Nasza sytuacja wygląda niestety tragicznie. W tym sektorze pracuje około 300 tys. osób. Nie mówi się o tym głośno, ale większość jest zatrudniona na tzw. śmieciówkach, umowach o dzieło, umowach zleceniach lub co najwyżej mają własną działalność i pracują jako freelancerzy. Zresztą nawet ci, którzy pracują na etatach otrzymują jakieś minimalne podstawy. Obecnie cała armia artystów pozostaje bez pracy. Przy całej tej awanturze, która wybuchła w związku z wypłatami z Funduszu Wsparcia Kultury należałoby zwrócić uwagę, że mówimy o wsparciu dla raptem 2 tys. osób.
Z Joanną Kos-Krauze, reżyserką i scenarzystką, zastępczynią przewodniczącego zarządu Gildii Reżyserów Polskich, rozmawia Jarosław Karpiński
Wiele się ostatnio mówi o trudnej sytuacji artystów i ludzi kultury w dobie pandemii koronawirusa. Jak to wygląda z Pani perspektywy, z perspektywy Pani znajomych, z jakimi problemami się borykacie?
– Nasza sytuacja wygląda niestety tragicznie. W tym sektorze pracuje około 300 tys. osób. Nie mówi się o tym głośno, ale większość jest zatrudniona na tzw. śmieciówkach, umowach o dzieło, umowach zleceniach lub co najwyżej mają własną działalność i pracują jako freelancerzy. Zresztą nawet ci, którzy pracują na etatach otrzymują jakieś minimalne podstawy. Obecnie cała armia artystów pozostaje bez pracy. Przy całej tej awanturze, która wybuchła w związku z wypłatami z Funduszu Wsparcia Kultury należałoby zwrócić uwagę, że mówimy o wsparciu dla raptem 2 tys. osób.
To kropla w morzu potrzeb?
– Tak. Wydaje mi się, że w Polsce potrzebujemy poważnej debaty dotyczącej finansowania czy wsparcia dla kultury, tego jak ludzie mają przeżyć godnościowo okres pandemii. Taka debata powinna także dotyczyć samorządów. To nie jest czas na to, żeby państwo wypłacało jakieś gigantyczne rekompensaty za spadek czyjegoś poziomu życia. Potrzeba nam zdrowego rozsądku. Każdy myśli jak przeżyć z miesiąca na miesiąc. A sytuacja jest naprawdę tragiczna.
Jako przedstawicielka Gildii Reżyserów Polskich razem z reprezentantami wielu innych organizacji zrzeszających artystów i ludzi kultury zostałam zaproszona do sztabu kryzysowego przy premierze, który pochyla się nad sytuacją środowiska. Wiem, że poza tym wsparciem z „funduszu kultury”, które ma wynieść 400 mln zł rząd szykuje specjalną pulę pieniędzy na zapomogi dla środowiska, około 25 mln zł, ale to wciąż jest za mało. Przypomnę, że producenci chryzantem dostali 180 mln zł rekompensaty, w związku z zamknięciem cmentarzy 1 listopada. Na pewno setki tysięcy ludzi ponoszą olbrzymie koszty pandemii i trzeba ich wesprzeć, ale należy robić to z głową.
Tymczasem pomoc z Funduszu Wsparcia Kultury ostała wstrzymana. Najwięcej kontrowersji wzbudzały właśnie kryteria podziału tych środków.
– Tak, te procedury nie zadziałały, nie da się decydować o przyznawaniu zapomóg przy pomocy jakiegoś algorytmu. Proszę pamiętać, że zawieszenie działalności zawodowej w naszej branży trwa tak naprawdę od wiosny. Ludziom nie można komunikować, ze wstrzymujemy coś do końca listopada, czy do końca grudnia, bo to nieprawda. Ludziom łatwiej jest cokolwiek zaplanować nawet w ramach chwilowego przekwalifikowania się, czy gospodarowania własnymi oszczędnościami, gdy wiedzą na czym stoją. Na Broadwayu podjęto twarde decyzje, że teatr jest zamknięty do marca przyszłego roku, więc pracownicy, aktorzy wiedzą, że w optymistycznym scenariuszu, po próbach wznowieniowych, pierwsi widzowie pojawią w maju, czerwcu. Dlatego myślę, że w Polsce też potrzebna jest jakaś długofalowa ochrona środowiska kultury, a nie doraźna pomoc. Ludzie nie wytrzymują psychicznie, pojawia się wiele frustracji a będzie jeszcze gorzej. To jest prosty przepis na katastrofę.
Niektórzy dostają liczone w milionach gigantyczne kwoty w wyniku błędnych założeń przyznawania rekompensat, a można byłoby przecież z tych środków stworzyć pulę, dzięki której każdy pracownik kultury mógłby przetrwać przez pół roku. Pamiętajmy też, że kultura to nie tylko artyści, ten sektor jest ściśle związany z edukacją. To są często pasjonaci kultury w małych ośrodkach, którzy walczą by była ona ważnym elementem edukacji, żeby był do niej dostęp bez względu na zasobność portfela. Ci ludzie też są uzależnieni od grantów, od różnych projektów. Na dodatek ludzie kultury w zasadzie nie mogli korzystać z tarcz antykryzysowych które wdrażał rząd. Może poza zwolnieniem z ZUS. Większość z nas powinna być zwolniona z opłacania tego świadczenia i to nie na trzy miesiące tylko na pół roku, czy rok.
Można odnieść wrażenie, że dyskusja o trudnej sytuacji ludzi kultury została sprowadzona do celebrytów, bo to o nich jest dzisiaj najgłośniej.
– Niestety. Bardzo źle się stało, nikt nikomu nie żałuje i nie zazdrości, ale my nie możemy finansować z naszych podatków rekompensat spadku poziomu życia ludzi, którzy są milionerami. Oni pewnie w większości ciężko na to zapracowali, ale w warunkach pandemii potrzebujemy solidarności, empatii i zrozumienia. Wszyscy staramy się przecież jakoś przetrwać ten okres, każdy musi opłacać rachunki, kupić jedzenie, pomóc dzieciom w zdalnej nauce.
A co mogą zrobić zwykli odbiorcy kultury, jak mogą pomóc Waszemu środowisku? Kazik wzywa np. do kupowania płyt, co jeszcze można zrobić?
– To jest ten kierunek. Kupowanie książek, płyt, biletów do teatru, czy nie zwracanie tych biletów. W ten sposób można pomóc wszystkim pośrednikom pozatrudnianym na śmieciówkach. Gestów solidarności jest zresztą bardzo dużo, myślę że społeczeństwo wykazuje się dużo większą dojrzałością niż rządzący. My wszyscy w środowisku też staramy się wspierać, ale pojawiają się takie sytuacje, że np. ktoś nie może się dostać do szpitala. Pandemia pokazuje więc jak ważne i potrzebne jest wsparcie państwa i systemowe zabezpieczenie.
Dziękuję za rozmowę.