Katarzyna Bekier: Praca jest dla mnie dużą wartością, daje mi dużo satysfakcji. Tego mi żaden minister nie odbierze.

Po tylu latach pracy muszę jednak powiedzieć, że coraz więcej pracuję, a coraz mniej zarabiam. Jak każdy nauczyciel mam masę obowiązków poza pensum, koordynuję jeszcze pomoc psychologiczno-pedagogiczną, socjoterapię. Przeskoczyłam sama siebie. Obowiązków mi przybywa, a pieniędzy jest coraz mniej. À propos tzw. podwyżki, którą niedawno dostaliśmy, to naprawdę nie ma się z czego cieszyć. Oczywiście mam burzę myśli. Zastanawiam się, co dalej. Mam dzieci, które rosną, i coraz więcej potrzeb. Z drugiej strony, praca jest dla mnie dużą wartością. Moja mama jest nauczycielką, moja siostra jest nauczycielką i siostra mojej mamy też pracowała w zawodzie. Ta praca daje mi dużo satysfakcji. Tego mi żaden minister nie odbierze.

Z Katarzyną Bekier, nauczycielem logopedą oraz pedagogiem specjalnym pracującym w trzech placówkach oświatowych, wiceprezesem zarządu Oddziału ZNP w Pabianicach, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

9 maja br. brała Pani udział w posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia poświęconej rządowemu projektowi ustawy o niektórych zawodach medycznych. W trakcie posiedzenia zapowiedziano wniesienie poprawki wyłączającej logopedów z listy zawodów medycznych, co było zresztą najważniejszym postulatem przeciwników tej zmiany. Dla Pani to była pierwsza wizyta w Sejmie?

– To była nie tylko moja pierwsza wizyta w Sejmie, ale też po raz pierwszy przedstawiciel Związku Nauczycielstwa Polskiego wziął udział w posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia. Wcześniej nie było potrzeby, żeby występować akurat przed tą komisją. Przedstawiciele ZNP biorą udział najczęściej w posiedzeniach komisji edukacji. Tym razem chodziło jednak o przepisy zaproponowane przez Ministerstwo Zdrowia, które wywołały wśród logopedów, do których ja również się zaliczam, ogromną konsternację. Tym projektem strona rządowa skłoniła nas wszystkich do podjęcia interwencji.

I udało się przekonać posłów. Przeważyły argumenty merytoryczne?

– Wszyscy zgodzili się co do tego, że nasze argumenty były słuszne. Środowisko logopedów przedstawiło problem w taki sposób, że zgodzili się z nami posłowie różnych opcji. Uważam, że dużym sukcesem jest zwłaszcza to, że udało nam się przekonać sejmową Komisję Zdrowia do wykreślenia logopedów z listy zawodów medycznych, a sam ten ruch nie stał się niczyim kapitałem politycznym. Myślę, że przemówiły do wszystkich logiczne argumenty przedstawione przez oba środowiska – logopedów i Związek. Walka toczyła się przecież o dostępność do pomocy logopedycznej dla dzieci.

Logopedzi od samego początku podkreślali, że próba uregulowania ich zawodu w ramach procedowanej ustawy w kształcie niezmienionym byłaby niekorzystna nie tylko dla nich, ale również dla osób – czyli głównie dzieci – korzystających z ich pomocy. O co toczyła się tak naprawdę ta batalia?

– W pierwszym odruchu po przeczytaniu tego projektu wraz z Polskim Związkiem Logopedów oraz Ogólnopolskim Protestem Logopedów, zwracaliśmy uwagę na to, że jeśli te zapisy dotyczące m.in. ścieżki kształcenia w naszym zawodzie weszłyby w życie, to dostępność do pomocy logopedycznej dla dzieci spadłaby drastycznie, a kolejki jeszcze bardziej by się wydłużyły, bo wielu fachowców nie byłoby w stanie dostosować się szybko do nowych wymagań. Taki byłby skutek. Musimy wiedzieć, że dzieci z problemami przybywa, a system oświaty nie jest w pełni wydolny.

Mimo że zdecydowana większość logopedów jest związana ze szkołami?

– Tak. Niemal 80 proc. logopedów pracuje w szkołach, tylko niewielka ich część współpracuje ze służbą zdrowia. Uważam, że ustawa nie wzięła pod uwagę interdyscyplinarności tego zawodu – z pogranicza edukacji i zdrowia. Sytuacja jest taka, że logopedzi pracują w szkołach jak nauczyciele logopedzi, prowadzą też gabinety prywatne oraz współpracują np. ze szpitalami i przychodniami. Ścieżki kształcenia też mogą być różne. To wszystko działa jak system naczyń połączonych. Wzajemnie się uzupełniamy. Nagłe zmiany w tej strukturze spowodowałyby, że system nie udźwignąłby nawet najpilniejszych potrzeb. Na szczęście, udało się te zmiany zatrzymać.

ZNP opublikował niedawno wyniki ogólnopolskiej ankiety dotyczącej warunków pracy nauczycieli specjalistów. Wynika z nich, że 30 proc. szkół nie zatrudniło pedagoga specjalnego, psychologa lub logopedy. Czy to oznacza, że system nie jest w stanie odpowiedzieć na potrzeby dzieci?

– Poza systemem oświaty wynagrodzenia są dużo wyższe. Młodych nie przybywa, a ci, którzy są, łączą np. pracę w szkole czy przedszkolu z pracą np. w gabinecie prywatnym. Argumenty finansowe bardzo często przeważają. A gdyby do tego doszły jeszcze te nowe rozwiązania, to – jak alarmowało środowisko logopedyczne – nawet 90 proc. logopedów mogło stracić prawo posługiwania się tym tytułem. W Pabianicach oczekiwanie na terapię trwa już dwa – trzy lata.

Dostęp do logopedów stanowi poważny problem, ale dzięki Waszej interwencji nie pogorszy się jeszcze bardziej?

– Zdecydowanie tak. To był pierwszy argument,wszystko rykoszetem odbiłoby się na dzieciach. Ja nie twierdzę, że ten system nie wymaga zmiany, ale wydaje się, że potrzebujemy na to odrębnej ustawy. Organizacja pracy w oświacie a w gabinecie prywatnym czy w przychodni to zupełnie coś innego. W szkole spotykamy się z dziećmi co dwa tygodnie. Zajęcia odbywają się popołudniami, czasami nawet do godz. 18, bo nie możemy zabierać dzieci z lekcji. Nie każdy chce tak długo czekać, więc rodzice, których na to stać, wybierają inną drogę terapii. Dodam tylko, że cała ta sprawa wzięła się stąd, że jednym z argumentów części środowiska medycznego było to, że ktoś nie chciałby współpracować z polonistką w szpitalu. Ja nie uważam, że to jest problem. Jest wielu polonistów, którzy uzupełnili wykształcenie w kierunku logopedii i neurologopedii, skończyli wiele kursów i są naprawdę świetnymi fachowcami pracującymi z dorosłymi i dziećmi po incydentach neurologicznych.

Jak liczną grupą zawodową są logopedzi, ilu pracuje w szkołach?

– Statystyki mogą być mylące, dlatego że większość z nas jest zatrudnianych na część etatu. Dokładnych danych nikt nie ma. Trzeba by je zebrać we współpracy z organami prowadzącymi. Wtedy mielibyśmy pełny obraz. Podam przykład. W Pabianicach jest  40 placówek oświatowych. Przy założeniu, że w każdej jest logopeda zatrudniony w jakimś wymiarze etatu, można zaryzykować stwierdzenie, że pracuje w nich w sumie ok. 25-30 logopedów.

(…)

Pracuje Pani jako nauczyciel w kilku placówkach. Jak wygląda taka praca?

– Z wykształcenia jestem pedagogiem specjalnym i logopedą. Pracuję jako nauczyciel logopeda w szkole podstawowej i przedszkolu. W szkole podstawowej prowadzę ponadto integrację sensoryczną i terapię umiejętności społecznych. W szkole branżowej jestem pedagogiem specjalnym, prowadzę zajęcia korekcyjno-kompensacyjne. Ponadto jestem zaangażowana w pracę zespołu wczesnego wspomagania. Mówię o sobie: nauczyciel od przedszkola do Opola. Śmieję się ostatnio, że czekam jeszcze na ofertę z jakiejś uczelni i będzie komplet, wszystkie etapy edukacyjne i studia.

Można się przyzwyczaić do takiego systemu pracy?

– Praca w przedszkolu i szkole jest dla mnie ważna. Mam punkt odniesienia do tego, co robię, i pełny przekrój spraw oraz problemów. Lepiej widzę, czego dziecko potrzebuje oraz pod jakim kątem powinnam prowadzić terapię, żeby lepiej się odnalazło w kolejnych etapach edukacji. Z drugiej strony, widzę, że choć dzieci będzie ubywać w poszczególnych rocznikach, to potrzeby terapeutyczne nie będą malały.

Praca w oświacie jest Pani jedynym źródłem utrzymania?

– Tak. Po tylu latach pracy muszę jednak powiedzieć, że coraz więcej pracuję, a coraz mniej zarabiam. Jak każdy nauczyciel mam masę obowiązków poza pensum, koordynuję jeszcze pomoc psychologiczno-pedagogiczną, socjoterapię. Przeskoczyłam sama siebie. Obowiązków mi przybywa, a pieniędzy jest coraz mniej. À propos tzw. podwyżki, którą niedawno dostaliśmy, to naprawdę nie ma się z czego cieszyć. Oczywiście mam burzę myśli. Zastanawiam się, co dalej. Mam dzieci, które rosną, i coraz więcej potrzeb. Z drugiej strony, praca jest dla mnie dużą wartością. Moja mama jest nauczycielką, moja siostra jest nauczycielką i siostra mojej mamy też pracowała w zawodzie. Ta praca daje mi dużo satysfakcji. Tego mi żaden minister nie odbierze.

Dziękuję za rozmowę.

***

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 21-22 z 24-31 maja br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne