Dentobusy jeżdżą nie tam, gdzie są potrzebne

Wysyłane do szkół dentobusy tylko częściowo spełniły swoją rolę – tak wynika z raportu NIK o realizacji zadań Narodowego Funduszu Zdrowia w 2018 r. W wielu rejonach kraju dentobusy jeździły w miejsca, gdzie uczniowie mieli zapewnioną opiekę stomatologiczną. Niektóre dentobusy świadczyły pomoc średnio jedynie 3 uczniom dziennie

W obszernym raporcie kontrolerzy NIK przyjrzeli się m.in. świadczeniom stomatologicznym w dentobusach, czyli mobilnych gabinetach stomatologicznych zakupionych przez Ministerstwo Zdrowia.

NIK zwróciła uwagę na to, że projekt już od początku zmagał się z problemami organizacyjnymi, co wpłynęło na dostępność świadczeń z zakresu opieki stomatologicznej dla dzieci. Choć Ministerstwo Zdrowia kupiło pojazdy w 2017 r., to – jak informowaliśmy na łamach „Głosu” – we wszystkich województwach wyruszyły one do szkół z dużym opóźnieniem. Nigdzie nie udało się zawrzeć umów z lekarzami na udzielanie świadczeń z początkiem 2018 r. W efekcie czego dentobusy wykorzystywano w poszczególnych województwach przez okres od 3 do 9 miesięcy roku 2018. „Najwcześniej rozpoczęcie udzielania świadczeń nastąpiło od 1 kwietnia. W pięciu województwach rozpoczęło się ono dopiero w drugiej połowie roku, a ostatnie dwie umowy zostały zawarte z terminem rozpoczęcia udzielania świadczeń począwszy od 1 października 2018 r.” – czytamy w raporcie.

Kontrolerzy potwierdzili to, co opisywaliśmy na łamach „Głosu” – NFZ miał ogromne problemy z zawarciem umów o udzielanie świadczeń w dentobusach. Lekarze stomatolodzy albo w ogóle nie zgłaszali się do rozpisanych konkursów albo oferowali warunki, które były nie do przyjęcia dla funduszu. Dla przykładu, opolski NFZ rozpisał sześć konkursów, pomorski – trzy.

Izba doszła do wniosku, że cel zakupu dentobusów – czyli dotarcie z pomocą stomatologiczną do uczniów mieszkających w miejscowościach, gdzie takiej pomocy nie ma – został zrealizowany jedynie w „ograniczonym zakresie”. Z pomocy stomatologicznej w dentobusach skorzystało w sumie blisko 34 tys. pacjentów. Najczęściej byli to uczniowie między 7 a 16 rokiem życia – 61,7 proc. ogólnej liczby pacjentów. Dla połowy młodych pacjentów (52,2 proc.) dentobus był jedyną okazją do skorzystania z pomocy stomatologicznej (w 2017 i 2018 r. nie byli oni u żadnego innego stomatologa). Jednocześnie 44,5 proc. pacjentów co najmniej raz było w tym okresie u innego świadczeniodawcy przed wizytą w dentobusie.

Dentobus miał docierać przede wszystkim do szkół znajdujących się w miejscowościach pozbawionych gabinetów stomatologicznych. Cel ten okazał się piętą achillesową całego przedsięwzięcia. Choć Narodowy Fundusz Zdrowia opłacał dentobusy, to dyrektorzy regionalnych placówek NFZ nie brali udziału w ustalaniu miejsc udzielania świadczeń. A skoro NFZ nie wskazywał miejsc, do których mają się udać dentobusy, to takie decyzje podejmowali świadczeniodawcy.

„W efekcie świadczenia były udzielane również w dużych miejscowościach, gdzie zapewniony był dostęp do świadczeń w gabinetach. Przykładowo w Śląskim OW NFZ akceptowano by dentobusy stały w Częstochowie, Sosnowcu i Dąbrowie Górniczej. Natomiast nie udzielano świadczeń stomatologicznych w dentobusie w powiatach usytuowanych na terenach południowych województwa śląskiego – chodzi o powiaty: bielski, cieszyński, żywiecki, raciborski i wodzisławski. Mimo to dla ponad połowy pacjentów, którzy skorzystali z dentobusów było to jedyne świadczenie stomatologiczne, jakie uzyskali w 2017 i 2018 r. w ramach NFZ.” – podkreślono w raporcie.

Na Śląsku dentobus generalnie pojawiał się w innych miejscach niż wynikało to z przekazywanych do NFZ harmonogramów (dotyczyło to 60 proc. placówek oświatowych!). Mimo to, NFZ nie zgłaszał uwag do jakości usługi i wypłacał świadczeniodawcy pieniądze. Dyrektor regionalnej placówki NFZ tłumaczył kontrolerom, że w dentobusie nie ma GPS-u, a tak w ogóle, to z przepisów nie wynika, że „oddział zobowiązany jest do codziennej kontroli rzeczywistego miejsca postoju dentobusu”.

Na Pomorzu dentobus jeździł jedynie w pobliżu aglomeracji trójmiejskiej, a typowane do postojów gminy miały zakontraktowane swiadczenia stomatologii ogólnej dla dzieci i młodzieży w lokalnych gabinetach. W powiatach, w których takich gabinetów brakowało (m.in. kwidzyńskim, malborskim, słupskim), dentobus nie pojawił się ani razu.

„Praktyka ustalania miejsc udzielania świadczeń w dentobusach, jakkolwiek zgodna z ustanowioną procedurą, nie uwzględniała rzeczywistych potrzeb i w ograniczony sposób zapewniała możliwość kontynuacji leczenia” – ocenili autorzy raportu.

Przy okazji pojawiło się pytanie o sens całego przedsięwzięcia. Chodzi o wydajność dentobusów. Najwięcej pacjentów skorzystało ze świadczeń w dentobusie na obszarze woj. łódzkiego – 4810 uczniów w trakcie 4832 wizyt, a najmniej na obszarze woj. wielkopolskiego – 580 pacjentów w trakcie 872 wizyt. Różnice są trudne do wytłumaczenia, ponieważ udzielanie świadczeń w obu województwach nastąpiło tego samego dnia – 1 kwietnia 2018 r.

Kontrolerzy policzyli, że liczba najmłodszych pacjentów, którym udzielano świadczeń w dentobusie w przeliczeniu na dzień roboczy wyniosła średnio dla całego kraju 14,69, przy czym najwyższa średnią zanotowano w województwie świętokrzyskim – 25,06, a najniższą – w woj. wielkopolskim – 2,96. To oznacza, że średnio podczas jednego dnia pracy dentobus był w stanie przebadać zaledwie niecałą klasę.

Kontrola NIK pokazała to, przed czym lekarze stomatolodzy ostrzegali, gdy Ministerstwo Zdrowia ogłosiło zakup dentobusów – tego typu przedsięwzięcie nie zapewni uczniom kontynuacji leczenia. W 94 proc. przypadków uczniowie mogli skorzystać z pomocy dentobusu tylko jeden raz. Co więcej, 2/3 udzielanych w dentobusach świadczeń to jedynie podstawowe, nieskomplikowane zabiegi, jak badanie stomatologiczne połączone z instruktażem higieny jamy ustnej, badanie kontrolne, lakierowanie zębów, czy usunięcie złogów nazębnych.

Ministerstwo Zdrowia wydało na zakup 16 dentobusów 24 mln zł. Eksperci policzyli, że to równowartość kosztu 1,2 mln wypełnień w zębach dzieci. Gdy program dentobusów wprowadzano w życie, lekarze np. z Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie ostrzegali, że resort zdrowia tworzy fikcję, ponieważ dzieci z „białych stomatologicznych plam”, gdzie nie ma gabinetów stomatologii dziecięcej, nie będą miały możliwości kontynuacji leczenia.

Doktor Jan Zuchowski, lekarz stomatolog, na stronie Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku opublikował wyliczenia, z których wynika, że za pieniądze wydane na jeden dentobus (czyli 1,5 mln zł) można by wyposażyć kompletnie 15 gabinetów. Za 24 mln zł przeznaczone na wszystkie dentobusy w Polsce można by zaś stworzyć od zera 240 nowoczesnych gabinetów stomatologicznych w szkołach „na stałe otwartych np. co drugi dzień, w których można prowadzić leczenie oparte na regeneracji tkanek rok po roku” (czyli sześć razy więcej niż w ogłoszonym właśnie przez MZ konkursie).

Doktor Zuchowski zwrócił uwagę na fakt, że nowoczesna stomatologia opiera się na regeneracji tkanek, a to wymaga wielokrotnych zabiegów w ściśle określonych przedziałach czasu. „Regeneracja tkanek jest procesem fizjologicznie indywidualnym, na pewno niemożliwym do osiągnięcia podczas jednej wizyty w ciągu jednego dnia w dentobusie. (…) Praw fizjologii (czy fizyki) nikt z nas zmienić nie może. Podczas jednej wizyty jest natomiast możliwa tylko mechaniczna (choćby nawet bardzo precyzyjna czy estetyczna w doborze kolorów) wymiana materiałów w zębach” – zauważył lekarz.

(PS, GN)