Karta Nauczyciela jest dokumentem, który chroni nauczycieli. Jasno określa zasady, według których mamy pracować, nasze prawa i obowiązki. Gdyby doszło do jej likwidacji , to wówczas rząd będzie mógł zrobić z nami, nauczycielami, wszystko, co zechce.
Ludzie muszą zrozumieć, że przyszłość ich dzieci zależy od nas, nauczycieli
Z Judytą Liedtke, nauczycielką geografii i przyrody w Szkole Podstawowej nr 46 w Gdańsku, wiceprzewodniczącą Klubu Młodego Nauczyciela ZNP na Pomorzu, rozmawia Jarosław Karpiński
Co Pani pomyślała, słysząc, jak szefowa sejmowej komisji edukacji mówi, że „nie warto umierać za Kartę Nauczyciela”?
– Uważam, że takie słowa są bardzo groźne, bo to brzmi jak zapowiedź kolejnych planów rządu PiS. Karta Nauczyciela jest przecież dokumentem, który chroni nauczycieli. Jasno określa zasady, według których mamy pracować, nasze prawa i obowiązki. Gdyby doszło do jej likwidacji lub uchylenia kluczowych zapisów Karty, to wówczas – mówiąc kolokwialnie – rząd będzie mógł zrobić z nami, nauczycielami, wszystko, co zechce.
Są jednak młodzi nauczyciele, którzy twierdzą – jak można przeczytać we wpisach na FB – że dobry nauczyciel obroni się i bez Karty.
– Nie zgadzam się z tym. To jest myślenie bardzo niebezpieczne i naiwne. Jeśli chcemy zobaczyć, jak działają szkoły bez Karty, to przyjrzyjmy się większości szkół niepublicznych, w których nie obowiązują przepisy KN dotyczące zasad zatrudniania czy wynagradzania nauczycieli. Jak rozmawiam z moimi kolegami i koleżankami z tych szkół, to przyznają, że nie mają tam żadnej ochrony, żadnej stabilizacji. Nie mają nawet stałych umów o prace, są zatrudniani na śmieciówkach i co roku martwią się, czy jeszcze będą pracować, czy już powinni się rozglądać za nowym zajęciem. Dla nauczyciela, szczególnie na początku kariery, ważne jest stabilne zatrudnienie.
Jak bumerang wracają też pomysły podniesienia nauczycielskiego pensum. Co Pani o tym myśli?
– To też nie jest dobry pomysł. Na pewno wpłynęłoby to na jakość naszej pracy. I tak średnio pracujemy więcej niż 40 godzin tygodniowo, choć niestety duża część społeczeństwa uważa, że tylko 18. Podniesienie pensum wiązałoby się z większym obciążeniem pracą i źle wpłynęłoby na naszą kondycję. Nie mówiąc już o tym, że doprowadziłoby do zwolnień. A oferowana nam podwyżka wynagrodzeń w zamian za zgodę na wyższe pensum nie rekompensowałaby negatywnych skutków tej zmiany.
(…)
Strajkowała Pani w kwietniu?
– Tak, oczywiście.
Jak ten strajk wyglądał z perspektywy Pani szkoły, jak go Pani zapamiętała?
– Strajkowaliśmy wszyscy oprócz dyrekcji. Przed strajkiem myślałam, że ktoś się na pewno wyłamie, ale ku mojemu zaskoczeniu nie doszło do tego. Zauważyłam i zrozumiałam wtedy, że jeżeli chodzi o nasze wspólne dobro, to środowisko nauczycielskie potrafi się zjednoczyć i walczyć razem do końca.
Nie udało się wywalczyć godnych podwyżek, spadł na was hejt. Co Panią jeszcze trzyma w zawodzie?
– Sama się coraz częściej nad tym zastanawiam. Czasu, który mogę poświęcać uczniom, jest niestety coraz mniej. Program jest przeładowany, a biurokracji coraz więcej. Nie było wcale dobrze, kiedy pięć lat temu zaczynałam pracę w szkole, ale odczuwam, że z roku na rok jest coraz gorzej. Jest coraz większe przyzwolenie, które daje partia rządząca, by nauczycieli nie szanować. To się bardzo odbija na mojej pracy. Na razie jeszcze trwam. Szczerze mówiąc, daję sobie rok, może dwa lata, żeby dokończyć awans na mianowanego, ale myślę poważnie nad odejściem z zawodu. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam.
Podobnie myśli pewnie wiele Pani kolegów i koleżanek.
– Dokładnie tak. Mimo że bardzo lubimy pracę z dziećmi. Ale wciąż przybywa tego wszystkiego, co zniechęca nas do tej pracy.
Co poza wynagrodzeniami musi się zmienić, żeby młodzi ludzie chcieli pracować w zawodzie nauczyciela?
– Odpowiem przekornie, że wiele zależy od odbioru pracy nauczycieli przez społeczeństwo. Prestiż naszego zawodu jest na bardzo niskim poziomie. Ludzie muszą zrozumieć, że przyszłość ich dzieci zależy od nas, nauczycieli, że to, jak je wykształcimy, będzie miało wpływ na ich dalsze życie i wybory życiowe. Musi się też poprawić współpraca między rodzicami, nauczycielami i dyrekcją.
Jest Pani w ZNP, wstąpiła do Klubu Młodego Nauczyciela. Co to Pani daje?
– Na przykład możliwość korzystania z bardzo wielu szkoleń, które przydają się w codziennej pracy. W Związku można poznać wiele osób, nabrać wiele nowych doświadczeń, dowiedzieć się, jak się bronić. Mamy ochronę prawną, szkolenia na temat mobbingu, a często osoba mobbingowana nie wie, że pada jego ofiarą. Bardzo ważne jest też wsparcie starszych kolegów i koleżanek. Łatwiej działać w grupie niż samemu, więcej można zdziałać. Tym bardziej że ZNP liczy ponad 200 tys. Członków, i to też odzwierciedla naszą siłę.
Co Pani myśli o stawkach wynagrodzenia od stycznia i o tym, że MEN podnosi tylko najniższe pensje, równając je do płacy minimalnej?
– Bardzo mnie to upokarza. MEN podniósł te najniższe stawki, bo musiał. Nauczyciele non stop kształcą się, podnoszą swoje kompetencje, więc jest to przykre, że część z nas będzie zarabiać od stycznia tyle, ile osoby wykonujące prace nie wymagające takiego wykształcenia i kwalifikacji jak w naszym zawodzie. Rozmawiałam o tym z kolegą z Norwegii i nie mógł tego zrozumieć. Myślę, że to jest pokazanie wszystkim, jak rząd nas traktuje.
(…)
To jest fragment wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 51/52 z 18-25 grudnia 2019 r. Całość – w GN i w wydaniu elektronicznym: ewydanie.glos.pl