W mojej szkole jest 47 nauczycieli, a wniosek o prowadzenie zajęć dodatkowych finansowanych przez miasto mogły w latach ubiegłych złożyć tylko dwie osoby. A w tym roku jedna. Mimo to w zasadzie każdy z nas je prowadzi… tylko że bezpłatnie, społecznie.
Z Agnieszką Jankowiak-Maik, nauczycielką z Poznania, autorką bloga „Babka od histy” oraz wiceprzewodniczącą rady Fundacji „Ja, nauczyciel”, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Uczestniczyła Pani w środę 16 października br. w Poznaniu w debacie edukacyjnej. Co to było za wydarzenie?
– Uniwersytet im. Adama Mickiewicza wraz z panią rektor zorganizował spotkanie dla nauczycieli. Metodą „world cafe” znaną z narad obywatelskich rozmawialiśmy o tym, jak nasza współpraca powinna wyglądać. Lubię tą metodę, bo przy stoliku siadają różni ludzie w atmosferze równości, otwartości i akceptacji. Jest demokratycznie, każdy ma przestrzeń, żeby się wypowiedzieć. Wnioski spisuje się na płachtach, ale tylko takie, co do których się zgadzamy.
W jakich sprawach byliście zgodni w środę?
– Na pewno co do tego, że byłoby świetnie, gdyby uczelnie wsparły finansowo nauczycieli, którzy są opiekunami praktyk studenckich w szkołach. W tej chwili kwoty są bardzo niskie albo żadne. Około 1,90 zł za godzinę. Przez cały cykl praktyk jednego studenta nauczyciel dostaje 200 zł, czasami mniej. A taki cykl może trwać 80 godzin.
Są chętni przy takich stawkach?
– Jest z tym problem. To wiele dodatkowych godzin. Trzeba przeanalizować ze studentem konspekty zajęć, pomóc się przygotować, uczyć wypełniania mnóstwa dokumentacji i oczywiście nadzorować proces kształcenia. Duża część nauczycieli rezygnuje obecnie z tego dodatkowego zadania, bo po prostu szkoda im na to czasu.
Uczelnia chce zorganizować wsparcie finansowe dla nauczycieli?
– Taki jest wniosek z tego spotkania, który następnie ma być przedyskutowany z władzami uczelni. Sprawę bez wątpienia trzeba rozwiązać, w końcu chodzi o przyszłość kształcenia nauczycieli.
(…)
Oddolne inicjatywy i rozmowy najlepiej się sprawdzają?
– Zdecydowanie tak. Przekonaliśmy się nieraz, że w przypadku rozmów na wyższym szczeblu, rozmów z politykami, różnie to wygląda. Kiedy Fundacja „Ja, nauczyciel” i „Protest z Wykrzyknikiem”, przy okazji Narad Obywatelskich o Edukacji, przygotowali konsultacje społeczne – to przepytaliśmy kilka tysięcy osób. Przy zestawieniu tych inicjatyw oddolnych z organizowanym przez rząd edukacyjnym okrągłym stołem, gdzie jest tylko chwila na wypowiedź, nie ma miejsca na dialog, a liczba osób zaproszonych jest ograniczona, przepaść jest ogromna. Dlatego my, nauczyciele, przygotowaliśmy wiele oddolnych raportów i wniosków o stanie edukacji.
Najważniejsze wnioski to…
– …przeładowanie pracy nauczyciela biurokracją, brak wsparcia pedagogiczno-psychologicznego nie tylko dla uczniów, ale też nauczycieli, którzy nie są otoczeni żadną opieką systemową. Kolejne dotyczą niskich zarobków i prestiżu zawodu, wprowadzania reform bez realnych konsultacji, niedofinansowania szkół oraz wysokości subwencji oświatowej.
Wymienia Pani podstawowe kwestie.
– Elementarne. Jesteśmy na etapie mówienia o tym, jak wyglądają polskie szkoły, jaki jest stan toalet, zaplecza dla pracowników. A potrzeb jest o wiele więcej. Nie ma także pieniędzy na zajęcia dodatkowe dla grup uczniów, a co dopiero na zajęcia dodatkowe dla jednej osoby, jeżeli jest to indywidualny program nauczania przedmiotu. Nie mówię już o innowacjach czy eksperymentach takich jak tutoring.
Jak wygląda kwestia zajęć dodatkowych w Pani szkole?
– W mojej szkole jest 47 nauczycieli, a wniosek o prowadzenie zajęć dodatkowych finansowanych przez miasto mogły w latach ubiegłych złożyć tylko dwie osoby. A w tym roku jedna. Mimo to w zasadzie każdy z nas je prowadzi… tylko że bezpłatnie, społecznie. Wiosną liczyłam moje godziny pracy, które później w podsumowaniach tygodniowych publikowałam w portalu społecznościowym. Powinniśmy częściej mówić rodzicom, opinii publicznej – nie nachalnie, ale informacyjnie – jak to naprawdę wygląda. Po tym wszystkim napisało do mnie wielu uczniów i rodziców, że nie zdawali sobie sprawy, jak wygląda praca nauczyciela.
Ile godzin wyszło w Pani przypadku?
– W styczniu i lutym nawet ponad 55 godzin tygodniowo, mniej w czerwcu, kiedy odchodzą maturzyści. Najmniej 38, ale to był tydzień, w którym chorowałam.
Podczas jednej z takich debat w Poznaniu minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz stwierdziła, że nauczycieli jest za dużo w systemie. Czy słowa minister Emilewicz spotkały się z jakąś „kontrą”?
– Zabrakło na to czasu, toczyła się za to rozmowa wokół nauczycieli, którzy stracili i nadal tracą pracę oraz szkół, które rozpaczliwie ich poszukują. Wyraźnie widać, że wiedza niektórych polityków jest na ten temat słaba. Sytuacja kadrowa jest bardzo płynna do tego stopnia, że szkoły szukają nauczycieli wśród osób bez przygotowania pedagogicznego. Jeden z moich uczniów, z wykształcenia informatyk, dostał taką propozycję, ale jak mi powiedział, w branży IT zarobi znacznie więcej.
To chyba nie najlepszy prognostyk. Zastanawia się Pani, co dalej?
– Dużo się zastanawiam. Nauczyciele z jednej strony czują się pokonani, ale z drugiej wielu z nas zaczęło od czasu strajku bardzo aktywnie działać. Zrzeszamy się, stowarzyszamy, tworzymy liczne fundacje oraz grupy mniej formalne. Mam wrażenie, że nauczyciele już nie odpuszczą – jeśli nie jako całe środowisko, to na pewno nie poddadzą się jako oddolne inicjatywy. Myślę, że po tych wszystkich doświadczeniach mamy siłę i wiedzę, jak walczyć, jak lobbować na rzecz edukacji, żeby uzyskać satysfakcjonujące zmiany. To będzie długi proces. Ale kampania przedwyborcza pokazała, że temat edukacji powrócił w debacie publicznej od prawa do lewa. I to jest wielki sukces nauczycieli, że od niemal roku zmuszamy polityków, żeby odnosili się do sytuacji w oświacie. Coraz częściej mówi się o problemach polskiej szkoły.
Jak widzą to Pani uczniowie?
– Bardzo mnie zagrzewają do działania. Mówią, że imponuje im moje zaangażowanie w poprawę sytuacji nauczycieli i szkół, bo dzięki temu dowiedzieli się znacznie więcej o naszej pracy. Już nie powielają przekonania, że „nauczyciele to mają dobrze, bo ciągle jeżdżą na wycieczki”. Trzeba uświadamiać społeczeństwo. Chyba udaje nam się to coraz lepiej, skoro politycy zaczynają używać pewnych naszych postulatów w debacie publicznej. Sukcesem jest, że w ogóle próbują się dowiadywać.
(…)
Fot. Archiwum prywatne
***
To jest fragment wywiadu, który ukazał się w Głosie Nauczycielskim nr 43 z 23 października br. Cały wywiad dostępny w wydaniu papierowym lub elektronicznym: http://ewydanie.glos.pl