To niestety natura – tak minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek skomentował nierówności w dostępie uczniów do zdalnej edukacji. Szef MEN odpowiedzialność za problemy z e-nauczaniem przerzucił na samorządowców, nauczycieli, dyrektorów, a nawet… Donalda Tuska. Opinia publiczna nie usłyszała za to żadnych pomysłów na polepszenie jakości kształcenia uczniów oraz wyprowadzanie szkół z pandemii
Na wniosek posłów Koalicji Obywatelskiej sejmowa Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży zajęła się dziś „Informacją Ministra Edukacji i Nauki Przemysława Czarnka na temat przygotowania szkół do długoterminowego prowadzenia nauki w trybie zdalnym w czasie epidemii koronawirusa SARS-CoV-2 i wywołanej nim choroby COVID-19, nowej podstawy programowej nauczania dla uczniów szkół podstawowych oraz ponadpodstawowych, a także nowych zasad rekrutacji na studia wyższe organizowane w ramach uczelni publicznych”.
Według występującej w imieniu KO byłej minister edukacji Krystyny Szumilas, problem jest niesłychanie poważny, a ministerstwo edukacji stało się praktycznie ślepe, ponieważ nie prowadzi nawet badań na temat zdalnego kształcenia i problemów, jakie się z nim wiążą. – Ani MEN ani Instytut Badań Edukacyjnych nie zajął się problemem zdalnego nauczania przeprowadzając choćby badania. Wszelkie badania i analizy były wykonane społecznie przez ludzi, którzy zajmują się edukacją, którym leży na sercu jakość edukacji i którzy z własnej inicjatywy zajęli się tematem – tłumaczyła Szumilas.
Jej zdaniem, największym problemem jest brak pomocy dla najsłabszych uczniów. – Ostatnio mieliśmy okazję zapoznać się z wynikami badań umiejętności czwartoklasistów TIMSS. Są one niepokojące. Nie tylko dlatego, że umiejętność czwartoklasistów spadła. Niepokojące jest to, że wzrosła znacząco liczba uczniów, którzy nie radzą sobie z podstawowymi problemami – zauważyła była szefowa MEN. – Gdy patrzymy na to, jak dziś szkoła opiekuje się najsłabszymi uczniami, to niepokoi nas, że nierówności się jeszcze pogłębią, a strata edukacyjna wynikająca z edukacji zdalnej i pomocy najsłabszym uczniom, będzie duża – dodała.
Brakuje też fachowej pomocy dla nauczycieli. – Mamy wrażenie, że MEN w dyskusjach o zdalnym nauczaniu nie zajęło się problemem efektywności kształcenia, ukrywa to, że zdalne nauczanie oznacza spadek jakości kształcenia – oceniła posłanka KO. – Słyszymy tylko o kupionym sprzęcie, a brakuje pomysłu na to, co zrobić, by utrzymać jakość kształcenia. Pomoc dla nauczycieli ograniczyła się do wskazania linków do materiałów edukacyjnych. Co tylko wprowadzało chaos, jeśli te materiały nie zostały wcześniej zweryfikowane pod kątem zdalnego kształcenia. Takiego wskazania nie było, a brak monitorowania jakości materiałów cyfrowych nie pomaga nauczycielom – dodała.
Zabrakło choćby szkoleń dla nauczycieli – nie tyle z obsługi komputera, ale z efektywnego kształcenia w warunkach zdalnych.
Szumilas krytykowała też obcinanie na krótko przed przyszłorocznymi egzaminami wymagań. Takie pomysły powinno się bowiem realizować najpóźniej w wakacje. Podobnie, jak zaskakiwanie uczniów, rodziców, nauczycieli, dyrektorów i samorządów ciągłymi zmianami w prawie oraz w organizacji kształcenia. Decyzje o wysyłaniu kolejnych grup uczniów na e-lekcje podejmowano w ostatniej chwili. Dyrektorom najpierw obiecano uprawnienie do podejmowania decyzji w sprawie przejścia na edukację hybrydową, a potem uzależniono to od zgody sanepidu. – Jak to się skończyło, wszyscy wiemy: chaos, daremne próby dodzwonienia się do sanepidu i ostatecznie konieczność zamknięcia wszystkich szkół – przypomniała Szumilas.
– Musimy zrobić wszystko, by nauczanie zdalne było lepszej jakości. Nie można się skupiać tylko na sprzęcie, trzeba podnosić kompetencje nauczycieli. Trzeba też zadbać o relacje międzyludzkie, samopoczucie uczniów. A przede wszystkim o najsłabszych uczniów, wykluczonych i najmłodsze dzieci, które najbardziej tracą na edukacji zdalnej – podsumowała.
Reakcja ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka była niecodzienna. Najpierw podziękował za merytoryczną analizę, stwierdził, że „wystąpienie zawiera szereg postulatów, informacji, które będziemy brali pod uwagę”, ogłosił nawet, że „zgadza się w wielu kwestiach” z opozycją. Potem jednak bezradnie rozłożył ręce – większość problemów ma zniknąć, gdy uczniowie po prostu wrócą do szkół.
– To trudny okres dla oświaty i mamy duży problem. Nauczanie zdalne, zgadzam się z tym, nigdy nie zastąpi nauczania stacjonarnego – oświadczył Czarnek. – Tryb nauczania zdalnego powoduje problemy, które pani wymieniła. Podstawową troską MEN i rządu jest jak najszybszy powrót uczniów do szkół. Pracujemy nad tym, by po feriach przynajmniej stopniowo uczniowie wracali do szkół. To niezbędne do tego, by szereg tych problemów rozwiązano – dodał.
Przyznał, że okres pandemii wymaga od nauczycieli dodatkowego nakładu pracy oraz przygotowania. – I za to nauczycielom ogromnie dziękuję. Nie mam wątpliwości, że nauczyciele byli zmuszeni tymi okolicznościami samodokształcić się do prowadzenia nauki na odległość. To jest też element rozwoju nauczyciela – ocenił Czarnek.
Jego zdaniem, ministerstwo nie odpowiada za to, że nauczyciele nie mają szkoleń. Odpowiedzialni za to są bowiem inni. – Kształceniem nauczycieli zajmują ośrodki doskonalenia podlegające samorządom województwa. Jeśli są w tym braki, a pewnie są, to tutaj również apel do ośrodków doskonalenia o to, by uczestniczyli wraz z nami, przewodniczącą Szumilas, posłami komisji edukacji, w dalszych pracach nad doskonaleniem nauczania zdalnego – zaapelował szef MEN.
Za „znikających uczniów”, z którymi szkoły w okresie pandemii straciły kontakt, też nie jest odpowiedzialne ministerstwo edukacji. – Za obecność uczniów na lekcjach odpowiada nauczyciel prowadzący zajęcia i szkoła. Jak uczeń nie przychodzi na lekcję to wstawia mu się nieobecność – pouczył szef MEN.
A co z nierównością w dostępie uczniów do kształcenia? Za to odpowiada m.in. „natura” i nauczyciel. – To niestety natura. Chciałbym równego dostępu wszystkich uczniów do jak najlepszego sposobu nauczania. Ale to element zarówno w nauczaniu zdalnym jak i stacjonarnym. Tu jest pewna nierówność. Wszystko zależy od tego, jak nauczyciel poprowadzi ucznia, i to jest obecne nie tylko w nauczaniu zdalnym, ale też stacjonarnym – orzekł minister. – Z nierównością musimy walczyć – dodał.
Jeśli chodzi o prawne uwarunkowania pracy nauczyciela w okresie zdalnego nauczania (to temat praktycznie nieuregulowany w prawie), ministerstwo też nie ma sobie nic do zarzucenia. Według Czarnka, stworzono rozwiązania dające „dużą elastyczność” dyrektorom i nauczycielom. Chodzi np. o możliwość skrócenia e-zajęć z 45 do 30 minut.
– Mogę się zgodzić z tezą o braku wystarczającej pomocy pedagogiczno-psychologiczne, ale teza, że brak jej w ogóle, nie jest do końca zbieżna z rzeczywistością. Od 1 października 2019 r. działa infolinia dla uczniów, nauczycieli. Z tej pomocy skorzystało 17333 beneficjentów. Nie jest tak, że nikt z tego nie korzysta – ocenił minister edukacji. – Przecież ja nie będę zmuszał ludzi do tego, żeby zadzwonili na infolinię – dodał.
Czarnek zresztą szybko zszedł z tematu tego, co robi (lub nie robi) w okresie pandemii i zaczął atakować PO i PSL za ich politykę edukacyjną w latach 2008-2015. Niestety nie wyjaśnił, co to ma wspólnego ze zdalnym kształceniem i problemami, jakie dotykają uczniów obecnie. Minister długo mówił o subwencji oświatowej i miliardzie złotych na sprzęt, jaki wydał jego rząd. A także o Cyfrowej Szkole – programie pilotażowym z czasów koalicji PO-PSL, jak i o dostępie szkół do szybkiego internetu.
Za ogromny sukces swojego resortu uznał za to platformę epodreczniki.pl, która od 1 września 2020 r. zanotowała ok. 18 mln wejść.
W swoich rozważaniach i wspomnieniach Czarnek przeniósł się aż do roku 2008, gdy Donald Tusk zapowiadał poszerzenie dostępu uczniów do internetu i sprzętu komputerowego. – Zapowiedź, z której i ja się cieszyłem, jako młody ojciec, ale do żadnej szkoły komputery nie trafiły – stwierdził minister edukacji. Co, w jego opinii, rzutuje m.in. na sytuację w zdalnym nauczaniu.
Przemysław Czarnek za to w ogóle nie poruszył tematu bezpieczeństwa nauczycieli w okresie pandemii, harmonogramu powrotu uczniów do szkół, zasad, na jakich to się odbędzie, czy tego, że nauczyciele nadal muszą zdalną edukację finansować w zasadzie z własnej kieszeni.
– Epodreczniki.pl to wielka klapa MEN a nie sukces. Na waszej platformie zarejestrowało się 6,5 mln uczniów i nauczycieli. Jeśli do dziś weszli na platformę 18 mln razy, to wypada po trzy razy na ucznia i nauczyciela od września! – zareagowała zdenerwowana Szumilas. – Nie byłoby miliarda złotych na komputery, gdyby nie Cyfrowa Szkoła, program pilotażowy, dzięki któremu możecie dziś aplikować w UE o pieniądze na cyfryzajcę – dodała.
– Czy panu nie jest wstyd? Uraczył nas pan tym, co PO zrobiła przez 8 lat swoich rządów. Umierają ludzie, po 400 osób dziennie, zamknęliście szkoły, uczniowie się nie uczą, a pan na komisji raczy nas slajdami z 8 lat rządów PO? To niebywałe – oceniła Kinga Gajewska (KO). Wyraziła żal, że kuratorzy nie poświęcają tyle czasu problemom uczniów w okresie zdalnej edukacji, co „donosami na nauczycieli i skarżeniem kto był, a kto nie był na Strajku Kobiet”.
– Swoją arogancją próbuje pan przykryć swoją niekompetencję – zauważyła Katarzyna Lubnauer (KO).
Przypomniała, że to obecny minister zdrowia Adam Niedzielski stwierdził, iż za gigantyczny wzrost przypadków koronawirusa jesienią br. odpowiada pospieszne otwarcie szkół. – Jak zostanie zorganizowana zdalna edukacja w kolejnych miesiącach? Jak zostanie zorganizowany powrót do szkół, by nie zaowocowało to trzecią falą pandemii? – pytała Lubnauer. – 30 tys. przypadków śmierci w listopadzie to efekt nieprzygotowanego otwarcia szkół. Najwyższy czas wziąć za to odpowiedzialność. Oczywiste jest, że dziś jest szybszy internet, bo świat się zmienia. I nie ma się czym chwalić. Warto opierać się na swoich osiągnięciach a nie krytyce poprzedników. Chyba, że się nie ma osiągnięć – oceniła posłanka KO.
– Doceniam, że pan minister potrafi powiedzieć „dziękuję”, ale powinien pan rozpocząć od słowa „przepraszam”. Nie do nas powinno to być skierowane, ale przede wszystkim do nauczycieli i uczniów – przyznała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (Lewica). – Gdyby pan chociaż 1/10 energii , którą poświęca krucjacie różańcowej na uczelniach, poświęcił na pracę nad polepszeniem zdalnej edukacji, to byliśmy w innym miejscu. To, co pan nazywa „niedostatecznym wsparciem”, jest w rzeczywistości realnymi dramatami uczniów i nauczycieli – dodała.
Posłanka Lewica wytknęła też Czarnkowi, że ma czas „na uprawianie historii oświaty i opowiadanie, jak źle było za rządów PO”, tymczasem powinien zająć się realnymi problemami oświaty tu i teraz. – Jestem krytyczna wobec rządów PO, ale proszę pokazać nauczyciela lub ucznia, którego serio obchodzi to, jak wyglądał system edukacji 7-10 lat temu. Dziś wszyscy chcą wiedzieć, jak będzie wyglądała szkołą w 2021 i latach kolejnych – podkreśliła.
Dziemianowicz-Bąk przypomniała o opublikowanych niedawno wynikach badania zorganizowanego przez Centrum Cyfrowe, z którego wynika, że problem ze „znikającymi uczniami” ma co drugi nauczyciel. Jednocześnie tylko 5 proc. pedagogów czuje, że otrzymało w trakcie zdalnej edukacji wsparcie ze strony MEN. – Jakie działania podejmuje MEN, by rozwiązać problem znikających uczniów i nauczycieli? Co z tym robią kuratoria i MEN, bo nie chcę słyszeć, że to odpowiedzialność samorządów i dyrektorów. Chcę wiedzieć, co robi MEN i kuratoria, czy też nie robią nic, bo jedynym pomysłem jest zrzucanie z siebie odpowiedzialności? – pytała posłanka Lewicy.
Posłanka KO Joanna Fabisiak zwróciła uwagę na wydawałoby się problem poboczny, który jednak generuje poważne konsekwencje dla uczniów. Chodzi o brak umiejętności pisania na komputerze. – Dzieci mają obniżoną ocenę, bo wprawdzie dobrze wypadają z części gramatycznej, ale nie radzą sobie z napisaniem wypracowania na komputerze. Nie potrafią opanować klawiatury – wyjaśniła. – Dziecko nie może ponosić winy za pandemię – dodała.
Przedstawiciele związków zawodowych otrzymali jedynie po 2 minuty na odniesienie się do tematu. – Jestem zawiedziony. Chcieliśmy przede wszystkim posłuchać nieobecnego już ministra Czarnka w zakresie spraw związanych z podstawą programową, tego, co dalej ze zdalną edukacją – zauważył Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZG ZNP. – Wynika z tego, że minister woli rozmawiać w klubach „Gazety Polskiej”. To pan upolitycznił tę rozmowę. Nie można porównywać roku 2015 do 2020, nawet jeśli chodzi o budżet państwa – dodał.
Wiceprezes ZG ZNP przypomniał też, że tak dziękujący dziś nauczycielom minister edukacji zamroził im jednocześnie wynagrodzenia w 2021 r. oraz zabrał 460 mln zł z puli na doskonalenie zawodowe i ze środków na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. – Za podziękowaniami powinny pójść inne decyzje, których państwo nie podejmujecie – przyznał Krzysztof Baszczyński. Nawet refundację nauczycielom kosztów zdalnego kształcenia skonstruowano w taki sposób, żeby nauczyciele nie mogli sobie odliczyć zakupów, jakie poczynili na ten cel wiosną, w pierwszej fazie pandemii.
W obronie rządu stanął poseł PiS Zbigniew Dolata, który zgłaszane przez opozycję problemy określił „kwękoleniem”. – Bo cały ten tzw. raport to jest kwękolenie, marudzenie. Te przykłady więcej mówią o waszej świadomości niż stanie edukacji – ogłosił Dolata. A tak w ogóle, to PiS dał ludziom 500+. Próba prawnego zdefiniowania zdalnej edukacji, czego domaga się opozycja, to dla Dolaty „obnażanie pustki intelektualnej”. Z kolei pomysł, by nauczycieli poddać badaniom przesiewowym, określił mianem „kuriozalnego”.
W pewnym momencie przebywający w siedzibie swojego resortu Czarnek miał problemy z połączeniem się z komisją. Kontakt się zrywał, nie było obrazu i dźwięku. – Obradujemy 3 godziny, a MEN ma kłopot w połączeniu się z nami. Uczniowie przy komputerach spędzają w takich warunkach każdego dnia o wiele więcej godzin, bo 5-6 – cierpko skomentowała Krystyna Szumilas.
(PS, GN)