„Siła tkwi w wyobraźni”. Kordian Kądziela, reżyser filmu „LARP. Miłość, trolle i inne questy”: Byłem elfem

Nie jestem jeden do jednego Sergiuszem, czyli głównym bohaterem, ale sporo z siebie w Sergiusza wlałem. To, że Sergiusz jest takim outsiderem, jest mi naprawdę bliskie. I o tym też jest ten film, że bycie outsiderem to nic złego. Jeśli masz jakąś pasję, nikogo nie krzywdzisz i sprawia ci to radość, to nawet jeżeli dla kogoś innego jest to coś nieakceptowalnego, frajerskiego, to nie należy się tym martwić, bo w tym jest siła. Warto polubić siebie w tej pasji, pokochać tę pasję i nie bać się jej. Zarażać tym innych. Siła tkwi w wyobraźni. O tym jest ten film.

Z Kordianem Kądzielą, reżyserem filmowym i scenarzystą, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Uważasz się za głos młodego pokolenia?

– Mam 38 lat, gdybym był piłkarzem, pewnie kończyłbym już karierę, ale w skali życia zawodowego filmowca jestem ciągle młodym reżyserem. Wewnętrznie czuję się bardzo młodym człowiekiem. Mam dwójkę dzieci i młodsze rodzeństwo, więc mój kontakt z młodymi ludźmi, o których kręcę filmy i seriale, nadal jest silny.

Można odnieść wrażenie, że dość często skupiasz się w swoich obrazach na problemach i sprawach młodych ludzi? Do nich adresujesz swoje filmy?

– Nigdy nie zaczynam myślenia od grupy docelowej, tego, kto miałby być odbiorcą filmu. Zaczynam raczej od grupy społecznej, która mnie ciekawi, o której sam chciałbym się więcej dowiedzieć i opowiedzieć widzom. Zwykle zaczynam nie od wybrania historii, ale od ludzi. Tak było z larpem i ludźmi, którzy przynależą do tego środowiska.

Przed wakacjami zajrzałeś z ekipą do szkoły w Legionowie, żeby zobaczyć reakcje na swój najnowszy film „LARP. Miłość, trolle i inne questy”*. Udało ci się przekonać szkołę, żeby wpuścili filmowców, a nie słyszałam, by wcześniej ktoś tego próbował. Jak poszło?

– To było świetne przeżycie, bardzo otwierające. Muszę powiedzieć, że byłem bardzo zaskoczony tym, które rzeczy rezonowały z konkretną publicznością bardziej, a które mniej. Początkowo myślałem, że ten film, który jest przecież o młodzieży, trafi głównie do nich. Myślałem także, że jedne wątki są bardziej dla rodziców uczniów, ich nauczycieli, a wątek larpowy będzie bardziej interesował młodych. Myliłem się, sądząc, że będą to dwie różne publiczności i dwie różne tematyki.

Ogromna moc przyjaźni. Elżbieta Wyszyńska: W filmie „LARP” mamy wszystko, co ważne dla młodzieży

To film o nastolatku, który jest niezrozumiany i prześladowany przez innych uczniów z powodu pasji do fantastyki, a właściwie do gier kostiumowych w plenerze typu larp, które polegają na odgrywaniu postaci fantastycznych bohaterów. Wielu dorosłych pewnie w ogóle o tym nie słyszało.

– Dlatego sądziłem, że film zainteresuje głównie młodych, a się okazało, co także widziałem po reakcjach nauczycieli, że i u nich wątek larpowy mocno rezonował. I ku mojemu zaskoczeniu wątek trudnej relacji Sergiusza z ojcem bardzo się spodobał młodszej publiczności. Była o nim żywa dyskusja, a potem widownia wypełniała ankiety. I bardzo duża część publiczności wymieniała wątek rodzinny jako swój ulubiony w filmie. Ojciec bohatera okazał się jednym z ulubionych bohaterów filmu.

To nadprogramowe polubienie ojca było czymś, czego się nie spodziewałem. Mam nadzieję, że rodzice pójdą na ten film z dziećmi.

Relacje ojca z synem są przykładem konfliktu pokoleniowego, który wiele osób, młodych i starszych, zna z codziennego życia.

– Dlatego chciałem stworzyć film, który pozwoli zrozumieć obie strony, także postawę starszego pokolenia. Żebyśmy zrozumieli, skąd biorą się te emocjonalne pancerze i z czego one tak naprawdę wynikają. Co się kryje za reakcjami dorosłych, z jakich spraw wynikają. W naszym filmie mocno przytulamy nie tylko Sergiusza, ale i jego ojca.

Nauczycielka, która brała udział w pokazie, powiedziała, że odebrała ten film jak historię z końca lat 90. Czy to był tylko jej subiektywny odbiór?

– To jest niedookreślone. Bardziej chodzi o to, że jest to film w klimacie końca poprzedniego wieku, co wynika też z moich preferencji estetycznych. Lubię taką estetyczną magmę, staram się trochę, niczym w bursztynie, zatopić resztki minionej przestrzeni, która rezonuje z moją młodością. Lubię te wszystkie boazerie, metaloplastyki, lamperie, mozaiki z końca XX w. I to przewija się w moich filmach.

Ale to nie jest tak, że to się dokładnie dzieje w tamtych czasach. Po prostu na te, a nie inne rzeczy skierowaliśmy obiektyw, a przecież nie jest to niemożliwe, żeby takie klimaty odnaleźć w naszym otoczeniu jeszcze dziś.

Czym jest to Twoje zamiłowanie do lat 90.?

– Jest pewnym rodzajem wybiórczości estetycznej jako twórcy filmowego. Chociaż jest to przełom wieków, o którym wspominała nauczycielka, to sam rok akcji w filmie nie pada. Nie dookreślam w żaden sposób, że to jest Polska konkretnego czasu. Dzięki temu zabiegowi ta historia staje się bardziej uniwersalna. Jest rodzajem współczesnej baśni, bardziej uniwersalnej niż kino społeczne tu i teraz.

To teraz powiedz, czy jesteś larpowcem i jak dobrze znasz to środowisko?

– Nie nazwałbym siebie zapalonym larpowcem, ale kilka larpowych epizodów mam w życiorysie. Jestem z Głogówka, małej miejscowości na Opolszczyźnie, gdzie lata temu zaczęła działać grupa 5 Żywiołów. Obecnie to spora agencja eventowa specjalizująca się w organizacji wydarzeń w klimacie fantasy. Za moich czasów było to Bractwo Sorontar. Kilku zapaleńców, miłośników fantastyki, którym w pewnym momencie klasyczne stolikowe sesje RPG (role-playing game) przestały wystarczać, zorganizowało bardzo prowizoryczną rozgrywkę w pobliskim lesie. Pierwsze dwie edycje nazywały się po prostu „LARP głogówecki”.

Filmowy Sergiusz, główny bohater „LARP”, w tej roli Filip Zareba (Fot. Dagmara Szewczuk)

W kogo się wcielałeś?

– Było kilka frakcji, ja najczęściej byłem elfem. Wcielałem się też w kupca spiskującego przeciwko innym. Fabuła była bardzo rozbudowana.

Naprawdę wchodzi się w skórę tej postaci? Tak serio stajesz się elfem?

– Tak. To było pozytywne zaskoczenie. Szybko w to wszedłem i byłem zaskoczony, że to działa. Wchodzisz w postać, zaczynasz mówić jakimś innym językiem, wczuwasz się w motywację bohatera i, co najważniejsze, przyjmujesz serio stawkę, o jaką toczy się ta gra. No i trzeba mieć na uwadze cele całej frakcji. Pamiętam do dziś, że emocje były spore, a gra trwała zwykle kilka dni.

Dzień i noc biegałeś po lesie?

– Odgrywało się kogoś innego całe dnie i noce. Nie było odpoczynku, bo inne frakcje mogłyby to wykorzystać, żeby np. najechać naszą bazę. Sen był płytki i ciągle byliśmy na czuwaniu. Nie brakowało też różnego rodzaju potyczek, a także walk w większej skali, np. o zdobycie grodu. Po kilku takich dniach czułem, że przeżyłem coś niezwykłego. No i byłem wyczerpany.

W filmie „LARP. Miłość, trolle i inne questy” są też Twoje doświadczenia?

– Zdecydowanie. Nie jestem jeden do jednego Sergiuszem, czyli głównym bohaterem, ale sporo z siebie w Sergiusza wlałem. To, że Sergiusz jest takim outsiderem, jest mi naprawdę bliskie. I o tym też jest ten film, że bycie outsiderem to nic złego. Jeśli masz jakąś pasję, nikogo nie krzywdzisz i sprawia ci to radość, to nawet jeżeli dla kogoś innego jest to coś nieakceptowalnego, frajerskiego, to nie należy się tym martwić, bo w tym jest siła. Warto polubić siebie w tej pasji, pokochać tę pasję i nie bać się jej. Zarażać tym innych. Siła tkwi w wyobraźni. O tym jest ten film.

Nasz patronat. O filmie „LARP”. Przed wyruszeniem do szkoły zbierz drużynę!

Nauczycielka, o której wspominałam, powiedziała w wywiadzie, że ten przekaz jest ważny również w kontekście problemów dzisiejszej młodzieży, która często ukrywa się przed światem, obawiając się braku akceptacji.

– To jest główna myśl i rdzeń tego filmu. Z perspektywy rodzica mogę powiedzieć, że obecnie wszystko może być źle odbierane. Mój czteroletni syn oprócz tego, że jest miłośnikiem resoraków i piłki nożnej, lubi także kolor różowy i zabawę lalkami. Zdarzało się, że spacerowaliśmy, on pchał swój zabawkowy wózek z lalką, a obce osoby wygłaszały komentarze – „Kto to widział”, „Jakie to niemęskie”. Szokowało mnie nieraz, że ludzie mają tak dużo do powiedzenia o sprawach, nad którymi często nie próbują się nawet zastanowić. Widzę, jak łatwo przychodzi im upominanie i krytykowanie innych, dlatego staram się pielęgnować w moich dzieciach wewnętrzną siłę. Wzmacniać je.

Co Cię skłoniło, żeby powrócić do larpów z wczesnej młodości i nakręcić film?

– Wcześniej miałem już na swoim koncie film krótkometrażowy. Nakręciłem go w 2014 r. w Szkole Filmowej w Katowicach** jako drugoroczną etiudę. Ta etiuda ciągle mnie uwierała, bo czułem, że nie wykorzystałem potencjału tej historii. Chciałem zrobić to lepiej. Po latach poczułem, że mam bohatera, którego siłą jest potęga wyobraźni, jej bogactwo. Kiedy kręciłem etiudę, skupiłem się na pomysłach estetycznych. To był okres fascynacji estetyką filmów Wesa Andersona. Z dystansu, symetryczne kadry, trochę jakbym filmował dom dla lalek. To oddalenie spowodowało, że zatraciłem pewną bliskość z bohaterem, nie dość wszedłem w jego głowę.

Czułem, że to jest cały czas temat, który chcę poruszyć lepiej. Zrobić film o potędze wyobraźni i sile wewnętrznej, i wszystkich tego pozytywach, które mogą z tego wyniknąć dla bohatera, w tym wypadku młodego człowieka.

Ale nie bohatera wygenerowanego przez bota?

– Po wizycie w Legionowie utwierdziłem się w przekonaniu, że nadal wolimy aktora… prawdziwego. Jeśli chodzi o opowiedzenie pełnometrażowej historii od a do z, to myślę, że jeszcze przez kilka ładnych lat… może dekad, nie będzie filmów kinowych generowanych wyłącznie przez AI. Człowiek jest zwierzęciem stadnym i jeśli już decyduje się na obejrzenie historii dłuższej, to wybierze taką, za którą stoi konkretny człowiek. W szkole w Legionowie zobaczyłem, że kino cały czas oddziałuje na młode pokolenie. Już kilka razy wieszczono śmierć kina. Kiedy pojawiły się kasety VHS i telewizje kablowe, też mówiło się o zmierzchu kina.

Czy Twój film oderwie młodych od ekranów i przekona ich do gry terenowej?

– Mam nadzieję, że przekonam ich przynajmniej do planszówek (śmiech). Sprzedaż jest rekordowo wysoka, a konwenty planszówkowe biją rekordy popularności. Niektórzy ich twórcy są już gwiazdami. Sam mam swoich ulubionych. Kupuję w ciemno, jeśli spod ich ręki wychodzi nowa gra. To jest prężny nurt wśród młodych. Przy tym przesycie życia cyfrowego i oddalaniu się od siebie nastąpił jakiś zwrot, żeby do tego drugiego człowieka się zbliżyć. W przeciągu minionej dekady widać niebywały progres dotyczący wydarzeń fantasy, takich jak np. comic-con. Coś, co jeszcze kilka lat temu było postrzegane jako zjazd nerdów, teraz weszło do mainstreamu. Nerdzi z USA, którzy 30 lat temu zaczytywali się w komiksach Marvela, stworzyli później najbardziej kasowe hity filmowe wszech czasów o superbohaterach.

Jesteś nerdem?

– Tak, myślę, że mogę się identyfikować z nerdami. Ja jestem nerdem filmowym. Mam też za sobą epizody komiksowe. Miałem okres fascynacji fantastyką, Tolkienem i „Gwiezdnymi wojnami”. Nerdzi to już mainstream. I to jest fajne i w pewnym sensie o tym jest też mój film. Czyli o tym, że rządzą nerdzi. I będą rządzić.

Reżyserujesz sporo filmów o zabarwieniu komediowym, komediodramatów, ale na zdjęciach jesteś zamyślony, wycofany. To taka reżyserska poza?

– Bo ja lubię smutnych komediantów. I sam również noszę w sobie sporo melancholii. Kiedy miałem 10 lat, zakochałem się w „Rejsie” Piwowskiego. Potem polubiłem Koterskiego i braci Kondratiuków. Podobnie jak oni czuję, że o rzeczach najsmutniejszych trzeba opowiadać komediowo, przystępnie, żeby była szansa dotarcia do jak największej liczby odbiorców. Wtedy jest szansa na dialog i rozmowę.

Czyli swoje kino traktujesz trochę jak terapię dla mas?

– Nigdy o tym tak nie myślałem, ale kino jest na pewno jakąś misją dla mnie, bo czuję, że mogę wpływać na rzeczywistość. Po serialu „1670” poczułem, że mogę mieć wpływ na dyskurs. Przy „LARP” też to czuję. Ten film może być przyczynkiem do rozmowy o outsiderach, których nie brakuje obecnie wśród młodych. O tym był też film „Mental”. Staram się to jednak robić tak, żeby nie dołować widza, stąd elementy humoru.

Dziękuję za rozmowę.

*„Wszystko. Co ważne dla młodych” – wywiad z Elżbietą Wyszyńską, wicedyrektorem Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Konopnickiej w Legionowie, GN nr 25-26 z 18-25 czerwca 2025 r.

**Szkoła Filmowa im. Krzysztofa Kieślowskiego, Uniwersytet Śląski w Katowicach

Głos Nauczycielski jest patronem medialnym filmu „LARP. Miłość, trolle i inne questy”. Patronat sprawuje również Związek Nauczycielstwa Polskiego

Wywiad ukazał się w Głosie Nauczycielskim nr 37-38 z 10-17 września 2025 r.

>> Więcej informacji o filmie:

https://www.dystrybucjamowiserwis.pl/larp/o-filmie