Agnieszka Jankowiak-Maik: Rozumiem rodziców, chcę powiedzieć, że wspólnie damy radę

To powszechne przekonanie, że każdy ma smartfon w kieszeni jest nieprawdziwe. Kiedyś rozmawiałam o tym z uczniami i okazało się, że nie każdy go ma, nie każdy też ma dostęp w domu do internetu. Ani szkoły, ani uczniowie nie są jeszcze przygotowani do pracy zdalnej, tak jak w Japonii

Musimy wspólnie zadziałać

Z Agnieszką Jankowiak-Maik, nauczycielką historii z Poznania, autorką bloga edukacyjnego „Babka od histy”, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

 Nosi Pani maskę?

– Nie wkładam. Nie czuję paniki. Staram się nie bać, tylko rozumieć. Mam przy sobie żel antybakteryjny.

Gdzie udało się go Pani kupić?

– Miałam zapasy, bo dużo podróżuję, więc trochę tych preparatów zostało. Potrzeba nam wiele rzetelnych informacji, bo im więcej wiemy, tym mniej się boimy. W Poznaniu są pustki w sklepach, mało ludzi na ulicach i w tramwajach. Trudno o kaszę i makaron.

(…)

Jak Pani ocenia możliwości szkoły publicznej, jeżeli chodzi o zdalną naukę?

– Szkoły w Poznaniu są dobrze wyposażone w sprzęt, nauczyciele mają w salach laptopy, ale nie można ich zabierać do domu. Oczywiście każdy z nas ma swój sprzęt, z tym że o różnych możliwościach. To dotyczy także uczniów.

Jak wielu to dotyczy?

– To powszechne przekonanie, że każdy ma smartfon w kieszeni jest nieprawdziwe. Kiedyś rozmawiałam o tym z uczniami i okazało się, że nie każdy go ma, nie każdy też ma dostęp w domu do internetu. Ani szkoły, ani uczniowie nie są jeszcze przygotowani do pracy zdalnej, tak jak w Japonii, Korei Południowej czy we Francji. Może ten czas będzie takim impulsem, żeby zacząć o tym myśleć na poważnie. W Poznaniu dostęp do sieci nie jest problemem, ale na wsi bywa różnie. Sama byłam zdziwiona, kiedy korespondowałam z rodzicami na temat wykorzystywania telefonów na lekcjach i część z nich napisała, że mają taką, a nie inną sytuację i ich dzieci tych telefonów nie mają. Widać wyraźny problem nierównego dostępu do dóbr. Bez uregulowania tej kwestii takich lekcji zdalnych nie będzie można prowadzić.

To jak będą wyglądały lekcje online w Pani klasie?

– W mojej klasie nie mam już tego problemu. Uczniowie mają dostęp do sieci i zaplecza technicznego. Ale w innych szkołach może być różnie.

Wyobraźmy sobie sytuację, że jest jeden taki uczeń? Co wtedy?

– Trzeba wejść w kontakt z rodzicem i spróbować zadziałać, może zorganizować pomoc sąsiedzką. Gdyby i to nie wyszło, zawsze można uczniowi zaproponować telefonicznie pracę, którą może sam wykonać w domu. Jest mnóstwo fantastycznych książek, które można przeczytać.

Podsumowując, nauka zdalna może się dziś odbywać głównie za pomocą e-maili, SMS-ów, komunikatorów. Wideokonferencje z uczniami czy lekcje na Skypie, to w wielu przypadkach wciąż pieśń przyszłości?

– Myślę, że do tego jeszcze daleka droga, w szerszej skali. Może w niektórych szkołach jest to możliwe. Jeżeli uczniowie nauczą się korzystać z platform edukacyjnych, będą mieli możliwości sprzętowe, dostęp do internetu, to może uda nam się siebie zobaczyć i zorganizować pogadankę online, ale polska szkoła nie ma w tym zakresie doświadczenia. Kiedy zapadła decyzja o zawieszeniu lekcji w szkołach, nie dostaliśmy od razu informacji, jak prowadzić naukę zdalną. Kwestia nauki zdalnej wymaga szczegółowych wytycznych. (…)

Jak odrobić taką stratę w realizacji programu?

– Trudno o tym rozmawiać w kategoriach straty, zwłaszcza w takim czasie jak epidemia koronawirusa. Na pewno część uczniów i rodziców martwi się o oceny, ale dla mnie nie to jest najważniejsze. Sądzę, że mimo wszystkich braków można te dwa tygodnie fajnie i ciekawie spożytkować. Położyć nacisk na kształtowanie innych umiejętności, na które na co dzień w szkole nie ma czasu, ale też zweryfikować wiedzę, popracować nad relacjami międzyludzkimi, nauce samodzielnego przyswajania wiedzy i koncentracji.

A co z wiedzą historyczną?

– Historia jest takim przedmiotem, którego można się samodzielnie bardzo skuteczne uczyć – czytając, słuchając czy przygotowując fiszki do powtórki. Każdy może uczyć się sam. Oczywiście mentor jest potrzebny, żeby wskazać, co jest najważniejsze. Uczniowie rzadko potrafią wartościować fakty.

(…)

Nie brakuje głosów, że rodzice nie zawsze będą w stanie poradzić sobie z nadzorowaniem dzieci podczas zdalnej nauki. Jest z tym problem?

– Dziecko powinno być dla rodzica największą inwestycją i nie powinno być problemem, żeby czasami zerknąć, co i jak robi. Aczkolwiek rozumiem rodziców, którzy boją się, że nie mają odpowiednich kompetencji ani czasu na taki nadzór. Dlatego pozdrawiam ich wszystkich i chcę powiedzieć, że wspólnie damy radę. Trzeba pozostać w kontakcie, wzmocnić relacje i, co najważniejsze, mówić o swoich obawach nauczycielom i wychowawcom. Niech to będzie jakaś umowa społeczna między nami.

Dziękuję za rozmowę.

***

Publikujemy fragment wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 12 z 18 marca br.

Całość – w wydaniu drukowanym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)