To dobrze, że jest podnoszona płaca minimalna, ale w ślad za tym powinny być podnoszone stawki zasadniczego wynagrodzenia minimalnego nauczycieli. Jeśli nie wzrosną, będzie to policzek dla naszego środowiska
Z Krzysztofem Baszczyńskim, wiceprezesem Zarządu Głównego ZNP, rozmawia Jarosław Karpiński
Rządzący zapowiadają skokowe podniesienie płacy minimalnej w perspektywie kilku lat, nawet do 4 tys. zł. Jak to się ma do postulatów płacowych nauczycieli? To chyba kolejny policzek dla środowiska, skoro w przyszłym roku płaca minimalna ma wynosić 2600 zł, a dzisiaj najniższa płaca zasadnicza nauczyciela stażysty z licencjatem to 2450 zł brutto?
Nie widzę nic nadzwyczajnego w fakcie, że podnosi się minimalne wynagrodzenie. Dobrze, że tak się dzieje. Natomiast w ślad za tym powinny być podnoszone stawki zasadniczego wynagrodzenia minimalnego nauczycieli.
Bez podwyżek to jest rzeczywiście kolejny policzek dla środowiska i na pewno nie przyciągnie to do zawodu młodych ludzi. Tym bardziej, że z minimalnego wynagrodzenia będzie wyjęty dodatek stażowy. To co się proponuje naszemu środowisku jest równe albo nawet mniejsze od minimalnego wynagrodzenia, które będzie obowiązywało w 2020 roku.
Natomiast musimy wziąć pod uwagę fakt, że również projekt budżetu na rok przyszły nie zakłada żadnego wzrostu wynagrodzeń dla nauczycieli, bo kwota bazowa jest na poziomie z września. A to oznacza, że nauczyciele nie będą mieli faktycznie żadnego wzrostu wynagrodzeń! Powtórzę więc, że nie widzę nic nadzwyczajnego w podnoszeniu płacy minimalnej, ale przecież nie można zapominać o tych, którzy mają określone wykształcenie, kwalifikacje, przygotowanie do wykonywanej pracy, a proponuje im się wynagrodzenie zasadnicze na poziomie 2450 zł brutto, czyli daleko od wynagrodzenia minimalnego w przyszłym roku. To jest skandaliczne i upokarzające! A przecież mówimy np. o inżynierze, czyli osobie z wyższym wykształceniem, choć bez przygotowania pedagogicznego.
Związek apeluje do ministra edukacji o natychmiastowe podjęcie rozmów na temat wynagrodzeń nauczycieli w ramach zespołu ds. wynagrodzeń.
Tak. Gdy tylko ukazał się projekt budżetu na przyszły rok wystąpiliśmy do ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego, żeby w trybie pilnym zebrał się zespół ds. wynagrodzeń. Dlatego, że podczas rozmów 21 sierpnia br. w Centrum „Dialog” minister mówił byśmy się nie lękali i gwarantował, że będzie wzrost wynagrodzeń. Ale jeszcze wtedy nie znaliśmy projektu budżetu. Teraz wiemy, już, że na pewno pieniędzy na podwyżki nie ma. Bo tak wynika z tego projektu.
Minister powtarza jednak w licznych wywiadach, że wprawdzie od 1 stycznia żadnych podwyżek nie będzie, ale później – w domyśle od września 2020 – i owszem będą. Jak Pan odbiera te obietnice?
Gdybym nie czytał projektu budżetu, to mógłbym w to uwierzyć. Ale z projektu budżetu wynika jednoznacznie, że kwota bazowa, czyli 100 proc. średniego wynagrodzenia stażysty jest na poziomie z września br. i ona ma obowiązywać w całym przyszłym roku.
Jeżeli – co powtarza minister – wzrost wynagrodzeń ma być na poziomie 6 proc. w przyszłym roku, to pytam gdzie te pieniądze są w budżecie? A jeżeli taki wzrost faktycznie miałby być, to chcielibyśmy zapytać ministra, kosztem czego? Czy zostanie podniesione nauczycielskie pensum i nauczyciele sami sfinansują swój wzrost wynagrodzeń? Na razie jednak to co mówi pan minister jest niezgodne z projektem budżetu.
Dziękuję za rozmowę.