Szkoły w Australii montują w toaletach specjalne czujniki wykrywające dym tytoniowy oraz ze skrętów z marihuaną. To sposób tamtejszych władz szkolnych na to, by uczniowie przestali palić na terenie placówek oświatowych
Taką decyzję podjął australijski stan Victoria, który instaluje tzw. ciche detektory vape. Dzięki tym urządzeniom nauczyciele mogą namierzyć uczniów palących w toaletowych kabinach papierosy (chodzi głównie o e-papierosy, które wydzielają bezwonny dym) lub marihuanę.
System działa w prosty sposób – po tym, jak czujnik zidentyfikuje dym, kabina toalety jest zamykana, a osoba znajdująca się w środku nie może z niej wyjść na zewnątrz.
W szkołach w Melbourne takie detektory pojawiły się po tym, gdy nauczyciele odkryli, że w szkolnych toaletach popalają nawet uczniowie, którzy nie ukończyli 12. roku życia.
Władze oświatowe przy pomocy detektorów vape odpowiadają na nieskuteczność prowadzonych z uczniami warsztatów na temat szkodliwości palenia. Warsztaty miały zwiększyć świadomość młodzieży na temat niebezpieczeństw związanych z paleniem, w rzeczywistości jednak nie przyniosło to żadnych pozytywnych efektów.
Autorzy pomysłu liczą na to, że popalający w toaletach uczniowie wystraszą się, że w razie wykrycia dymu przez detektory, zostaną uwięzieni w kabinach do czasu przybycia kogoś z kierownictwa placówki.
Jak donoszą australijskie media, w jednej ze szkół udało się już zawiesić jednego ucznia za popalanie w łazience.
Nie wszyscy są zwolennikami takich pomysłów. Australijski „Herald Sun” zacytował Laurę Bajurny, ekspertkę z jednej z organizacji pozarządowych walczących ze skutkami uzależnienia od alkoholu i narkotyków, która podkreśliła, że „represyjne podejście może wyrządzić więcej szkody niż pożytku”. Władze powinny natomiast zaostrzyć przepisy tak, by uniemożliwić dostęp dzieci i młodzieży do e-papierosów.
(PS, GN)