Czym żyła oświata 100 lat temu? Tematy w Głosie: Wojna, szkolna bieda, niskie zarobki, katastrofa opałowa w szkołach…

W świątecznym numerze Głosu Nauczycielskiego (nr 14-15), który ukazał się z datą 15 grudnia 1920 r., dominowały tematy bynajmniej nie świąteczne. Już artykuł wstępny „Katastrofa opałowa w szkołach” zapowiadał tematykę zupełnie powszednią.

Autor wstępniaka przypominał, że odzyskanie niepodległości okupiliśmy wysoką ceną, a długoletnia wojna prawie doszczętnie zniszczyła nasz kraj. „Największe i zarazem najdotkliwsze spustoszenie wyrządziła powszechnej oświacie ludowej i wychowaniu publicznemu. Mnóstwo budynków szkolnych z urządzeniami wewnętrznemi uległo zupełnemu zniszczeniu na obszarach wojną zajętych. Siłą rzeczy musiała ustać tam nauka szkolna” – podkreślał redaktor Głosu (w cytatach – pisownia oryginalna).

Dodawał, że wiele obiektów szkolnych zajęto na szpitale i inne cele wojskowe, a także na siedziby różnych urzędów. „W innych znowu okolicach stały szkoły opustoszałe, bo nauczyciele z bronią w ręku poszli na ratunek Ojczyźnie. Gdzieindziej znów zamykano szkoły z powodu chorób zakaźnych itd., itd.” – informował Głos.

Zmagającą się ze zniszczeniami wojennymi oświatę w roku szkolnym 1920/1921 dodatkowo dotknęła katastrofa opałowa. Jak ostrzegał Głos, „prawdopodobnie w tym roku w zimie większość publicznych szkół powszechnych zostanie zamkniętą głównie przez niedbalstwo lub złą wolę zarządów gminnych, które zaniedbały obowiązek zaopatrzenia szkół w opał na zimę”. Chlubnym wyjątkiem był Lwów, „który tyle utrapień przeszedł”, a mimo to zdołał zaopatrzyć szkoły w opał. Ale już władze Krakowa sprawę zaniedbały.

Dlatego „Zarząd Główny Związku zaprotestował stanowczo w dniu 18 listopada br. wobec Prezydium Rządu Rzeczypospolitej, a w dniu 19 listopada wobec Ministra Oświecenia Publicznego przeciw wstrzymywaniu nauki w szkołach powszechnych w porze zimowej, domagając się zarazem, by Rząd postarał się energicznie o usunięcie katastrofy opałowej”. „Apelujemy też do Rządu, Sejmu i społeczeństwa o ratunek tej  największej naszej sprawy, jaką jest szkolnictwo powszechne” – podkreślali ówcześni redaktorzy naszego czasopisma.

Głos zwrócił też uwagę na to, że opał najniezbędniejszy jest w szkołach wiejskich z tego powodu, że frekwencja w nich zawsze bywa najwyższa zimą, bo wtedy dzieci nie są posyłane do prac polowych. Była jednak nadzieja: „Minister rolnictwa p. Poniatowski po konferencji z prezesem Związku kol. Nowakiem zapowiedział wydanie okólnika, który ma wywrzeć nacisk na urzędy odpowiednie, rozdzielcze”. Okólnik taki wydano.

Kolejnym tematem podjętym w numerze świątecznym była konieczność rewizji nowej ustawy o uposażeniu nauczycieli. Tak uzasadniał tę konieczność wiceprezes Związku Julian Smulikowski: „Stan nauczycielski spełnia jedno z najważniejszych zadań w społeczeństwie, wychowując i kształcąc najmłodsze pokolenie; że dla należytego spełnienia tych zadań winni być powołani do stanu nauczycielskiego najlepsi pod względem zalet charakteru i umysłu obywatele kraju; że aby zdobyć takich pracowników na niwie wychowawczej, jakich wymaga powaga zawodu, należy stworzyć dla stanu nauczycielskiego jak najlepsze warunki pracy – tak materialne, jako też moralne”.

W pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości Związek był zmuszony do negocjowania z władzami krajowymi nieustannie. Właśnie w numerze z 15 grudnia 1920 r. Głos informował, że Zarząd Główny Związku Polskiego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych wysłał 6 października delegację pod przewodnictwem prezesa Nowaka do ministra oświaty Rataja w celu poruszenia pilnych spraw. „Na wstępie zwrócił prezes Nowak uwagę p. ministra na nieusprawiedliwiony zastój, jaki w ostatnich czasach zapanował w szkolnictwie powszechnym. Związek (…) z obowiązku swego przedstawia swoje spostrzeżenie i domaga się, by p. minister swoim wpływem sprowadził administrację szkolnictwa powszechnego na właściwe tory (…).

Związkowcy przypomnieli ministrowi też o konieczności zwrotu szkół zamienionych w czasie wojny na koszary, magazyny, biura i warsztaty. A także zaapelowali o zapewnienie pomocy materialnej nauczycielom, którzy ucierpieli w czasie ostatnich wojen (światowej i polsko-bolszewickiej), w tym pomocy nauczycielom pełniącym swoją misję na Kresach Wschodnich.

Nauczyciele żyli więc w ciężkich czasach, ale to jeszcze bardziej wyzwalało w nich chęć do działania i jednoczenia sił w Związku. Kazimierz Mierwiński, prezes wielkopolskich związkowców, i sekretarz Ignacy Krawczyk skierowali apel do nauczycielstwa wielkopolskiego przedrukowany przez Głos Nauczycielski 15 grudnia 1920 r. Czytamy w nim o misji polskich nauczycieli, którzy zajęli miejsce po „hakatystach niemieckich” i mają za zadanie neutralizować jad „sączony przez szkołę niemiecką w ciągu półtora wieku w duszę i serce narodu, plugawiący wszystko, co polskie”. Autorzy apelu z uznaniem pisali o miejscowych nauczycielach, którzy masowo wstępowali do Związku.

„Zrozumieli nasi Koledzy i Koleżanki Wielkopolanie tę siłę organizacyjną naszego około 25-tysięcznego Związku i gromadnie garną się do nas i zapisują na członków. Wiedzą bowiem, że sami silnego Związku choćby ze wszystkich czterech tysięcy nauczycieli nie utworzą i sfery rządzące nie będą się z nimi tak liczyły, jak ze Związkiem obejmującym już dwie dawne największe dzielnice, nie licząc Kresów Wschodnich, gdzie też mamy Ogniska” – pisano w apelu.

Jego autorzy wspomnieli także o Głosie Nauczycielskim: „Jaką to dumą napełnia nas nasz >>Głos<< – jak go oczekujemy – jak czytamy od deski do deski. – To nasz przyjaciel, który i pociesza, i żale nasze przyjmuje, i otuchy dodaje do pracy, ale też i karci, gdy potrzeba”.

Witold Salański

Artykuł ukazał się w Głosie Nauczycielskim nr 51-52 z 16-23 grudnia 2020 r.