Danuta Kozakiewicz: Nauczycielu, możesz paść przy tablicy… bylebyś załatał te wakaty. Polska edukacja umiera…

Nauczyciele są już na granicy, dyrektorzy są na granicy. Za moment jakaś część z nas może powiedzieć: „Nie”. Nasza grupa zawodowa się wykrusza. Dotyczy to także dyrektorów szkół, zwłaszcza tych prężnych, tych, którzy chcą i mają jeszcze siłę… Myślę, że taką granicą będzie moment, w którym także wśród nich zacznie dochodzić do negatywnego naboru. Skutki zobaczymy za kilkanaście lat.

Z Danutą Kozakiewicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak (wywiad został przeprowadzony na początku października br.)*

Co masz zrobić, nauczycielu, jeśli nie stać cię na mieszkanie w Warszawie? „Pod Warszawą też nauczyciele są potrzebni do pracy” – odpowiada wiceminister rozwoju i technologii z ramienia PiS. Po tych słowach niektórym zabrakło tchu. Co na to dyrektor warszawskiej szkoły?

– Usłyszeliśmy, że przedstawiciela rządu nie interesują problemy polskich nauczycieli i szkół. To wygląda z pozoru jak takie nieco złośliwe zlekceważenie problemu, ale sprawa jest znacznie poważniejsza. Najbardziej przerażające jest to, że nie jestem zdziwiona tymi słowami. Nie jest to przecież pierwsza tego typu wypowiedź ze strony rządzących, która jest ucieczką od podjęcia rozmowy o problemach. Nie jest to też odpowiedź, która by wskazywała, że ktoś zamierza nam pomóc, żebyśmy mogli funkcjonować w obecnej sytuacji kryzysowej.

(…)

Czy politycy obozu władzy są świadomi, w jak trudnej sytuacji są szkoły?

– Jak widać, zaklinanie rzeczywistości trwa w najlepsze. Podejrzewam, że wiceminister oraz wielu jego partyjnych kolegów nie chcą wiedzieć, jaka jest prawda. Być może ich to aż tak nie interesuje. Ale szokujące jest to, że takie słowa w ogóle padają. Jeżeli chcemy mówić o rozwoju, to musimy stawiać na rozwój edukacji. Natomiast politycy zaklinają rzeczywistość, bo dzięki temu  można przez jakiś czas udawać, że sprawy nie ma.

A dyrektor szkoły może udawać?

– Z mojej szkoły w ostatnim czasie odeszło pięciu nauczycieli. Wyprowadzili się z Warszawy właśnie dlatego, że nie było ich stać na wynajem mieszkania ani dla siebie, ani dla rodziny. Nie wystarczało im na normalne warunki życia. Ja nie mówię przecież o jakichś luksusach, tylko o podstawowych sprawach, jak wynajęcie mieszkania, zakupy, dojazd itd. Oprócz tej piątki spora grupa nauczycieli przeniosła się do innych miejsc pracy. Jedni do korporacji, inni uruchomili własne biznesy, np. szkoły językowe. Odeszli, mimo że absolutnie nie chcieli zmieniać zawodu ani miejsca pracy, bo czuli się w szkole dobrze.

(…)

>> Zapraszamy do głosowania w ankiecie Głosu

Szkoła po Czarnku i PiS. Jakie są najpilniejsze zadania dla nowego rządu w sferze edukacji? (można wybrać od 1 do 3 odpowiedzi)

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...

Rządzący mówią, że nie jest tak źle, bo będą bony na laptopy i tzw. nagroda specjalna, którą nauczyciele nazywają nagrodą „na otarcie łez”…

– To są takie „gratisy”, które nie zmieniają naszej sytuacji. Dlatego pierwszą rzeczą, jaką chciałbym tej władzy powiedzieć, jest to, że edukacja na pewno nie jest tylko powołaniem i misją, ale tak jak inne dziedziny życia podlega normalnym zasadom podaży i popytu. Jeżeli ze szkół odchodzą nauczyciele, przybywa wakatów, godzin ponadwymiarowych, a zamiast młodych nauczycieli pracuje coraz więcej emerytów, to znaczy, że coś tu się nie zgadza. Ja jestem tylko dyrektorką niewielkiej szkoły, ale wiem, że moim nauczycielom należy się znacznie więcej, niż dostają, bo pracują bardzo wydajnie i uczciwie.

A jeżeli mnie pani pyta, co nas w tej chwili najbardziej niepokoi, to może nie będę odkrywcza, ale odpowiem, że w szczególności to zmienianie prawa pod potrzeby chwili.

To już chyba nic nowego…

– Tak, ale sprawa dotyczy zniesienia słynnego już limitu godzin ponadwymiarowych, które może przyjąć na swoje barki nauczyciel. Przecież już dawno temu zauważono i obliczono, że nauczyciel tylko przez 18 godzin tygodniowo może pracować wydajnie przy tablicy. Gdy raptem z powodu biedy nauczycielskiej szeregi nauczycieli się mocno przerzedziły, ten przepis ulega swoistej deregulacji, czyli w ogóle nie myśli się o jakości pracy, tylko o tym, żeby jeszcze jakoś to szło, żeby lekcje się odbywały.

Przewiduje się, że może to być bardzo groźna w skutkach zmiana.

– Nauczycielu, możesz paść przy tablicy… bylebyś był w szkole i załatał te wakaty. Tak, to jest groźne.

Zniesienie limitu godzin dotyczy szkół ponadpodstawowych, jednak problem z wakatami mają także szkoły podstawowe.

– Jak wiadomo, nauczyciel szkoły podstawowej może mieć półtora etatu, nie więcej. Co więc robią niektórzy dyrektorzy, mając wakat? Do półtora etatu wakat dzieli się jako nadgodziny, a reszta wakatu jest dzielona na zastępstwa.

Tak czy inaczej nauczyciele pracują na ponad 1,5 etatu, a nawet dwa?

– Tak. Lekcje się odbywają i wszystko jest zgodnie z prawem. Oficjalnie nauczyciele szkół podstawowych pracują nie więcej niż 1,5 etatu plus zastępstwa. Przy tylu godzinach ciągłej pracy przy tablicy nauczyciel przestaje efektywnie pracować. Przypomnę, że etat nauczyciela tj. 40 godzin różnego typu pracy na rzecz danej placówki. Jeżeli ten nauczyciel pracuje na dwa etaty, to jakość pracy znacząco spada. To obserwujemy w tej chwili.

Sytuacja kadrowa wymusza przymykanie oka na takie sprawy?

– Tak. Nie mamy wyjścia. Dzisiejszy dyrektor musi przymykać oko w różnych sytuacjach. Pierwszą z nich jest nabór na istniejące wakaty. Przychodzą do szkoły trzy grupy nauczycieli. Po pierwsze, osoby, które zatrudnię raczej na krótko. Są w wieku nieco dojrzalszym i wiem, że nie popracują przez 15-20 lat w mojej szkole, nie zwiążą się z nią. Przychodzą tylko na rok lub dwa, żeby pomóc mi jakoś pociągnąć ten wózek.

Druga grupa to są pedagogiczne perełki. Dyrektor dyrektorowi wyrywa ich sobie z rąk. Tacy nauczyciele mają wybór między wieloma szkołami. Najczęściej o tym, gdzie będą pracować, decydują takie rzeczy jak np. bliskość dojazdu do pracy.

A trzecia grupa?

– To są osoby, które nie powinny trafić do tego zawodu. Mają kwalifikacje, ale uzyskane w ramach jakichś kursów, studiów podyplomowych, gdzie bardzo dużo zajęć było prowadzonych online. Już przy rozmowie kwalifikacyjnej mam poczucie, że gdybym tylko miała wybór, zdecydowałabym się na kogoś innego. Takie osoby również zatrudniamy, bo dzieci nie zostawimy na korytarzu, bo ktoś musi z nimi być, bo już inni nauczyciele nie dają rady wziąć więcej godzin.

W jaki sposób wypełniła Pani wakaty po nauczycielach, którzy odeszli, ponieważ nie mogli z powodu niskiej pensji utrzymać się w Warszawie?

– Nie wszystkie wakaty wypełniłam w 100 proc. Myślę chociażby o nauczycielach wspomagających, czyli współorganizujących nauczanie dzieci z orzeczeniem o kształceniu specjalnym. Tych nauczycieli nadal nie mam i nadal poszukuję. Na ich miejsce usiłuję zatrudnić chociaż pomoc nauczyciela, bo taką możliwość w niektórych przypadkach mam, ale tu również bardzo trudno jest mi znaleźć osobę o odpowiednich kwalifikacjach, z jakąś chociażby namiastką pedagogiki albo jakiegoś wyczucia pedagogicznego. Pozostałe wakaty pokleiłam za pomocą godzin ponadwymiarowych. Koleżanki zgodziły się więcej pracować. Zrobiłam naprawdę bardzo dużo w tym kierunku, żeby nasi uczniowie mieli lekcje. „Słuchaj pomóż, co zrobimy z naszymi dziećmi, jeszcze jedna klasa nie będzie miała języka angielskiego?” – takie rozmowy prowadzę nie od dziś. „No dobrze, jeszcze ten rok” – odpowiadają mi dziewczyny. Stajemy na głowie, żeby nie łamać kariery dzieciom.

Da się to tak dalej ciągnąć?

– Nauczyciele są już na granicy, dyrektorzy są na granicy. Za moment jakaś część z nas może powiedzieć: „Nie”. Nasza grupa zawodowa się wykrusza. Dotyczy to także dyrektorów szkół, zwłaszcza tych prężnych, tych, którzy chcą i mają jeszcze siłę… Myślę, że taką granicą będzie moment, w którym także wśród nich zacznie dochodzić do negatywnego naboru. Skutki zobaczymy za kilkanaście lat. Od ponad 40 lat pracuję w edukacji, ale nie miałam nigdy wrażenia, że edukacja jest jednym z najważniejszych tematów w polityce, że edukację się traktuje jako ten zasadniczy element rozwoju kraju. Edukacja zawsze była gdzieś z boku.

Ostatnie lata to jest jednak nasilenie obiecywania gruszek na wierzbie i odchodzenia od tego, co jest najważniejsze. Edukację traktuje się jak człowieka zakatarzonego, choć tak naprawdę chorego na raka. Dostaje krople na katar, ale on nadal umiera. My dostajemy laptopy, jakąś nagrodę, podczas gdy umieramy, bo nie ma kto pracować.

Dziękuję za rozmowę.

*Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 40-41 z 4-11 października br.  Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne

Nr 40-41/4-11 października 2023