Dzisiaj dzieci często uświadamiają rodziców, że warto zabrać do sklepu torbę wielokrotnego użytku, że warto kupić taki, a nie inny produkt… Wspaniałe są te nasze dzieci! Strajki klimatyczne pokazały, że najmłodsi, dojrzewający obywatele są o wiele bardziej świadomi tego, co może wydarzyć się z naszą planetą jeszcze za ich życia. Rozumieją to o wiele lepiej niż ich rodzice czy dziadkowie.
Z Grzegorzem Kasdepke, pisarzem, autorem książek dla dzieci i młodzieży, autorem scenariuszy, ambasadorem Fundacji Nasza Ziemia wspierającym Akcję „Sprzątanie świata”, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Zanim porozmawiamy o sprzątaniu świata, na początek chciałoby się zapytać, co Pan w ogóle wie o sprzątaniu.
– (śmiech) Chaos mi przeszkadza w pracy. Jako osoba, która pracuje w domu, bardziej niż ktokolwiek z moich domowników dbam o to, żeby był porządek. Sprzątanie, raczej tworzenie porządku, jest elementem mojego życia.
A sprzątanie świata?
– Samo hasło „Sprzątanie świata” jest mi naprawdę bardzo bliskie, bo kiedy byłem młodym redaktorem pisma „Świerszczyk” trafiła do nas Mira Stanisławska-Meysztowicz. To była połowa lat 90. Chwilę wcześniej założyła w Polsce Fundację Nasza Ziemia i namówiła nas, świerszczykowców, żebyśmy rozpropagowali ideę. I tak się poznaliśmy.
Mira stała się moją przyjaciółką, trochę starszą siostrą, z którą wspólnie napisaliśmy książkę „Przyjaciele”. Jest w niej wątek ekologiczny, chociaż już wtedy czułem, że nie należy wpisywać słowa „ekologia”. Miałem nosa.
Nie lubi Pan go?
– Raczej nie chciałem, żeby trąciło dydaktycznym smrodkiem, więc nie pojawia się w naszej wspólnej książce ani razu to słowo.
Jak więc rozmawialiście na te pozornie proste tematy?
– Mira przyjechała z Australii, gdzie od jakiegoś czasu była częścią ruchu Clean Up The World, i najpierw nam opowiadała z zafascynowaniem, w jaki sposób Australijczycy zaczęli dbać o przyrodę oraz dlaczego to jest istotne. Kiedy się poznaliśmy – w tym naszym młodym polskim kapitalizmie – nie zwracaliśmy uwagi na ekologię, cieszyliśmy się raczej widokiem pięknie opakowanych nowych produktów, których wcześniej nie było. Dopiero Mira otworzyła mi oczy, że żyjemy w świecie, w którym zaczynamy obrastać nie tylko dobrami, ale i śmieciami. Już wtedy poczułem, że nie można zatrzymać tego potoku śmieci, ale pomyślałem, że można go przynajmniej jakoś przetwarzać.
Czy po prawie 30 latach działań na rzecz ochrony naszej planety uważa Pan, że można żyć tak prawdziwie eko? Czy Pan żyje eko?
– Staram się, i to na każdym poziomie. Ta idea, która przyświecała pierwszym akcjom, czyli „myśl globalnie, działaj lokalnie”, wydaje mi się najmądrzejszą ideą ekologiczną racjonalnego życia, jakie można sobie wymyślić. Decyzje, które są ważne dla ekologii, podejmujemy od samego rana. Myjąc zęby, możemy zadbać, żeby woda nie lała się cały czas z kranu, w sklepie możemy wybierać takie, a nie inne produkty.
Ja zwracam uwagę np. na to, czy wybierany przeze mnie produkt nie okrążył przypadkiem całej kuli ziemskiej, żeby trafić w Polsce na półkę sklepową.
Oszczędzanie papieru od początku było zaliczane do najważniejszych ekologicznych nawyków. Pisarz ogranicza jego zużycie?
– Od lat piszę na komputerze, daje mi on możliwość łatwiejszego wprowadzania zmian, poprawy tekstu, a jak wiadomo, każdy można poprawiać w nieskończoność. Nie kojarzyłbym jednak elektroniki wyłącznie z ekopostępem, bo mam wrażenie, że ludzkość nie będzie kiedyś miała problemu z milionami drukowanych dzisiaj książek, za to na pewno będzie miała problem z utylizacją milionów czytników elektronicznych. I chociaż kupujemy czasami e-booki z myślą, że to jest rozwiązanie ekologiczne, nie zawsze tak jest.
Jak to rozumienie „żyć eko” się zmienia, co wynika z lat obserwacji?
– Z bólem i smutkiem zauważam, że słowo „ekolog” zaczyna być synonimem jakiegoś wariata w wyciągniętym, starym swetrze, oszołoma oderwanego od rzeczywistości albo przywiązanego do drzewa, nazywanego przez niektórych „pożytecznym idiotą na pasku zachodnich korporacji”. Wszystko przez polityków, którzy zaczęli traktować ekologię jak kolejne poletko swoich wojenek. Martwi mnie to. Dlatego też Mira od początku koncentrowała się na szkołach.
Szybko zorientowaliśmy się, że to dzieci będą osobami, które w jakiś sposób staną się absolutnymi sprzymierzeńcami matki Ziemi. Będą uczyć swoich rodziców i odkrywać swoją sprawczość.
I co z tego wynikło?
– O ile początkowo wszystkie nasze zabiegi koncentrowały się na tym, żeby właściwy śmieć wrzucić do odpowiedniego pojemnika, to dzisiaj ta sprawczość dzieci dotyczy nie tylko segregowania śmieci.
Nie dotyczy już tylko liczby zebranych worków śmieci w lasach?
– Właśnie! Dzisiaj dzieci często uświadamiają rodziców, że warto zabrać do sklepu torbę wielokrotnego użytku, że warto kupić taki, a nie inny produkt… Wspaniałe są te nasze dzieci! Strajki klimatyczne pokazały, że najmłodsi, dojrzewający obywatele są o wiele bardziej świadomi tego, co może wydarzyć się z naszą planetą jeszcze za ich życia. Rozumieją to o wiele lepiej niż ich rodzice czy dziadkowie.
Strajki klimatyczne kojarzą nam się niemal wyłącznie z młodzieżą.
– Tak, bo młodzież bardzo słusznie zauważyła, że schrzaniliśmy sprawę. I nic z tym nie robimy! Ba, przyzwyczailiśmy się, że tak jest. Sam ze wstydem wyznam, że każdy kolejny artykuł o zmianach klimatu zdarza mi się czytać prawie że z obojętnością, jak część codziennego rytuału przy porannej kawie.
Wszyscy oswajamy się z zapowiedziami nadchodzącej katastrofy…
– Niestety. Tak jak ludzie w Pompejach, którzy mieszkali tuż u podnóża wulkanu, oswoili się z zagrożeniem, tak i my oswajamy się z myślą, że katastrofa jest możliwa. A jednocześnie ciągle wierzymy, zwłaszcza tu, w Europie, że nie będziemy pierwsi, że jeśli zdarzy się jakiś kataklizm, to co najwyżej wpłynie na kolejność prezentowanych informacji w telewizji…
Może to podejście wynika z tego, że jak Pan słusznie zauważył, ekologia, zmiany klimatyczne, stały się taką amunicją w bitwach między politykami?
– Tak, politycy okładają się po głowach wszystkim, co im wpadnie w ręce, a że o ochronie środowiska prawie każdy ma jakieś zdanie, to nie waha się podzielić najgłupszymi nawet przemyśleniami. Przy okazji szkodząc sobie i nam. Pamiętam genialny rysunek Andrzeja Mleczki: Pan Bóg podaje Mojżeszowi dwie kamienne tablice i mówi: „O ochronie środowiska nie wspominam, bo to chyba oczywiste?”. Otóż nie. Przypomnę, że nieomal do zera udało się wyciszyć rozmowy o Odrze, która w zeszłym roku umierała i która wciąż jest pacjentem leżącym pod kroplówką. Politykom dość szybko udało się podrzucić kolejne tematy, a nam niemalże zapomnieć o tonach śniętych ryb.
Ekologia, tak jak zdrowie, edukacja i bezpieczeństwo, nie była i nie jest poza sporami politycznymi. Szczególnie teraz widać, jak polaryzuje polityków i społeczeństwo.
(…)
Od kiedy jest Pan ambasadorem Fundacji Nasza Ziemia?
– Nie liczę tego. Nie pamiętam, bo czuję się związany z Fundacją od dawna, odkąd 30 lat temu poznałem Mirę, czyli na długo przedtem, nim zostałem zaszczycony propozycją zostania ambasadorem. Wspaniale wspominam te lata. Nawet wtedy, gdy obrywałem, to z przeświadczeniem, że warto było. Było i jest!
Pan obrywa?
– Czasami tak. Myślę tu o słownych pociskach typu „pożyteczny idiota”. Jako autor książek dla dzieci i młodzieży, jestem pytany o różne sprawy, a że nie kryję swoich opinii, obaw czy też nadziei, to powoduje, że po każdym wywiadzie, być może po tym też będzie podobnie, wśród wielu sympatycznych opinii pojawiają się także te bardzo niesympatyczne. Ale właśnie przypomniałem sobie, że oficjalnie ambasadorem fundacji zostałem na rok przed wyjazdem Miry z Polski, czyli osiem – dziewięć lat temu. Od dwóch lat jestem w zarządzie Fundacji. Mira mnie do tego namówiła. Kiedy pojechałem odwiedzić ją w Melbourne, obiecałem, że tego jej ukochanego dziecka będę doglądał z bliska.
„Sprzątanie świata łączy ludzi” – to hasło najnowszej edycji akcji. Mówiliśmy już trochę o tym, że różnie z tym bywa. Promowanie zachowań proekologicznych nadal nie jest i nie będzie prostym zadaniem.
– Gdy 15 lat temu Fundacja Nasza Ziemia kontaktowała się ze szkołami, zachęcając je do udziału w akcji, odezwali się wówczas jacyś rodzice, oburzeni, że ich dzieci nie będą sprzątały po innych. Na szczęście, byli w mniejszości, ale zrozumiałem wtedy, że żyjemy w czasach, w których egoiści podnoszą głowy.
Cóż, nadal musimy edukować. Warto, bo osoby, które troszczą się o Ziemię to osoby wrażliwe na przyrodę, czytające książki, kochające sztukę i chętnie się do siebie uśmiechające. Są moimi naturalnymi przyjaciółmi. Tworzą taką społeczność, którą chciałbym wokół siebie widzieć.
Dziękuję za rozmowę.
***
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 29-30 z 19-26 lipca br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Fot. Maciej Zienkiewicz
>> Głos Nauczycielski jest patronem medialnym 30. Edycji akcji „Sprzątanie świata” Fundacji Nasza Ziemia. Szczegóły: www.naszaziemia.pl/programy/ssp/