Historyczny przełom… 30 rocznica wyborów czerwcowych

W Sejmie X kadencji wybranym w wyniku częściowo wolnych wyborów w czerwcu 1989 r. zasiadało 21 nauczycieli, m.in. członków ZNP i „Solidarności” – policzył Głos Nauczycielski 30 lat temu w jednym z powyborczych numerów.

 

Wśród  senatorów wybranych w pierwszych od wielu dekad wolnych wyborach redakcja naszego tygodnika wypatrzyła troje nauczycieli. Jedną z reprezentantek środowiska była późniejsza wiceminister edukacji Anna Radziwiłł.

Głos podając listę nauczycieli z mandatem poselskim i senatorskim zastrzegł, że jest to lista nieoficjalna i prawdopodobnie niekompletna. Redakcja przepraszała tych nauczycieli, którzy zostali parlamentarzystami, lecz nie znaleźli w Głosie swojego nazwiska. Rzeczywiście, wiele wskazuje na to, że po czerwcowych wyborach na Wiejskiej zasiadło więcej pedagogów niz 21. Jeśli zliczyć wszystkich, którzy wpisali „nauczyciel” do rubryki zawód, to posłów z nauczycielskim życiorysem było 31, ale niektórzy wpisywali też inne zawody, chociaż mieli w biografii pracę w szkole lub posiadali dyplom szkoły pedagogicznej. Jeśli polegać na statystyce Kancelarii Sejmu przedstawionej na jednym z pierwszych posiedzeń Izby, to posłów nauczycieli było aż 36.

Komentując wyniki wyborów redakcja Głosu wzywała nowowybrany parlament do podjęcia natychmiast zdecydowanych kroków, by podźwignąć gospodarkę.

„Przerabialiśmy już kilkunastoletnie kolokwium z gospodarki, byliśmy instruowani i nauczani o kolejnych posunięciach ekonomicznych. Brakowało tylko efektów. Pora, by kolejne ekonomiczne decyzje przyniosły namacalne efekty, by od rozprawek o ekonomii przejść do konkretnych działań” – czytamy w Głosie sprzed 30 lat.

Troska o gospodarkę wynikała oczywiście z odczuwanych wówczas powszechnie skutków zapaści gospodarczej schyłkowego okresu PRL. Stary system bankrutował, także pod względem ekonomicznym. Powszechne braki rzutowały dramatycznie także na sytuację oświaty. Relacjonując na trzy miesiące przed wyborami czerwcowymi obrady Okrągłego Stołu Głos Nauczycielski cytował wypowiedzi członków podzespołu ds. nauki, oświaty i postępu technicznego:

„Głos zabrał drugi współprzewodniczący podzespołu, reprezentujący stronę solidarnościowo-opozycyjną – prof. Henryk Samsonowicz: – Nauka, nauczanie, cała sfera edukacji powinna być naszą narodową dumą. Tak jednak nie jest. Stan oświaty jest zły i pogarsza się z każdym kolejnym rokiem. Kryzys ten wynika – jak sądzimy – z trzech przyczyn: braków materialnych, pozbawienia podmiotowości uczonych i uczących się oraz z wadliwej struktury organizacyjnej szkolnictwa” (GN nr 10 z 5 marca 1989 r.).

W tygodniach poprzedzających wybory ówczesny rząd (był to jeszcze rzad PRL) straszył nauczycieli reformą systemu wynagradzania w szkolnictwie, ocenianą jako skrajnie niekorzystna dla nauczycieli. Rząd wprowadził zresztą zmiany, które różnicowały wynagrodzenia i jak oficjalnie uzasadniano, miały działać motywacyjne na pedagogów. W stanowisku ZG ZNP z 23 maja 1989 r. czytamy, że „w wielu środowiskach stosowano ze strony władz oświatowych różne naciski czy wręcz szantaż wobec dyrektorów szkół”, by wymusić zgodę rad pedagogicznych na przyjęcie nowych zasad wynagradzania.

Dlatego ZG Związku sprzeciwił się dalszemu majstrowaniu w wynagrodzeniach nauczycieli. W stanowisku czytamy, że ZNP „odrzuca nierozważne i pospieszne koncepcje” i „nie będzie uczestniczył w jakichkolwiek podejmowanych przez resort edukacji narodowej pracach nad wdrożeniem proponowanych zasad wynagradzania”. „Z całą powagą przestrzegamy autorów nieodpowiedzialnych pomysłów przed nieobliczalnymi konsekwencjami” – stwierdzał ZG ZNP.

Związek przedstawił także postulat, który – cóż za paradoks – wciąż jest aktualny, chociaż tyle się zmieniło:

„Naszym zdaniem, pilnie powinny zostać podjęte przez kierownictwo MEN, w porozumieniu z Zarządem Głównym ZNP, wszelkie działania zmierzające do ukształtowania na właściwym poziomie stawek wynagrodzenia zasadniczego oraz prawidłowych relacji pomiędzy wynagrodzeniem zasadniczym a innymi elementami wynagrodzeń”.

Wkrótce w kraju miało zmienić się wszystko, ale niestety – jak pisał Głos – diagnoza prof. Samsonowicza „stan oświaty jest zły i pogarsza się” długo jeszcze miała pozostać aktualna. Problemem oprócz braków materialnych był tłok w szkołach.

„W nowy rok pracy wejdą szkoły ze starymi kłopotami. Na imię im liczne niedostatki, wśród których najdotkliwsze to ciasnota lokalowa. Dotknie ona głównie szkolnictwo w dużych miastach, a zwłaszcza w nowych dzielnicach. Ciaśniej robi się w szkołach ponadpodstawowych, do których zaczynają wchodzić pierwsze roczniki wyżu demograficznego” – czytamy we wstępniaku GN nr 37 z 10 września 1989 r.

Redakcja Głosu, podobnie jak całe społeczeństwo, żyła wówczas wydarzeniami o przełomowym, historycznym znaczeniu. Ale jednocześnie nauczyciele i związkowcy z ZNP starali się wpływać na to, co działo się w szkołach. W jednym z numerów sprzed 30 lat zwraca uwagę stanowisko Komisji Pedagogicznej ZG ZNP, krytyczne wobec warunków nauki w ówczesnych szkołach (zwłaszcza w klasach IV szkół ponadpodstawowych). Komisja wytykała przeciążenie uczniów nauką; wielozmianowość pracy szkół; znaczne zagęszczenie w klasach i szkołach; przeładowanie programów nauczania zarówno w szkołach podstawowych, jak i we wszystkich typach szkół średnich; brak korelacji pomiędzy poszczególnymi przedmiotami; nastawienie na pamięciowe opanowanie wiedzy encyklopedycznej z wielu dziedzin, często przestarzałej. Postulaty Komisji to m.in. humanizacja szkoły, wyrównywanie warunków startu szkolnego, reforma programów nauczania.

Wiele z kwestii podnoszonych w czasach przełomu pozostawało aktualnych także w kolejnych latach, już w nowej III Rzeczypospolitej…

(DK, GN)

Wykorzystano artykuł „Liczy się każdy grosz”z GN nr 39 z 27 września 2017 r.

Co pisał Głos 30 lat temu?