Dopóki nauczyciele biernie przyjmowali swój los, niejako zgadzając się na warunki zatrudnienia, także uczniowie traktowali swoje obowiązki jak dopust Boży. W społeczności szkolnej panowało przekonanie, że nic się nie da zrobić. Ponarzekamy, ulżymy sobie w internecie albo u cioci na imieninach, ale większego sprzeciwu nie będzie
Takie jest prawo natury, że większy gnębi mniejszego. Oświata działa podobnie. Minister edukacji rządzi kuratorem oświaty, kurator ciśnie dyrektora szkoły, dyrektor gnębi nauczycieli, a nauczyciele sterują uczniami. Nikt tu nie robi, co chce, a jedynie to, co musi. Uczniowie są na końcu łańcucha, więc odczuwają ucisk najboleśniej, jednak nie trwa on w jednym miejscu dekadami, jak w przypadku nauczycieli, ale zaledwie kilka lat – trzy – cztery. Mogą zatem wytrzymać. I tak zwykle jest. Młodzi omijają szkolne zasady, nie słuchają nauczycieli, ale otwarcie przeciwko systemowi się nie buntują. Palenie statutów szkolnych rzadko się zdarza. To ewenement niczym przyjście na świat siedmioraczków. Jak się zdarzy taki poród, zlatują się wszystkie media. Zorganizowany protest uczniów wobec prawa szkolnego jest teoretycznie możliwy, jednak w praktyce niezmiernie rzadki.
Dariusz Chętkowski
Pozostałe artykuły w numerze 5/30/2019: