub „ciemnota drożej kosztuje, niż oświata”, albo „szkoła jest najpewniejszym dłużnikiem”, „oświata – to potęga”, i t. d., i t. d., a spójrzmy badawczo i bezstronnie na to, co się dla tej oświaty robi. Spostrzeżemy wówczas, że niewielkim kosztem otwiera się mnóstwo szkół ludowych, niesłychanie lichych, przy jednoczesnym braku seminarjów nauczycielskich i wykwalifikowanych sił nauczycielskich, że do tych szkół angażowani są w większości wypadków niedouki, podtrzymujące jedynie pozór nauczania i obniżające płacę nauczycielską. Okaże się, że nikomu tak znowóż mocno i tak gorąco nie leży na sercu oświata ludu, że nikt w gruncie rzeczy nie wierzy w to, że ciemnota drożej kosztuje, niż oświata, że przeciwnie – doraźny wydatek w danym momencie jest bardziej ceniony, niż stokrotny plon pracy oświatowej w pokoleniach przyszłych, że praca pierwszego lepszego majstra fabrycznego lub szewca jest w gruncie rzeczy wyżej stawiana, niż praca nauczyciela, że właściwie nikt nie rozumie, dlaczegoby miał nauczycielowi płacić tyle, co majstrowi w fabryce, mimo, że nauczyciel może się okazać i fachowcem w swoim zawodzie lepszym i kulturę mieć wyższą.
Wykryjemy wówczas ten istotny stan rzeczy, o którym wszyscy wiedzą , tylko nikt nie chce głośno o nim mówić. Zrozumiemy, skąd pochodzi ta obłuda – te wielkie słowa, a tak mizerne czyny. Zrozumiemy również i to, dlaczego w innym zawodzie lepiej jest wynagradzany pracownik, stojący wraz z nauczycielem na tym samym szczeblu hierarchji społecznej i posiadający tę samą kulturę, a znacznie gorzej – nauczyciel. (…)
Nauczyciel nie powinien zatruwać myśli ani serca swego nadmierną troską o chleb powszedni, jeżeli ma młodocianym pokoleniom, powierzonym jego opiece i kierownictwu, ułatwić odziedziczenie kultury, stworzonej przez pokolenia starsze i zaprawić je do pracy nad dalszym jej rozwojem.
W myśl tej zasady w krajach północnych wynagrodzenie jest dwa, niekiedy trzy razy wyższe, niż u nas. W niektórych stanach Ameryki Północnej i w Nowej Zelandji wynagrodzenie to równa się pensji, jaką otrzymuje niejeden z europejskich profesorów uniwersytetu.
– Kraj nasz biedny, nie mamy środków – oto zwykły refren, jaki się słyszy, gdy jest mowa o uposażeniu nauczycieli. Nauczycielstwo polskie, oceniając stan ekonomiczny kraju ze stanowiska ogólno-obywatelskiego, nie zaś ze stanowiska jedynie egoistycznych interesów zawodowych, wie dobrze, że kraj jest istotnie biedny i że przywilejów wymagać niewolno, atoli wie i o tym bardzo dobrze, że pracownicy z innych zawodów, stojących na tym samym szczeblu hierarchji społecznej i kultury, co i nauczyciel, mimo powszechnej biedy, nie będąc wprawdzie nadmiernie uprzywilejowanymi, otrzymują bądź co bądź wynagrodzenie względnie dostateczne, zabezpieczające przynajmniej od chłodu i głodu w dosłownym tego słowa znaczeniu, a co za tym idzie – otrzymują wynagrodzenie o wiele wyższe, niż nauczyciele.
W obecnej chwili niektóre Rady miejskie i gminne już przystąpiły do regulowania płac nauczycielskich. Miejmy nadzieję, że i reszta gmin uczyni to samo. Sprawa ta bywa jednak załatwiana w sposób mniej niż połowiczny, w sposób, nie usuwający zła nawet w części. Najniższe etaty podnoszone są do normy nieco wyższej, lecz w stosunku do zaspokojenia najprymitywniejszych potrzeb – do normy bardzo niedostatecznej. Nauczycielstwo w dalszym ciągu utyskuje. Po jakimś czasie następuje nowa mała podwyżka, która okazuje się również niedostateczną. Nauczycielstwo i wtedy nie przestaje wyrzekać. To wreszcie wyprowadza chlebodawców z równowagi. Ciskają oni pod adresem nauczycieli oskarżenie, że wiecznie są głodni i nigdy im nie dość.
Podobne oskarżenie jest niesprawiedliwe i krzywdzące. Jeżeli człowiekowi bosemu damy jeden trzewik, a gdy będzie jeszcze narzekał – damy na drugą nogę… pończochę, nie dziwmy się, gdy nie okaże nadzwyczajnej radości i gdy w dalszym ciągu będzie pomocy wglądał.
(…)
Wiec nauczycielski w dniu 26 listopada r. ub. w Warszawie jednogłośnie stwierdził, iż zasadniczy etat nauczyciela powinien wynosić 3000 mk. rocznie, a co pięć lat dodawane być winny automatyczne dodatki w wysokości 450 mk. rocznie.
Postulat ten stał się zasadniczym postulatem nauczycielstwa szkół elementarnych w całym kraju i jest uchwalany na wszelkich zgromadzeniach i zjazdach.
Prawo do emerytury powinno przysługiwać każdemu nauczycielowi bez względu na to, czy pracuje w szkole publicznej, czy też prywatnej. Państwowa kasa emerytalna winna być tak zorganizowana, żeby to żądanie mogło być w całości uwzględnione.
Po 25 latach przysługiwać powinna nauczycielowi całkowita emerytura w wysokości ostatniej pensji, t. j. 4800 mk. rocznie, po 20 latach – 1/2 tej sumy, po 15 – 1/4. Wdowa powinna mieć prawo do 50 proc., każde z dzieci do 10 proc. ostatniej pensji nauczyciela. Dzieci nauczycielstwa szkół publicznych i szkół prywatnych z prawem publiczności winny mieć prawo kształcenia się w zakresie szkoły średniej na koszt państwa.
Takie są najbardziej zasadnicze nasze wymagania, tyczące się kwestji materjalnej nauczycielstwa szkół początkowych. (…)
Zygmunt Nowicki
Autor (1881-1944) był wiceprezesem, a następnie prezesem ZNP, uczestnikiem tajnego zjazdu w Pilaszkowie w 1905 r., jednym z przywódców Tajnej Organizacji Nauczycielskiej w okresie II wojny światowej, członkiem Komitetu Redakcyjnego Głosu Nauczycielskiego i pierwszym redaktorem naczelnym naszego czasopisma
*Przedruk tekstu Zygmunta Nowickiego z Głosu Nauczycielskiego nr 3 z listopada 1917 r. zamieściliśmy w GN nr 23-24 z 4-11 czerwca. W ten sposób uczciliśmy 108. rocznicę utworzenia naszego czasopisma.
Przypomnijmy, że wstępny numer Głosu ukazał się w czerwcu 1917 r. Byliśmy wtedy pismem Zrzeszenia Nauczycielstwa Polskich Szkół Początkowych (od 1919 r. – Związku Polskiego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych, od 1930 r. do dziś – Związku Nauczycielstwa Polskiego). Artykuł pokazuje, z jakimi wyzwaniami mierzyli się związkowcy w 1917 r., w okresie poprzedzającym świt niepodległej Polski. Co ciekawe, niektóre fragmenty brzmią znajomo, jakże aktualnie. Śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji.