Dyrektor na kwarantannie: żadna platforma edukacyjna nie zastąpi lekcji

Trzeba pamiętać, że są nie tylko uczniowie, którzy mogą mieć ograniczony dostęp do komputerów i szybkiego internetu – zwłaszcza z rodzin wielodzietnych. To dotyczy także nauczycieli. To oczywiście jest nadzwyczajna sytuacja i trzeba się pogodzić z tym, że jakość edukacji w tym okresie może być nieco gorsza.

Z Przemysławem Fabjańskim, dyrektorem Uniwersyteckiego I Liceum Ogólnokształcącego im. Juliusza Słowackiego w Chorzowie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Jak Pana zdrowie?

– Dziękuję, dobrze. Jestem co prawda na kwarantannie, ale wszystko jest OK (kwarantanna dyrektora Fabjańskiego zakończyła się 27 marca br., my rozmawialiśmy 19 marca br. – przyp. red.).

Co to za kwarantanna?

– Nie jest to kwarantanna nałożona przez służby sanitarne, tylko przez organ prowadzący na skutek wprowadzenia stanu zagrożenia epidemicznego. Mam zakaz wychodzenia z domu i zakaz kontaktu z innymi osobami. Pracuję zdalnie.

Wrócił Pan z Gambii i Senegalu, gdzie wraz z grupą kilku osób przekazaliście dary dla gambijskich uczniów ze szkoły w Bintang Bolong.

– To był pomysł moich absolwentów. Kilka lat temu byli w Gambii i Senegalu, zobaczyli, że dzieciom brakuje niemal wszystkiego, że nie mają czym grać w piłkę. Zrobiliśmy zbiórkę i pojechaliśmy na miejsce. Musieliśmy, bo żadne przesyłki tam nie dochodzą.

Co dokładnie przekazaliście?

– Ponad 100 kg przyborów szkolnych oraz podręczników dla tamtejszych nauczycieli, które są pomocą w nauczaniu języka angielskiego. Wszystkie te materiały były w formie papierowej, bo dostęp do internetu jest tam bardzo ograniczony, a szkoła bardzo biedna, bez żadnego wyposażenia. W tej wielkiej paczce nie zabrakło też piłek do kosza, siatkówki, piłki nożnej oraz rakietek do badmintona i frisbee. Udało nam się też zebrać bardzo dużo koszulek i sukienek. Wszystko nowe. Rzeczy te pochodzą ze zbiórki zorganizowanej w szkole.

Powrót do Europy był trudny?

– To był lot czarterowy. W naszej grupie było łącznie siedem osób. W Polsce znaleźliśmy się dość szybko.

I od razu na kwarantannę…

– Tak, ale też od razu pojawiło się mnóstwo spraw do załatwienia. Oczywiście telefonicznie. Najważniejszą było zorganizowanie zdalnego nauczania. Nasi nauczyciele i uczniowie starają się ze sobą kontaktować różnymi metodami –z pomocą Librusa, Google Classroom i innych platform, a także mailingiem. Powstały też różne grupy na dostępnych komunikatorach w mediach społecznościowych.

(…)

Szkoły mają realizować podstawę programową w formie nauczania na odległość. Da się to robić mailowo lub korzystając z dziennika elektronicznego?

– Żadna platforma edukacyjna nie zastąpi lekcji, ale to jest do zrobienia. Trzeba tylko pamiętać, że są nie tylko uczniowie, którzy mogą mieć ograniczony dostęp do komputerów i szybkiego internetu – zwłaszcza z rodzin wielodzietnych. To dotyczy także nauczycieli. Mam w swoim gronie pedagogicznym małżeństwo z dziećmi, które ma jeden wspólny komputer. W czasach stabilnych nie stanowiło to problemu, obecnie na pewno utrudni pracę. Mówię o rodzinach, które ograniczyły dostęp dzieci do komputerów w domach z wielu powodów. To oczywiście jest nadzwyczajna sytuacja i trzeba się pogodzić z tym, że jakość edukacji w tym okresie może być nieco gorsza, tak jak w innych dziedzinach życia, np. w gospodarce.

Co maturzystami?

– Z niektórych przedmiotów materiał został zrealizowany, z innych jeszcze nie. Nauczyciele przygotowują dla każdego z osobna materiał do powtórki, biorąc pod uwagę przedmioty, jakie wybrali na maturę. Jednak… nauczyciele mnie informowali, że nie wszyscy zaglądają do swoich skrzynek. Mam wrażenie, że część uczniów traktowała tę pierwszą przerwę w zajęciach – do 25 marca jak czas wolny…

Jak „koronaferie”… Teraz zdalna nauka będzie obowiązkiem, wystawiane będą oceny. Dobrze to czy źle? To były oczekiwane zmiany?

– Sądzę, że rozporządzenie MEN może zmienić podejście uczniów do zdalnej nauki. Powiem nawet, że jestem tego w 100 proc. pewien. To ich zmotywuje, chociaż te pierwsze dni trzeba będzie potraktować nieco luźniej. Kwestia oceniania jest tutaj najważniejsza, dlatego nowe regulacje, jak się wydaje, będą wymagały zmian w statucie szkoły. Zmiany w wewnątrzszkolnym systemie oceniania, który jest częścią statutu, powinna uchwalić rada pedagogiczna, a przecież się nie zbierzemy. Nie będę ryzykował ani zdrowia, ani życia nauczycieli i ich rodzin (rozmowa miała miejsce przed nowelizacją rozporządzenia MEN umożliwiającą podejmowanie decyzji przez radę pedagogiczną w trybie obiegowym – przyp. red.). Pewnie rozwiążemy ten problem po wspólnych konsultacjach. Kolejna sprawa dotyczy ustalenia cotygodniowego zakresu materiału czy zróżnicowania zajęć. Ma je określać dyrektor w porozumieniu z nauczycielami. Prawda jest taka, że to nauczyciele określają ten zakres, nauczyciel musi pozostać autonomiczny. Poza tym żadnych niespodzianek nie widzę.

(…)

Jak wygląda życie dyrektora szkoły na kwarantannie?

– Nie noszę marynarki, to jedyna różnica (śmiech). Pracę zaczynam wcześnie rano. Śniadanie i do komputera. Zdalnie, wraz z wicedyrektorami, steruję wszystkim, więc telefon jest rozgrzany. Teraz przygotowujemy arkusz organizacyjny na przyszły rok. Terminy gonią. Pracy jest sporo. Jest też czas na uporządkowanie spraw, na które brakowało czasu, jak aktualizacja stron przedmiotowych.

Kiedy koniec kwarantanny?

– 27 marca. Do szkoły wracam 28 marca i po prostu przeniosę swój komputer znowu na to miejsce, gdzie stać powinien, czyli do gabinetu.

Ktoś jest w tej chwili w szkole?

– Nauczycielom od początku odradzałem przyjazd. W pierwszym okresie zawieszenia zajęć w szkole przebywali zastępcy oraz pracownicy administracji i obsługi, ale ograniczyliśmy ten pobyt do minimum. Rozporządzenie z 21 marca jest w tej kwestii otwarte, więc może się zdarzyć, że ktoś z personelu administracyjnego będzie musiał podjechać do biura, żeby zabrać niezbędne materiały.

Dziękuję za rozmowę.

***

Publikujemy fragment wywiadu, który ukazał się w Głosie Nauczycielskim nr 13 z 25 marca br.