Dyrektor Iwona Chęcińska: We wrześniu prowadziliśmy nauczanie hybrydowe. Nie mieliśmy innego wyjścia

Martwię się, że może dojść do kolejnego lockdownu, byłoby to dla nas trudne, bo spora grupa naszych podopiecznych, w tym uczniowie autystyczni, potrzebują stałego kontaktu ze szkołą. Inaczej trudno jest prowadzić zajęcia rewalidacyjne, mówić o rozwoju społecznym, który czasami jest ważniejszy niż sama edukacja.

Z Iwoną Chęcińską, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 5 z Oddziałami Integracyjnymi i Specjalnymi w Sosnowcu, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Wrześniowy powrót do szkoły zaczęliście od nauczania hybrydowego. Eksperci i lekarze ostrzegają, że takich przerw w stacjonarnym nauczaniu może być więcej. Jesteście na to przygotowani?

– Martwię się, że może dojść do kolejnego lockdownu, byłoby to dla nas trudne, bo spora grupa naszych podopiecznych, w tym uczniowie autystyczni, potrzebują stałego kontaktu ze szkołą. Inaczej trudno jest prowadzić zajęcia rewalidacyjne, mówić o rozwoju społecznym, który czasami jest ważniejszy niż sama edukacja. Można jednak powiedzieć, że prowadzone we wrześniu nauczanie hybrydowe dało nam wiele cennych doświadczeń dotyczących łączenia nauczania stacjonarnego ze zdalnym.

(…)

Jak wyglądał powrót do szkoły po tylu miesiącach przerwy?

– W przypadku takiej szkoły jak nasza, przy 220 pracownikach, 850 uczniach oraz przedszkolakach, musieliśmy poprosić sanepid o zgodę na wdrożenie nauczania hybrydowego. Moim zdaniem nie było innego wyjścia. Musieliśmy najpierw stopniowo wdrożyć uczniów w obostrzenia sanitarne, starając się ograniczyć pierwszą możliwą falę zakażeń związaną z powrotami z wakacji.

Co udało się przećwiczyć?

– Dzieci z klas od I do IV chodziły do szkoły, a uczniowie z klas od V do VIII uczyli się zdalnie. Było o tyle łatwiej, że dzieci, które przyszły do szkoły, miały dużą przestrzeń. Sporo czasu poświęciliśmy procedurom sanitarnym, czyli np. jak należy się przemieszczać po szkole, kiedy myć ręce, wkładać maseczki itp. Dla małych dzieci, nieobytych ze szkołą, było to bardzo ważne.

Jest Pani teraz spokojniejsza?

– Nie wiem, czy tak można powiedzieć, bo pandemia, co pokazują ostatnie statystki, wciąż jest groźna. Każdego dnia po wejściu do szkoły pytam, czy są zgłoszenia zakażeń. Do tej pory ich nie było, ale za każdym razem biorę głęboki oddech, zadając to pytanie.

Jak wyglądały zdalne lekcje? Czy udało się zrealizować wszystkie założenia?

– Sporo sprzętu wypożyczyliśmy uczniom. Udało nam się również ujednolicić lekcje zdalne, to znaczy: każdy nauczyciel obowiązkowo wprowadza ucznia online w temat przez przynajmniej 15 minut lekcji, później uczeń ma czas na pracę nad zadaniami i ponownie wraca do współpracy z nauczycielem. Bądźmy szczerzy, przecież takich samych lekcji jak w szkole nie można zorganizować zdalnie. Trzymanie ucznia przez 45 minut przed laptopem na każdej lekcji jest przecież niemożliwe. Trzeba to jakoś urozmaicać.

Które grupy wiekowe mają największy problem ze zdalnym nauczaniem?

– Może niektórych zaskoczę – uczniowie starszych klas. Młodsi byli zdecydowanie lepiej pilnowani przez rodziców czy dziadków, a uczniowie starszych klas zazwyczaj pracowali samodzielnie. Oczywiście jak wiele innych szkół w kraju badamy wiedzę, jaką udało im się przyswoić. Są niestety tematy, np. z historii, których zdalnie uczniowie nie pojęli.

Lektury czytali?

– Młodsze klasy tak. Czasami udało się wspólnie poczytać fragmenty w trakcie rozmowy online. Ze starszymi uczniami było znacznie gorzej. Niektórzy nie przeczytali lektur. Dlatego to będzie rok bardzo wytężonej pracy. Trzeba będzie zarówno realizować podstawę programową, jak i nadrabiać zaległości.

To zaległości z przedmiotów humanistycznych. Co z matematyką?

– Z ankiet przeprowadzonych wśród uczniów i nauczycieli wynika, że nie jest tak źle. Aczkolwiek rodzice jednej z klas proszą o dodatkowe godziny matematyki w celu wyrównania braków. Generalnie w przypadku matematyki sytuacja wydaje się inna niż na języku polskim. Starsze dzieci, które już miały większe umiejętności, nieco lepiej sobie radziły. Młodsze gorzej.

Ile godzin wyrównawczych będzie zorganizowanych?

– Tyle, ile mam możliwości. Część odbędzie się w ramach godzin dyrektorskich, ale to nie wyczerpie potrzeb. Będą też prowadzone lekcje z godzin proponowanych przez samych nauczycieli. Na przykład nauczyciel, który jest matematykiem i wychowawcą w jednej z klas, zdecydował, że w ramach godzin statutowych szkoły poprowadzi matematykę wyrównawczą. Sam wyszedł z taką inicjatywą.

Czyli nauczyciele sami deklarują, że nieodpłatnie poprowadzą lekcje?

– Poprosiłam nauczycieli, aby w ramach zadań statutowych poprowadzili zajęcia z uczniami, które nie będą płatne. To jest ich dobra wola. Jestem wdzięczna za ich postawę. Oczywiście nie można ukrywać, jak bardzo nauczanie zdalne różniło się od nauczania standardowego, pewnych rzeczy nie dało się po prostu zrobić online. Dlatego teraz należałoby solidnie przeanalizować ten czas. I nie tylko my powinniśmy to zrobić, również ministerstwo edukacji. Nadal brakuje rozwiązań systemowych. Ruszył nowy rok szkolny i tematu jakby nie było, a przecież wyniki nauczania na pewno będą niższe.

A nauczyciele nieodpłatnie będą wyrównywać braki.

– Dlatego tak bardzo mnie bolą te wszystkie wypowiedzi polityków, którzy twierdzą, że wreszcie nauczyciele będą mieli okazję się wykazać oraz pokazać, że potrafią pracować, a nie tylko strajkować.

To powiedział minister edukacji.

– Takie słowa tylko podcinają nam skrzydła. W mojej szkole spora część grona pedagogicznego to nauczyciele powyżej pięćdziesiątki. To ludzie, którzy kochają swój zawód, kochają pracę z dziećmi i są im bardzo oddani. Jawnie okazywany brak szacunku wcale w tym nie pomaga. Trzeba pamiętać, że wszyscy jesteśmy obłożeni obowiązkami i zmęczeni tą sytuacją. Kiedy nauczyciel osiąga wiek emerytalny, nie zastanawia się zbyt długo.

(…)

To jest fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 40-41 z 1-7 października br. Cały wywiad dostępny w wydaniu drukowanym oraz elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne

Nr 40-41/1-7 października 2020