Dr Aneta Afelt: Mam wrażenie, że działania w Polsce są proponowane ad hoc. Brakuje strategii wyprzedzającej

Mam wrażenie, że działania w Polsce są proponowane ad hoc. Brakuje strategii wyprzedzającej, a w ślad za restrykcjami nie podążają wytyczne, które byłyby jasne i precyzyjne dla każdego sektora w obszarze publicznym. Niezbędne jest zarządzanie systemowe w czasie pandemii.

Z dr Anetą Afelt* z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego, członkinią Zespołu ds. COVID-19 przy PAN, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Mamy nowe obostrzenia, ale premier poinformował, że przy 70-75 osobach zakażonych na 100 tys. mieszkańców czeka nas pełny lockdown. Należy się tego spodziewać?

– Jeżeli nie będziemy zachowywać zaleceń epidemicznych, czyli nosić maseczek w przestrzeni publicznej na terenach otwartych i w zamkniętych pomieszczeniach, jeżeli nie będziemy dezynfekować dłoni ani utrzymywać dystansu oraz nie ograniczymy kontaktów, to tak, czeka nas lockdown.

Ale co pokazują badania?

– Pokazują, że jeżeli 95 proc. społeczności korzysta w sposób poprawny z maseczek, przestrzega wszystkich zasad epidemicznych, to jesteśmy w stanie panować nad tempem przyrostu liczby osób zakażonych wirusem SARS-CoV-2.

Dla niektórych maska to jest nadal problem.

– To jest bardzo zła sytuacja. Jestem teraz na stażu badawczym w Institut de Recherche pour le Développement w Montpellier we Francji. Są dwie sprawy, których w tym całym nieszczęściu pandemicznym można pozazdrościć Francuzom. Pierwsza to dobrze zorganizowana informacja publiczna w radiu, telewizji, na plakatach. Ale też lekcje edukacyjne dla dzieci w szkołach o tym, jak przestrzegać zasad epidemicznych. I mimo że są we Francji osoby wątpiące w pandemię, jak wszędzie, to poprzez obostrzenia prawne dostosowują się do wytycznych. Sytuacja prawna jest postawiona jasno, są przepisy, które są egzekwowane.

(…)

Czy w porównaniu z innymi krajami UE my idziemy w jakimś innym kierunku, jeśli chodzi o obostrzenia?

– Mam wrażenie, że działania w Polsce są proponowane ad hoc. Brakuje strategii wyprzedzającej, a w ślad za restrykcjami nie podążają wytyczne, które byłyby jasne i precyzyjne dla każdego sektora w obszarze publicznym. Niezbędne jest zarządzanie systemowe w czasie pandemii. Przy braku strategii całościowej nie jest więc niczym nadzwyczajnym, że jest tak wiele codziennych wątpliwości.

Czyli podejmuje się decyzje dotyczące pojedynczych sfer życia publicznego bez powiązania z pozostałymi?

– Tak. Pamiętajmy, że pandemia jest dynamiczna w przebiegu, a wirus bardzo nieprzewidywalny. Potrzebna jest globalna wizja zarządzania sytuacją epidemiczną. Ja zajmuję się m.in. geografią zdrowia, patrzę na wirus z punktu widzenia dynamiki przestrzennego rozwoju epidemii.

I co wynika z Pani obserwacji?

– Jesteśmy po raz pierwszy w sytuacji, w której nowy patogen skolonizował nas w ciągu pół roku. Za tak szybkie spenetrowanie globalnej społeczności odpowiada, niestety, nasza polityka globalizacji. Skróciliśmy dystans geograficzny, czyli przemieszczamy się bardzo szybko z miejsca na miejsce, a ponieważ przekaźnikiem wirusa jest człowiek, rozwlekliśmy wirusa po całej planecie. Jeżeli chodzi o Polskę, to na początku byliśmy w bardzo uprzywilejowanej sytuacji. U nas nie ma dużego portu przesiadkowego, który obsługiwałby kontynent albo region, w związku z tym przypadków zakażeń było mniej. Natomiast w tej chwili sytuacja wygląda inaczej. Nie przestrzegaliśmy zasad w wakacje, wymieszaliśmy się chorzy ze zdrowymi, wróciliśmy do szkół, uruchamiając kolejne kontakty. Teraz ogniska powstały już w całej Polsce.

Wakacje były dwa miesiące temu. Jakie to ma przełożenie na obecne, dramatycznie wysokie statystyki zakażeń?

– Z prostych obliczeń, też obarczonych pewnym błędem, ale pokazujących pewną zmienność w liczbie notowanych przypadków, wynika, że jeśli w cyklu trzytygodniowym pojawia się wzrost zachorowań w jakimś miejscu i uda się wszystkich w tym ognisku wyseparować za pomocą testów i kwarantanny, to ognisko wygasa. A jeżeli tego nie wychwycimy, to po sześciu tygodniach liczba osób symptomatycznych jest bardzo duża, a bez symptomów kilkukrotnie większa. Ognisko jest poza kontrolą. Wtedy też pojawiają się ofiary śmiertelne.

Czyli to, co widzimy na wykresach i w liczbach, jest w pewnym sensie wynikiem poluzowania obostrzeń w czasie wakacji?

– Tak. Już końcówka sierpnia to pokazała. A jeśli dodamy do tego tych sześć tygodni, o których mówiłam, to wychodzi dokładnie połowa października ­– początek wzrostu zakażeń. Musimy zrobić wszystko, aby doczekać do chwili, kiedy będziemy mieć skuteczną terapię zapobiegającą namnażaniu wirusa albo szczepionkę. Trzeba jednak pamiętać, że jest nas ok. 9 mld na świecie. Wszyscy nie dostaną od razu szczepionki. Dobra informacja w tym wszystkim jest taka, że wirus jest stabilny, jak dotychczas nie mutuje. Pod tym względem jest nieźle.

Dziękuję za rozmowę.

NOTKA

*Dr Aneta Afelt jest także konsultantką przy Europejskiej Radzie ds. Badań Naukowych (ERC) ds. COVID-19

***

To jest tylko fragment wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 46-47 z 11-18 listopada br. Całość – w wydaniu drukowanym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne