Patrząc na klasy maturalne, na to, co im zrobiono w ramach reformy z 2017 r., na to, jak bardzo ten rocznik odczuł to wszystko na swojej skórze, to myślę, że należało już wcześniej tak zaplanować egzamin, aby uwzględniał ich sytuację. To, że złagodzono im kryteria maturalne, jest na ich korzyść, natomiast obniżenie wymagań niekoniecznie musi oznaczać bardzo łatwy arkusz maturalny. Myślę jednak, że wszystko zostanie tak przygotowane, aby władza mogła otrąbić sukces, powiedzieć, że nauczyciele rwali włosy z głowy, a przecież wyniki są świetne.
Z Angeliką Riabinow, p.o. dyrektor XXX Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Śniadeckiego w Warszawie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
„Matura będzie łatwiejsza” – takie są nagłówki. Nie cichną komentarze dotyczące obniżenia wymagań maturalnych wprowadzonych przez MEiN i CKE do formuły maturalnej z 2023 r. Jaka to będzie matura?
– Matura staje się łatwiejsza, ale to są zmiany, które wprowadzono zbyt późno, ostatnie z nich na początku marca. Jako polonistka mogłabym bardzo długo opowiadać na temat tego, co dzieje się wokół podstawy programowej z tego przedmiotu i wymagań maturalnych. Coraz trudniej jest nam, nauczycielom, to oceniać, bo pewne zasady, mam wrażenie, przestały w edukacji działać.
Dzieje się tak dlatego, że wprowadzając reformę lub każdą mniejszą zmianę, nikt nie zastanawia się nad tym, jak je dalej wdrażać w szkolnej praktyce. Tak jest też z nowym przedmiotem biznes i zarządzanie.
Moi nauczyciele, którzy byli na spotkaniu z udziałem pełnomocnika ministra oraz autorem podręcznika, w zasadzie niczego nowego się nie dowiedzieli, bo podręcznika nie ma.
Wiadomo, kiedy ten podręcznik zostanie wydany?
– Zrozumiałam, że w pierwszych miesiącach nowego roku szkolnego.
Przy wdrażaniu historii i teraźniejszości też było więcej pytań niż odpowiedzi. Nauczyciele w wielu przypadkach nie zaakceptowali wydanych na ostatnią chwilę podręczników i korzystają z własnych materiałów.
– Ta sytuacja przypomina wprowadzanie HiT. W przypadku BiZ są jeszcze jakieś pomysły na maturę, ale zapowiedzi są tak enigmatyczne, że trudno jest prowadzić konstruktywne rozmowy o tym przedmiocie. Traktuje się uczniów jak króliki doświadczalne, a nauczycieli zmusza się, żeby się tłumaczyli za MEiN, dlaczego tak się dzieje. To my dostajemy baty i cięgi za ten chaos.
Uczniowie chyba jednak ucieszyli się z obniżenia wymagań maturalnych?
– Wydaje się, że nie bez przyczyny władza tak bardzo stara się ułatwić tegoroczną maturę, na ostatnią chwilę wprowadzając pewne zmiany w formule egzaminu. Decydenci naprawdę muszą się obawiać tych wyników. Tegoroczni maturzyści będą przecież głosować w wyborach. Trzeba ich jakoś obłaskawić.
Maturzyści wkrótce zagłosują po raz pierwszy w wyborach. Uważa Pani, że to, jak im pójdzie na maturze, może przełożyć na decyzje wyborcze?
– Młodzi ludzie są mądrzejsi, niż władza o nich myśli. Uczniowie, których uczę języka polskiego, potrafią krytycznie patrzeć na ich działania. Natomiast robienie z matury kiełbasy wyborczej jest dziwnym sposobem na zjednanie sobie elektoratu. Młodzi ludzie nie zgadzają się na to, by traktować ich w tak przedmiotowy sposób. Nie sądzę, by oni uzależniali ewentualny udział w wyborach czy głosowanie na jakąkolwiek partię od tego, jak im pójdzie matura.
To jak reagują na taką kiełbasę wyborczą?
– Śmieją się z tego. Kiedy na początku marca, na niewiele ponad miesiąc przed egzaminem, uczniowie dowiadywali się o kolejnych zmianach w formule, które są bez wątpienia na ich korzyść, było jasne, po co to zrobiono. Prawda jest taka, że choć może będzie łatwiej zdać maturę, to od takiego ruchu nie przybędzie obozowi władzy zwolenników. Władza po prostu się tym ośmiesza.
Zmiany w maturach mogą w znaczący sposób poprawić ostateczne wyniki egzaminu. Ale czy to oznacza, że można przeczytać mniej lektur, że można mniej się uczyć, żeby uzyskać lepszy wynik?
– Nie. Lista lektur została już zmniejszona wcześniej, niedawno skrócono listę pytań jawnych na egzamin ustny, postanowiono też, że łagodniej będzie oceniane wypracowanie maturalne z języka polskiego. I tu muszę powiedzieć, że w kwestii oceniania MEiN posłuchało postulatu polonistów, którzy podpisywali się pod protestem stworzonym przez grupę nauczycieli. Nie ukrywam, że ja też to zrobiłam.
Pisaliśmy do CKE i MEiN z apelem, żeby kryteria oceniania z języka polskiego były łagodniejsze. Wtedy oskarżono nas, że to jakaś anarchia.
Sam minister Czarnek nawet uaktywnił się i wyrażał nie najlepsze opinie na temat polonistów, którzy wspierali petycję. O autorach petycji mówił, że to są byli nauczyciele, co oczywiście jest nieprawdą.
Trudno o tym zapomnieć, mimo że MEiN zmiany w zasadach oceniania matur i tak wprowadziło, przyznając Wam tym samym rację…
– Na pewno nie oficjalnie. Nasze środowisko w ogóle ma takie poczucie, że cokolwiek byśmy zrobili, to i tak przedstawi się nas jako największych krzywdzicieli polskiej edukacji. Wiele złego o nas powiedziano, tymczasem na nieco ponad miesiąc przed maturą uwzględniono część naszych postulatów przedstawionych w petycji polonistów, w tym kwestię dotyczącą liczby błędów, jaką można popełnić.
Czyli można powiedzieć, że zmiany w maturach tegoroczni maturzyści zawdzięczają swoim polonistom?
– Uważam, że tak, tylko, że ministerstwo nie lubi przyznawać się do błędów, mam tu na myśli konferencję prasową na temat petycji i gromy, jakie się posypały na nasze głowy. W MEiN nie lubią mówić, że wsłuchali się w głos nauczycieli. Zamiast tego próbują nas, nauczycieli, wrzucić do jednego worka z opozycją, podczas gdy większość z nas to są osoby apolityczne, nie należymy do żadnych partii politycznych.
Władza nie rozumie, że my, pracując z młodymi ludźmi, po prostu wskazujemy na błędy wymagające poprawienia, że to jest nasza powinność. Nauczyciele powinni mówić to, co myślą, ponieważ od tego, czy protestują, czy nie, zależy sytuacja młodych ludzi.
Wracając do tegorocznej matury – co to będzie za egzamin?
– To będzie dość prosty egzamin i bardzo na korzyść ucznia.
Czy to dobrze?
– Patrząc na klasy maturalne, na to, co im zrobiono w ramach reformy z 2017 r., na to, jak bardzo ten rocznik odczuł to wszystko na swojej skórze, to myślę, że należało już wcześniej tak zaplanować egzamin, aby uwzględniał ich sytuację. W klasie VI, na której dawniej kończyła się edukacja w szkole podstawowej, dzieci dowiedziały się, że gimnazjów nie będzie, że zmienia się całą podstawę programową, że będą nowe podręczniki, nowa matura. Następnie mieliśmy pandemię, która spowodowała, że w klasie I przez połowę roku, a w klasie II przez prawie cały rok uczniowie byli na nauczaniu zdalnym. To, że złagodzono im kryteria maturalne, jest na ich korzyść, natomiast obniżenie wymagań niekoniecznie musi oznaczać bardzo łatwy arkusz maturalny. Myślę jednak, że wszystko zostanie tak przygotowane, aby władza mogła otrąbić sukces, powiedzieć, że nauczyciele rwali włosy z głowy, a przecież wyniki są świetne.
Widzi Pani w tym cel polityczny, propagandowy?
– Tak sądzę. Dodam tylko, że na stronie CKE można znaleźć wnioski z badań diagnostycznych przeprowadzonych w marcu i grudniu 2022 r., czyli wtedy, kiedy były próbne matury, tzw. testy diagnostyczne. Diagnostykę przeprowadzono na wybranej grupie uczniów – z języka polskiego, matematyki i angielskiego. I dowiedzieliśmy się, że odsetek sukcesów, który w marcu 2022 r. wyniósł 64 proc., już w grudniu ub.r. wzrósł do 85 proc. Progres niesamowity. Moi uczniowie aż takiego progresu nie zrobili. Zaczęliśmy się nawet zastanawiać, gdzie te badania się odbyły, bo w informacji pominięto nazwy miast. Można więc powiedzieć, że zmiany w formule maturalnej uzasadniono wnioskami z tej diagnozy maturalnej.
Władza nie powiedziała, że nauczyciele domagali się ich znacznie wcześniej, że poloniści wytaczali działa przeciwko arkuszom maturalnym i sposobie ich oceny.
O zmianach usłyszeliśmy 15 marca br. Uczę już 21 lat, a od 2005 r. jestem egzaminatorem maturalnym, ale nigdy z czymś takim się nie spotkałam. Nie pamiętam takiej aktualizacji, która byłaby wprowadzana na półtora miesiąca przed maturą. To ośmiesza system.
(…)
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 17-18 z 26 kwietnia – 3 maja br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Fot. Archiwum prywatne