Dr Halina Duczmal-Pacowska: Dominującym pragnieniem nas wszystkich było wtedy nie dać się złamać okupantowi

Dr Halina Duczmal-Pacowska ma dziś 97 lat, ale wciąż żywo wspomina lata okupacji niemieckiej. Nie brakowało w nich bowiem dramatycznych przeżyć i trudnych wyzwań związanych z tajnym nauczaniem. Sylwetkę niezwykłej nauczycielki przedstawiliśmy w naszym cyklu „Bohaterowie tajnego nauczania”. Poniżej fragmenty artykułu Głosu Nauczycielskiego.

Pani Halina jest dziś jedyną żyjącą nauczycielką tajnego nauczania w województwie mazowieckim. Urodziła się w 1923 r. w Krotoszynie. Ojciec Jan Duczmal ukończył farmację i pracował w aptece, i to w Szwajcarii, ale gdy w 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, odkrył w sobie nauczycielskie powołanie i zaczął uczyć chemii, fizyki, a także biologii w krotoszyńskim gimnazjum. A w domu pilnował, żeby i córka nieustannie pogłębiała wiedzę.

Ale jej edukację – już jako 16-letniej gimnazjalistki – przerwał 1 września 1939 r. Adolf Hitler. Okupanci włączyli Wielkopolskę wraz z Krotoszynem do Rzeszy i zarządzili akcję Heim ins Reich („Powrót do Rzeszy”). Miała ona na celu przesiedlenie ludności pochodzenia niemieckiego z ZSRR, Rumunii i krajów bałtyckich do III Rzeszy. Żeby zrobić im miejsce, Niemcy zaczęli wysiedlać Polaków z terenów uznanych za niemieckie, m.in. z Wielkopolski.

– To było około 10 grudnia 1939 r. – wspomina pani Halina. – Niemcy pozwolili nam zabrać tylko bagaż podręczny. Był już wieczór, kiedy pociąg zatrzymał się na stacji w Łaskarzewie, niedaleko Garwolina. Niemcy kazali nam wysiąść i gdy tak staliśmy na peronie, pociąg ruszył i odjechał. Było ciemno i zimno i

nie wiedzieliśmy, gdzie się udać

i co począć. Ponieważ w naszym transporcie było pięciu nauczycieli z krotoszyńskiego gimnazjum – z rodzinami było łącznie 21 osób – w sposób naturalny utworzyliśmy jedną grupę i poszliśmy przed siebie w nieznanym kierunku. Po jakiejś godzinie wędrówki natrafiliśmy na domostwo, jak się okazało na skraju wsi Taluba w gminie Garwolin. Pukamy. Wychodzi gospodyni. „Wysiedlili nas Niemcy” – mówimy. „Czy możemy się ogrzać?”. „Ano, wejdźcie. Przecież nie będziecie marzli”. A ponieważ był już późny wieczór, gospodyni zaprosiła nas do izby i tam przy pomocy męża rozścieliła na podłodze słomę. Położyliśmy się na niej pokotem i tak spędziliśmy pierwszą noc w ówczesnym Generalnym Gubernatorstwie.

(…)

Duczmalowie trafili do Rudy Talubskiej. Byli tam już do końca okupacji niemieckiej.

– Ulokowano nas w miejscowym dworze, niestety, chylącym się ku ruinie, bo jego właściciele bez przerwy procesowali się z kimś o majątek – opowiada pani Halina. – Zamieszkaliśmy w dużym salonie, który był nie do ogrzania. I chociaż paliliśmy drewnem we wstawionym piecyku, to szron ze ścian nie znikał.

Wtedy, pierwszego dnia, było nam smutno. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, a my nie mieliśmy dosłownie nic. Ale w Wigilię ktoś puka do drzwi. Stanęła w nich mała dziewczynka z zawiniątkiem i oznajmiła, że mamusia przysyła nam trochę jajek i kaszy na święta. A wieczorem pojawił się u nas kierownik miejscowej szkoły powszechnej Bolesław Jóźwicki, który, jak się potem dowiedzieliśmy, poprosił mieszkańców o podzielenie się z nami świątecznymi potrawami i mieliśmy jedzenia pod dostatkiem. I nawet ktoś przyniósł choinkę. Pan Jóźwicki przyszedł, żeby przełamać się z nami opłatkiem. Zaczęliśmy śpiewać kolędy i nagle wyrwało się nam „Jeszcze Polska nie zginęła”.

I właśnie po świętach Bożego Narodzenia Jan Duczmal

zaczął organizować tajne nauczanie

na poziomie gimnazjalnym. Była to potrzeba chwili. Do Rudy Talubskiej zaczęły trafiać kolejne grupy wysiedlonych, które lokowano w dworskich zabudowaniach. Byli wśród nich i gimnazjaliści.

– Mój tata uznał, że nie możemy marnować czasu, bo nam ucieknie i nigdy go nie nadrobimy – wyjaśnia pani Halina. – Dlatego zaczął organizować lekcje z przedmiotów ścisłych zwykle w kilkuosobowych grupach. Uczył fizyki, chemii, biologii, matematyki oraz łaciny. Niestety, nie mieliśmy nauczyciela przedmiotów humanistycznych. Ojciec więc zarządził, że języka polskiego, historii i geografii będziemy się uczyć sami z podręczników i książek. I tutaj bezcenna okazała się pomoc pana Bolesława Jóźwickiego, który dostarczał nam podręczniki, lektury oraz wszelkie pomoce naukowe, poukrywane w różnych zakamarkach.

Z relacji Haliny Duczmal-Pacowskiej wynika, że poziom tajnego nauczania w Rudzie Talubskiej był bardzo wysoki, bo już w następnym roku – 1941 – kilkoro uczniów, a wśród nich pani Halina,

zdało konspiracyjną maturę

w Liceum Ogólnokształcącym im. Józefa Piłsudskiego w Garwolinie, zorganizowaną przez miejscowy Oddział Tajnej Organizacji Nauczycielskiej. Można więc przypuszczać, że Jan Duczmal współpracował z TON, bo jak zapewnia pani Halina, ojciec zawsze należał do ZNP.

Dyrektorka tego liceum Zofia Ligowska (pełniła tę funkcję w latach 1932-1944) nie kryła zaskoczenia, że absolwenci tajnego gimnazjum w Rudzie Talubskiej tak świetnie wypadli na maturze. Wobec tego zaczęła „podrzucać” młodzież z Garwolina i okolic do Rudy Talubskiej na tajne komplety. Liczba uczniów wzrastała. Przez wszystkie lata okupacji było ich łącznie 77.

(…)

Ale i w życiu pani Haliny nastąpił przełom. Zdała maturę, ojciec potraktował ją więc jako osobę dojrzałą i nieoczekiwanie powiedział: „Sam nie dam rady, musisz mi pomóc”. I tak oto pani Halina przeobraziła się z uczennicy tajnych kompletów w nauczycielkę tajnego nauczania.

– Zgodziłam się, bo widziałam, jak ojciec jest przepracowany, a uczniów wciąż przybywało – opowiada Halina Duczmal-Pacowska. – A poza tym,

jako przedwojenna harcerka

zdawałam sobie sprawę, że muszę stanąć na wysokości zadania. Harcerstwo uczyło nas bowiem nie tylko odwagi, ale i pokonywania wszelkich przeszkód siłą woli i wiarą w swoje możliwości. Dominującym pragnieniem nas wszystkich było wtedy nie dać się złamać okupantowi. Uczyłam polskiego, historii, geografii i łaciny. Spotykaliśmy się w niedziele i czytaliśmy na głos lektury szkolne. Wpadłam też na pomysł, żeby prowadzić dodatkowo lekcje savoir-vivre’u.

(…)

– Któregoś dnia mama znalazła w drewutni podrzuconą kartkę – opowiada pani Halina. – „Duczmalu, jak nie przestaniesz uczyć, to doniosę na ciebie do gestapo” – ktoś ostrzegł. Ale okazało się, że ten ktoś także

napisał donos do gestapo,

tylko że przechwycili go pracownicy poczty w Garwolinie i przekazali panu Jóźwickiemu. Do dzisiaj nie wiadomo, kto za tym stał. Zapewne miejscowy volksdeutsch.

A tymczasem 18-letnia Halina połykała bakcyla nauczycielstwa. Do każdej lekcji przygotowywała się najsolidniej jak tylko mogła. Bolesław Jóźwicki dostarczał jej podręczniki z literatury i pedagogiki, a nawet udostępnił prywatną bibliotekę. Aż wreszcie do Rudy Talubskiej przyjechał Jan Cink, wizytator tajnego nauczania z garwolińskiego Oddziału TON. Miał m.in. sprawdzić,

na jakim poziomie prowadzi lekcje

świeżo upieczona nauczycielka, na razie bez formalnych kwalifikacji, a więc zapewne jeszcze bardzo zielona.

– Przeprowadziłam lekcję pokazową – wspomina pani Halina. – Nigdy nie zapomnę drżenia i myśli, czy sobie poradzę. Ledwo opanowałam zdenerwowanie. Ale pan Cink uznał, że się nadaję i chyba wtedy poczułam się prawdziwym pedagogiem. I jeszcze z większym zapałem przygotowywałam się do następnych lekcji. Ważne, że nie czułam się samotna, bo miałam wsparcie ze strony ojca i pana Jóźwickiego, który – gdy liczba uczniów bardzo wzrosła – też prowadził zajęcia w naszym tajnym gimnazjum.

I tak wszyscy doczekali 1945 r. Nadeszło wyzwolenie od Niemców, ale z nową władzą nie było lekko.

– Wróciliśmy do Krotoszyna – opowiada pani Halina. – Ojciec podjął pracę w gimnazjum, a ja wybrałam się na geografię na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wydawało się, że życie toczy się normalnie, ale okazało się, że niezupełnie. Mój ojciec, przedwojenny nauczyciel, wszechstronnie wykształcony, ukończył nie tylko farmację, ale i biologię na niemieckich uniwersytetach. Doskonale znał kilka języków i nieustannie się dokształcał. Był erudytą. Na lekcjach często korzystał z podręczników akademickich. Na uniwersytecie poznańskim szybko się zorientowali, że kandydaci na studia, którzy wyszli spod jego ręki, są po prostu najlepsi i zdarzało się, że przyjmowali ich bez odpytywania. Ale nowa władza uznała, że taki pedagog powinien odejść na emeryturę. Ojciec tego nie wytrzymał i zmarł na zawał w 1949 r., dwa dni po ukończeniu przeze mnie studiów. Jego pogrzeb przeobraził się w ogólnomiejską manifestację. Uczniowie na zmianę 2 km nieśli na ramionach jego trumnę.

Tuż po studiach pani Halina zaczęła uczyć geografii w krotoszyńskim gimnazjum. Nie budziła zaufania. Zaczęto bacznie się jej przyglądać. Nowy dyrektor szkoły wizytował ją na lekcjach niemal codziennie. Czuła się osaczona i

już nie widziała dla siebie przyszłości

w zawodzie nauczycielskim w PRL. Zaczęła szukać nowej pracy. Znalazła ją w Warszawie, najpierw w Państwowym Instytucie Geologicznym, a potem w Muzeum Ziemi PAN, gdzie napisała pracę doktorską „Znajomość surowców mineralnych w Polsce w okresie działalności Komisji Kruszcowej”.

Przez całe życie miała liczne pasje. Uprawiała m.in. amatorsko malarstwo, któremu na emeryturze mogła oddać się już w pełni. Mało tego, skrzyknęła malujących seniorów i zorganizowała im warsztaty w Sekcji Plastycznej Uniwersytetu Trzeciego Wieku, a ich prace zaczęła prezentować w utworzonym w swoim mieszkaniu na Służewie w 1988 r. Najmniejszym Muzeum Świata, o którym powstało już wiele artykułów, audycji radiowych i telewizyjnych (są dostępne w internecie). A praca „Pani Cogito – dr Halina Duczmal-Pacowska” o tajnym nauczaniu w Rudzie Talubskiej, napisana przez Karolinę Michalec, nauczycielkę I LO im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Garwolinie, zdobyła wyróżnienie w VIII Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Płynąć pod prąd”.

Ale i o Janie Duczmalu, legendarnym i charyzmatycznym nauczycielu, pamięć nie zaginęła. Liceum Ogólnokształcące im. Hugona Kołłątaja w Krotoszynie organizuje już od wielu lat – w tym roku po raz 19. – Krotoszyńskie Olimpiady Chemiczne pod patronatem prof. Jana Duczmala.

Witold Salański

Na zdjęciu: Dr Halina Duczmal-Pacowska w swoim mieszkaniu, wrzesień 2020 r. Fot. ZNP Garwolin

***

Tajna Organizacja Nauczycielska to konspiracyjna nazwa Związku Nauczycielstwa Polskiego. W 2019 r. Związek obchodził 80-lecie utworzenia TON, natomiast 2020 r. jest obchodzony w strukturach ZNP jako Rok TON.

***

Przedstawiamy obszerne fragmenty artykułu opublikowanego w GN nr 46-47 z 11-18 listopada br. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)