Katarzyna Kretkowska: Strajkowałam razem z innymi nauczycielami. Postulaty oświatowe są mi bliskie

Na pewno zajmę się w Sejmie edukacją i będę chciała pracować w komisji edukacji. Sądzę, że jako praktyk byłabym tam na właściwym miejscu. Będę m.in. działać w Sejmie na rzecz tego, by samorządom nie obcinano należnej subwencji oświatowej.

Z Katarzyną Kretkowską, nauczycielką, członkinią ZNP i posłanką wybraną z listy SLD (Lewica) w okręgu wyborczym nr 39 (Poznań), rozmawia Jarosław Karpiński

Gratuluję mandatu. Czy dzięki Pani i innym posłom-nauczycielom jest szansa na to, żeby tematyka edukacyjna, problemy nauczycieli głośniej wybrzmiały w Sejmie nowej kadencji? 

– Nie mogę się wypowiadać za innych, nie mam wiedzy ilu nauczycieli dostało się do parlamentu, ale jeśli chodzi o mnie, to na pewno będę dużo miejsca w swojej pracy poświęcała edukacji. Jestem związana z edukacją od samego początku mojej drogi zawodowej i społecznej. Ta tematyka jest mi bliska od 40 lat.

Proszę opowiedzieć o swojej drodze zawodowej. 

– Jestem absolwentką filologii angielskiej. W latach 80. pracowałam w instytucie filologii angielskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, uczyłam historii kultury i stosunków społeczno-politycznych w krajach anglosaskich. Zwracałam już wtedy uwagę na istotne różnice w systemach edukacyjnych w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i w innych krajach. Na początku lat 90. razem z grupą rodziców zakładałam w Poznaniu jedną z pierwszych podstawowych szkół społecznych. Przez kilka lat ją prowadziłam. Szkoła została rozbudowana i do dzisiaj prężnie funkcjonuje. Potem zostałam radną miasta i zastępczynią prezydenta Poznania. Zajmowałam się oświatą i jako zastępczyni prezydenta i jako członkini, następnie przewodnicząca komisji oświaty Rady Miasta. Wydaje mi się, że wiele dla miejskiej oświaty zrobiłam.

Pracowałam też  Wielkopolskim Banku Kredytowym jako główny specjalista ds. środków unijnych. Ale wróciłam do nauczania i cały czas wykonuję zawód nauczyciela, na przemian akademickiego i szkolnego. Wykładałam na dwóch poznańskich uczelniach, uczyłam w gimnazjum, a potem w liceum publicznym. Przez ostatnie trzy lata uczyłam w Zespole Szkół Handlowych w Poznaniu. Strajkowałam w kwietniu razem z innymi nauczycielami. Postulaty oświatowe są więc stale obecne w mojej pracy.

Artykułowała je Pani w kampanii wyborczej? 

– Tak. Podkreślałam m.in., że będę działać w Sejmie na rzecz tego, by samorządom nie obcinano należnej subwencji oświatowej. Bo w tej chwili ta subwencja przekazywana z budżetu centralnego do samorządów pokrywa jedynie około 70 proc. wydatków na oświatę. To zdecydowanie za mało by realizować potrzeby placówek oświatowych. Subwencja nie wystarcza nawet na sfinansowanie wszystkich płac, w tym obiecanego przez rząd wzrostu płac nauczycieli.

Otrzymała Pani ponad 16 tys. głosów w wyborach. Czuła Pani w kampanii wyborczej wsparcie innych nauczycieli? 

– Trudno mi odpowiedzieć na pytanie, kto na mnie głosował. Przez wiele lat byłam radną miejską, starałam się być blisko ludzi, więc wydaje mi się, że wiele osób znało mnie z działalności społecznej i publicznej. W kampanii akcentowałam to co chciałabym zrobić na rzecz oświaty i spotykało się to z żywym odzewem. Moja kampania była w mieście widoczna. Uczniowie pozytywnie na nią reagowali. Spotykałam się też z wieloma gestami sympatii ze strony nauczycieli. Na pewno wsparcie środowiska miało więc jakieś znaczenie.

Praca w sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży byłaby dla Pani chyba dość naturalnym wyborem. Ma Pani takie plany? 

– Na pewno zajmę się w Sejmie edukacją i będę chciała pracować w komisji edukacji. Sądzę, że jako praktyk byłabym tam na właściwym miejscu. Chciałabym też być posłem zawodowym, ponieważ trudno byłoby mi pogodzić pracę w szkole w Poznaniu z obowiązkami w Sejmie w Warszawie.

Od czego Pani zacznie swoją pracę w nowej roli? 

– Dzisiaj, tj. w środę (rozmowa odbyła się 16 października br. – przyp. red.), idę po lekcjach przed siedzibę PiS w Poznaniu i będę protestować przeciwko próbie wprowadzenia zakazu prowadzenia edukacji seksualnej w szkołach, bo do tego sprowadza się projekt procedowany obecnie w Sejmie. Miałoby za to grozić nawet pięć lat więzienia. To się w głowie nie mieści.

Dziękuję za rozmowę.

Fot. Katarzyna Kretkowska/Facebook