Katarzyna Spychała: Dzieciom z Ukrainy pokazujemy przykładowe arkusze egzaminacyjne sprzed lat

Próbuję uczniom tłumaczyć, żeby potraktowali ten egzamin jako pewne wyzwanie, w którym będą musieli sobie poradzić jak najlepiej potrafią. Powtarzam, żeby się nie stresowali. Czy to wystarczy? Trudno powiedzieć. Dzieci ukraińskie przykładają bardzo dużą wagę do edukacji. Są niezwykle ambitne, mają wyznaczone cele, a jest wielce prawdopodobne, że nie dostaną się do klas o takich profilach, do jakich latami się przygotowywały.

Z Katarzyną Spychałą, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 373 w Warszawie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Czy ukraińscy uczniowie, którzy zostali przyjęci do Pani szkoły po 24 lutego br., pytają o egzamin ósmoklasisty?

– Mam 35 ukraińskich uczniów, w tym dwójkę w klasie VIII. Owszem, zadają wiele pytań. Staram się ich informować na bieżąco o tym, co proponują polskie władze w kwestii rozwiązań związanych z egzaminem. Tłumaczę, mówię, co wiem. Nie mogę jedynie szczegółowo przybliżyć dostosowań, które ich będą obowiązywały, bo informację okręgowej komisji egzaminacyjnej na temat tychże dostosowań mam jeszcze nieprzetłumaczoną na język ukraiński. Mam nadzieję, że uda mi się wkrótce skorzystać z pomocy ukraińskiej nauczycielki. Jestem na etapie jej zatrudnienia jako pomocy nauczyciela.

Trudno będzie przeprowadzić egzamin, którego zasad nie sposób wyjaśnić dzieciom bez tłumacza. Do 24 maja br., kiedy będą musiały zdawać język polski, zostało niewiele czasu. Czy ukraińskie dzieci mają jakiekolwiek szanse, żeby się do niego przygotować tak, jakby tego chciały?

– Szanse mają bardzo małe, bo nie chcę mówić, że żadne. Jestem rozczarowana takimi decyzjami ministerstwa. Zgodnie z przepisami przystąpienie do egzaminu jest warunkiem ukończenia szkoły podstawowej. Jeżeli uczniowie ukraińscy chcą szkołę skończyć w tym roku, to powinni go pisać. Tyle teoria.

W praktyce mamy do czynienia z trudnymi sytuacjami. Te dzieci są wojennymi uchodźcami. W swoim kraju były w IX klasie, jeden rok wyżej, bo zaczynają naukę w wieku sześciu lat. Rocznikowo są jednak w tym samym wieku co dzieci polskie, co nie znaczy, że mogą swobodnie przeskoczyć z jednego systemu do drugiego.

A jeśli chodzi o zakres materiału?

– Z wielu przedmiotów sporo treści mają przerobionych. Są do przodu z pewnymi tematami, m.in. z matematyki. Język angielski to już zupełnie inny temat. Jego znajomość jest zróżnicowana. Zależy od miejsca, z którego dzieci przyjechały. Na szczęście, ta dwójka uczniów, która ma zdawać egzamin ósmoklasisty, uczyła się języka angielskiego. Znają ten język, deklaracje przystąpienia do egzaminu już złożyły. W młodszych klasach mam jednak dzieci, które uczyły się języka niemieckiego. Angielskiego musimy uczyć ich od podstaw, co oznacza, że pojawi się problem w kolejnych latach.

Podstawowe pytanie: co ze znajomością polskiego? Centralna Komisja Egzaminacyjna dopuszcza korzystanie na egzaminie ze słownika. Czy to wystarczy, żeby uporać się choćby z najprostszymi zadaniami?

– To będzie wyzwanie… Przypuszczam, że pomysłodawca przecenia możliwość wykorzystania słownika na tym egzaminie. Nawet w wydłużonym czasie– ze 120 do 210 minut– uczniowie mogą mieć problem, żeby nieznane dla nich zdania i wyrazy przetłumaczyć ze zrozumieniem i odpowiedzieć na pytania.

To, co proponuje się dzieciom z Ukrainy, jest trudne do zrozumienia. Ja wyobrażałam sobie inną decyzję. W ramach dostosowań oprócz wydłużenia czasu proponuje się przecież zwolnienie z egzaminu w sytuacji ciężkiej traumy życiowej.

Liczyłam na to, że dzieci ukraińskie zostaną na tej podstawie zwolnione z tego egzaminu. Mogłyby wtedy tak jak inne dzieci uczestniczyć w rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. Miałyby w niej większe szanse.

Nauczyciele nie mają wątpliwości, że egzamin z języka polskiego może się okazać poważną porażką edukacyjną. Jak to wpłynie na dalszą edukację dzieci ukraińskichw Polsce?

– Próbuje się to tłumaczyć w ten sposób, że każdy, kto przystąpi do tego egzaminu, niezależnie, ile punktów osiągnie, i tak kończy szkołę. Teoretycznie nie ma zagrożenia, że szkoły nie skończą, oczywiście pod warunkiem, że zostaną sklasyfikowani ze wszystkich przedmiotów. Jeśli jednak nie są zwolnieni z egzaminu i będą w nim brali udział na normalnych zasadach, to te wyniki będą brane pod uwagę przy rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. Na pewno będą mieli o wiele mniejsze szanse na uzyskanie odpowiedniej punktacji w porównaniu z polskimi dziećmi, bo siłą rzeczy egzamin z języka polskiego wypadnie bardzo słabo. Niektóre szkoły i kierunki znajdą się poza ich zasięgiem.

“Domagamy się podjęcia wszelkich możliwych działań”. Apel o odwołanie egzaminu ósmoklasisty dla uczniów z Ukrainy

Taki egzamin dokłada im zmartwień?

– Mają dużo obaw. Próbuję uczniom tłumaczyć, żeby potraktowali ten egzamin jako pewne wyzwanie, w którym będą musieli sobie poradzić jak najlepiej potrafią. Powtarzam, żeby się nie stresowali. Czy to wystarczy? Trudno powiedzieć. Dzieci ukraińskie przykładają bardzo dużą wagę do edukacji. Są niezwykle ambitne, mają wyznaczone cele, a jest wielce prawdopodobne, że nie dostaną się do klas o takich profilach, do jakich latami się przygotowywały.

Nie szkoda ich?

– Zdecydowanie szkoda. Nie tak to powinno zostać rozwiązane. Biorąc pod uwagę ich sytuację, należało je zwolnić z całego egzaminu ósmoklasisty. Uważam, że potraktowanie wszystkich jednakowo nie do końca jest odpowiednie i sprawiedliwe. Wynik tego egzaminu będzie zależał np. od tego, z jakiego regionu pochodzą, czy ich rodzice mają polskie pochodzenie albo czy uczyli ich języka polskiego, bo planowali migrację. Dzieci, które jakoś tam zostały przygotowane, chwytają język lepiej, co też nie znaczy, że są w stanie pisać egzamin. Dla większości to jest jednak bardzo trudny przeskok, zwłaszcza jeśli mówimy o gramatyce i pisowni, a już nie wspomnę o utworach literackich.

„Zemsta”, „Dziady”, część II, „Balladyna” – w zderzeniu z literaturą polską wydłużony czas pracy na niewiele się zda?

– Chyba zabrakło wyobraźni osobom, które decydują w sprawach związanych z tym egzaminem. My, nauczyciele, staramy się jakoś ułatwić nowym uczniom edukację, nie zapominając, że trzeba też zadbać o dzieci polskie. Oddziałów przygotowawczych nie mamy, dzieci ukraińskie trafiają do zwykłych klas. Problemów do przeskoczenia jest wiele.

Komunikacja to jedna z podstawowych spraw, dlatego pozwalamy uczniom z Ukrainy na korzystanie z translatorów w telefonach, mimo że w naszej szkole obowiązuje zakaz używania telefonów. Pokazujemy im przykładowe polskie arkusze egzaminacyjne sprzed lat, żeby mogli się z nimi oswoić.

Co czasami wywołuje jeszcze więcej pytań, powoduje też dużo lęku i niepewności o to, co będzie, jakich efektów edukacyjnych będą nauczyciele oczekiwać. Gdzieś też musimy to odczarowywać.

(…)

Jak wielu uczniów z Ukrainy może zrezygnować z nauki w polskiej szkole, wybierając alternatywne formy nauczania?

– Myślę, że tak będzie coraz częściej. Tylko w naszej szkole, wśród dzieci, które zostały przyjęte od początku wojny, już troje uczy się online. Liczą na rychły powrót do kraju i kontynuowanie nauki w Ukrainie. Czasami zdarza się jeszcze, że dzieci opuszczają nas po kilku dniach, bo wyjeżdżają z rodzicami do innego regionu w Polsce lub do innego kraju. Miałam już pięciu takich uczniów. Jedni się wykruszają, ale w ich miejsce pojawiają się kolejni. Rotacja jest cały czas.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 14 z 6 kwietnia br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne

Nr 14/6 kwietnia 2022