Dyrektor Aleksander Pyszny: Niektórzy rodzice twierdzą, że szkolne procedury to „koronościema”

Sytuacja w oświacie z każdym rokiem robi się coraz trudniejsza. Wszystkie braki, niedopatrzenia, nierozwiązane sprawy, nakładają się na obecną sytuację. Znaleźliśmy się, a myślę o wszystkich pracownikach oświaty, na samym dnie drabiny społecznej. Nikt się z nami już nie liczy. Nikt nie interesuje się tak naprawdę tym, co dzieje się w szkołach. Tak zaczął nam się wrzesień.

Z Aleksandrem Pysznym, dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 8 w Czerwionce-Leszczynach, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Minął miesiąc od pojawienia się uczniów w szkołach. Jest lepiej czy gorzej?

– Sytuacja w oświacie z każdym rokiem robi się coraz trudniejsza. Wszystkie braki, niedopatrzenia, nierozwiązane sprawy, nakładają się na obecną sytuację. Znaleźliśmy się, a myślę o wszystkich pracownikach oświaty, na samym dnie drabiny społecznej. Nikt się z nami już nie liczy. Nikt nie interesuje się tak naprawdę tym, co dzieje się w szkołach. Tak zaczął nam się wrzesień.

Mierzenie temperatury, obowiązkowe noszenie maseczek przez uczniów w częściach wspólnych? Co się nie podoba?

– W mojej szkole jeszcze to tak bardzo nie wybrzmiało. Z organu prowadzącego przyszła jednak informacja, że dla niektórych problemem jest ozonowanie pomieszczeń. Ozonator zdołałem jeszcze zakupić przed rozpoczęciem roku szkolnego. Uznałem, że na zwiększaniu bezpieczeństwa uczniów i nauczycieli nie ma co oszczędzać. Ale pojawiły się głosy krytyki. Właśnie dostałem opinię sanepidu, że jeśli urządzenie stosujemy zgodnie z przeznaczeniem, jeśli ma ono atesty i certyfikaty, to nie widzą problemu z ozonowaniem powietrza w szkole w celu jego oczyszczenia.

Postarał się Pan o opinię?

– Tak, musiałem mieć to na piśmie, musiałem się dowiedzieć, czy są jakieś przeciwwskazania.

Ta opinia oznacza, że możecie go stosować. Dobrze to odczytuję?

– Ozonator kupiłem, żeby zwiększyć bezpieczeństwo wszystkich osób przebywających w szkole. Wyłącznie o to chodziło. Sprawa zaczęła się od anonimu, który wpłynął do organu prowadzącego. Nie określono konkretnej placówki, ale skoro posiadamy taki sprzęt w szkole, nie można wykluczyć, że autorem mógł być np. rodzic naszego ucznia. Generalnie zauważyłem, że jeśli któryś z rodziców jest niezadowolony, to pisze anonim do organu prowadzącego lub kuratorium oświaty. Później z tego wszystkiego musimy się tłumaczyć, a nie muszę mówić, że wynikają z tego różne sytuacje.

(…)

Czy na tym skończyły się problemy?

– Nazbierało się tego trochę od początku września. Plan lekcji to kolejna sprawa. Właśnie skończyłem go zmieniać.

A dlaczego Pan musiał go zmienić?

– Poprzedni plan starałem się tak ułożyć, aby zapewnić uczniom i nauczycielom maksymalne bezpieczeństwo w szkole. Uczniowie klas młodszych przychodzili na godziny ranne, starsi zaczynali lekcje w południe lub – w przypadku lekcji wychowania fizycznego – odpowiednio wcześniej. Przed przyjściem do szkoły starszych klas budynek był sprzątany i wietrzony przez pół godziny. Myślałem, że to dobry pomysł, a tu znowu był donos do kuratorium oświaty i organu prowadzącego. Zostałem poproszony na rozmowę przez samorząd oraz zobowiązany do zmiany planu. Obecnie wszyscy uczniowie rozpoczynają lekcje między 7.10 a 8.50. Kończą o różnych porach więc ten ruch na szkolnych korytarzach został nieco rozładowany. Uczniowie wychodzą ze szkoły trzema wyjściami. Uważam, że niezależnie od tego, jak duża jest szkoła, naszym zadaniem jest zapewnić wszystkim uczniom i pracownikom szkoły, maksymalne bezpieczeństwo.

(…)

Jak wygląda reżim sanitarny w Pana szkole? Maseczki obowiązują? Na lekcjach, na przerwach?

– W trakcie lekcji maseczki są zdejmowane, obowiązują w przestrzeniach wspólnych. Po jakimś czasie spodziewam się kolejnych głosów niezadowolenia. Zwolenników teorii, że to wszystko to jest koronaściema, nie brakuje. Wystarczy przejrzeć portale społecznościowe. W pandemię najczęściej nie wierzą osoby, rodziny, których ta tragedia nie dotknęła.

Jak Pan się zabezpiecza?

– Mam przyłbicę, zakładam też na lekcje rękawiczki. Nie chcę narażać swoich najbliższych na zakażenie SARS-CoV-2, zwłaszcza że w społeczeństwie obserwuje się takie rozprzężenie. Nauczyciele i pozostali pracownicy szkoły mają tego świadomość, że tu chodzi nie tylko o ich zdrowie, ale także zdrowie ich rodzin, dlatego wspieramy się. Pamiętam sytuację z końca sierpnia, kiedy nasz powiat (rybnicki – przyp. red.) był od dawna w czerwonej strefie. Po tym jak organ prowadzący wystosował pismo do sanepidu z zapytaniem, czy otwieranie szkół jest bezpieczne, przyszła mniej więcej taka odpowiedź, że czerwona strefa to sumie nic takiego. Ja też napisałem i dostałem odpowiedź w podobnym tonie. Postanowiłem tę odpowiedź upowszechnić w mediach społecznościowych. Po tym wszystkim spadliśmy do strefy żółtej, co poczytuję sobie za sukces (śmiech).

Teraz jesteście w strefie zielonej.

– Ale pojawiają się kolejne pytania. Zastanawia mnie kwestia wykonywania wymazów – a raczej ich braku – pod koniec kwarantanny. Miałem nauczycielkę w izolacji, która wróciła do pracy w połowie września i z tego, co wiem, nie miała ponownego wymazu przed powrotem do szkoły. Czy powroty po teleporadzie z lekarzem to dobry pomysł? Jednym słowem od września siedzimy na beczce prochu. 18 nauczycieli pracuje przecież w kilku szkołach jednocześnie. Kilka dni temu, za pośrednictwem wychowawców, rodzice zadali mi pytanie, kogo obejmie izolacja, jeżeli okaże się, że ktoś miał wynik pozytywny. Kto wyląduje na kwarantannie?

Ale to nie Pan o tym decyduje. Jaką uzyskali odpowiedź?

– Nie mogę rodzicom na to pytanie odpowiedzieć. Niezbadane są wyroki sanepidu. Dla mnie bezpieczeństwo uczniów jest najważniejsze, ale problem polega na tym, że wielu z nich przechodzi zakażenie bezobjawowo. Co jednak z nauczycielami i pozostałymi pracownikami szkoły? Mam wrażenie, że ktoś świadomie nas na tę beczkę prochu posadził, wiedząc, że środowisko oświatowe nie będzie w stanie niczego zrobić, żeby tę sytuację zmienić.

Obawia się Pan oskarżeń o zaniedbania?

– Obawiam się. W internecie była akcja prawników namawiających rodziców do składania zawiadomień, jeśli się okaże, że dziecko złapie w szkole koronawirusa. Nie słyszałem, by MEN nas wspierało przed takimi zakusami. Kiedy oglądałem konferencje ministerialne, miałem wrażenie, że MEN rodziców w jakimś sensie w tym utwierdzało, że to oni mają rację.

Dziękuję za rozmowę.

***

To jest fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 40-41 z 1-7 października br. Cały wywiad dostępny w wydaniu drukowanym oraz elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne. Dyrektor Aleksander Pyszny przy pracy.

Nr 40-41/1-7 października 2020