Nawet połowa pracowników szkół może się zaliczać do grupy podwyższonego ryzyka ciężkiej odmiany COVID-19 – poinformował magazyn „Health Affairs” powołując się na najnowsze badania naukowe przeprowadzone w USA
„Health Affairs” opublikował tekst grupy naukowców z amerykańskiej Agencji Badań i Jakości w Opiece Zdrowotnej. Przeanalizowali oni, jak bardzo osoby zagrożone ciężką chorobą w efekcie zakażenia koronawirusem mają jakąkolwiek styczność z oświatą – pracują w szkolnictwie, mieszkają z osobami zatrudnionymi w szkołach lub też mają dzieci w wieku szkolnym.
Okazało się, że od 42 do 51,4 proc. wszystkich pracowników szkół należy zaliczyć do osób znajdujących się w grupie ryzyka, jeśli chodzi o możliwość wystąpienia ciężkiego COVID-19. Chodzi o pracowników cierpiących na przewlekłe schorzenia (jak np. cukrzycę, choroby serca), czy też znajdujące się w podeszłym wieku.
Ryzyko dotyczy przede wszystkim pracowników administracji i obsługi – tu narażonych na poważne konsekwencje po ewentualnym zakażeniu się jest 58 proc. Wśród nauczycieli wskaźnik ten wynosi 38 proc.
Co więcej, 63 proc. pracowników szkół mieszka w jednym gospodarstwie domowym z osobą lub osobami znajdującymi się w grupie ryzyka. Badacze policzyli, że w ten sposób nawet 44,2 mln Amerykanów szczególnie podatnych na zakażenie jest wystawionych na dodatkowe ryzyko.
To wyjaśnia, dlaczego szkoły mogą być tak groźnym ogniskiem koronawirusa. Według ekspertów, ryzyko zakażenia się w szkole, a następnie przyniesienie wirusa do gospodarstwa domowego, jest poważnym wyzwaniem dla całej służby zdrowia.
Co trzeci dorosły Amerykanin to albo pracownik szkoły albo rodzic dziecka w wieku szkolnym albo ktoś, kto mieszka z osobą pracującą w oświacie.
(PS, GN)