Dyrektor Jolanta Gajęcka: Wysłano nas na wojnę bez amunicji. Jesteśmy jak partyzanci

Zawalono wszystko. Przede wszystkim udawano, że problemu nie ma i nie będzie. A skoro go nie ma, to uznano, że działania są zbędne. To fałszywe założenie doprowadziło do zmarnowania cennego czasu. Zabrakło prawdy. Karmiono nas tylko i wyłącznie propagandą.

Z Jolantą Gajęcką, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 im. św. Wojciecha w Krakowie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

„Wypuścił nas Pan ponownie na tę wojnę nie tylko bez broni, ale nawet bez tarczy… Przehulał Pan nasz wspólny cenny czas…” – Pani słowa skierowane do szefa rządu odbiły się szerokim echem. O co Pani apeluje teraz?

Ciągle o to samo. Żeby nas słuchano niezależnie od tego, w jakim trybie będziemy uczyć. Powtórzę to jeszcze raz: apeluję o to, żeby premier słuchał ludzi, którzy od wielu miesięcy naprawiają błędy jego rządu. Dotyczy to nie tylko nauczycieli, ale także innych grup zawodowych, w tym lekarzy.

Rząd ostatecznie zdecydował się objąć czerwoną strefą cały kraj.

To są spóźnione decyzje. Od początku, czyli od marca, podejmowane są działania bez przemyślenia, bez zastanowienia, nawet takiego prostego namysłu.

W marcu z dnia na dzień kazano nam zdalnie pracować, wysłano nas na wojnę bez amunicji, a my jak partyzanci robiliśmy, co tylko się dało, żeby przetrwać. Każdy łapał, co miał. Zamiast już wtedy zastanowić się, podjąć decyzje nieco bardziej dalekowzroczne, bo wiadomo było, że pandemia zaraz się nie skończy, to w zasadzie nie zrobiono nic, a my od marca pracujemy bez konkretnej perspektywy czasowej. Szarpiemy się.

(…)

Szkoły czekały na wytyczne w czasie wakacji, żeby móc się odpowiednio przygotować do nowego roku szkolnego. Nie zostały przygotowane z odpowiednim wyprzedzeniem. Wydawało się, że to najgorsza wpadka i więcej nie można już zawalić.

Zawalono wszystko. Przede wszystkim udawano, że problemu nie ma i nie będzie. A skoro go nie ma, to uznano, że działania są zbędne. To fałszywe założenie doprowadziło do zmarnowania cennego czasu. Zabrakło prawdy. Karmiono nas tylko i wyłącznie propagandą. To jest tak jak w tej anegdocie, kiedy uczeń na lekcji informatyki mówi do nauczyciela: Proszę pana, myszka nie działa! Nauczyciel na to: Poruszaj nią. Uczeń: Nadal nie działa! Nauczyciel: To przełóż ją do drugiej ręki. I tak trochę zachowywał się nasz rząd. Dano nam do zrozumienia, że sami sobie stwarzamy problemy, że mamy sobie przełożyć tę myszkę do drugiej ręki. A należało przygotować scenariusz na ten rok szkolny – oszacować ryzyko, opracować różne warianty postępowania w zależności od sytuacji, zaufać ludziom, którzy stoją na pierwszej linii frontu. Wiemy, że tak postąpiłby każdy nauczyciel – rozwiązałby problem niedziałającej myszki, a nie wmawiał uczniowi, że to jego wina.

(…)

Ilu ma Pani uczniów?

Blisko tysiąc.

Jak Pani wyobraża sobie funkcjonowanie nawet okrojonej liczby klas w dobie kataklizmu epidemicznego?

Trzeba mówić prawdę. Jesteśmy na trzeciej wojnie światowej. Na taką wojnę nie byliśmy gotowi, bo okazało się, że nie z karabinu do nas strzelają, tylko z niewidocznej dla nas broni. Na jakiekolwiek systemowe zmiany jest już za późno, można tylko działać doraźnie. Gdyby decyzje były podejmowane na czas, miałabym z kim pracować, także zdalnie.

Gdybyśmy mieli autonomię, mogliśmy wcześniej przejść na nauczanie hybrydowe, zadziałalibyśmy profilaktycznie, a skutki mogłyby okazać się zbawienne dla społeczeństwa i gospodarki.

Jaki będzie ten rok szkolny?

To będzie rok stracony. Należało przygotować strategię funkcjonowania oświaty na czas pandemii, dając priorytet zdrowiu oraz bezpieczeństwu. Przecież nauczyciele i uczniowie są po wielomiesięcznym lockdownie, a kolejny przed nimi.

Odebrano dzieciom szanse edukacyjne?

Oczywiście, że tak. Udawanie, że szkoły pracują „normalnie”, to nieodpowiedzialność. Przykładem takiej fałszywej „normalności” są konkursy kuratoryjne, olimpiady przedmiotowe. Nikt się nie zastanowił, czy przeprowadzanie ich w takiej sytuacji i w dotychczasowej formie ma sens. Etapy szkolne zaczęły się w Małopolsce 19 października. Próbowałam interweniować w tej sprawie w Kuratorium Oświaty w Krakowie, ale otrzymałam odpowiedź, że konkursy przedmiotowe będą kontynuowane zgodnie z harmonogramem. To z pisma pani kurator wyczytałam, że dzieci przebywające na kwarantannie nie mogą w nich uczestniczyć. One zostaną pozbawione swoich praw. Konkurs kuratoryjny zawsze stanowił wartość dodaną, bonus przy rekrutacji do szkoły ponadpodstawowej. Dlatego tak bardzo chcielibyśmy, żeby uczniowie uczestniczyli w nich na równych prawach.

Już nie będą mogli?

Nie, bo nawet tak prostej sprawy nie przemyślano w kontekście pandemii. Mamy przecież dzieci zdrowe, które przebywają na kwarantannie, przygotowywały się do konkursów, ale w tych warunkach nie mogły w nich wziąć udziału. Założono, że jakoś to będzie, i mamy to, co mamy.

Rząd nie przygotował „regulaminu funkcjonowania państwa na czas pandemii”. Jednak ani ja, ani pozostali dyrektorzy szkół nie zostaliśmy z tego zwolnieni. Musieliśmy i przygotować regulamin, i opracować procedury.

Premier odpowiedział na Pani apel?

Nie. Dostaję jednak głosy wsparcia z całego kraju. Myślę, że ten apel przyniósł niezamierzony efekt – dał nadzieję. Zrozumieliśmy – my, dyrektorzy szkół, nauczyciele, pracownicy – że jest nas więcej, że myślimy podobnie, że nie powinniśmy się już bać.

Dziękuję za rozmowę.

***

To jest tylko fragment wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 44-45 z 28 października-4 listopada br. Całość – w wydaniu drukowanym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne