Lekcje w stołówce. Podwójny rocznik w warszawskim „Cervantesie”

Pomieszczenie, które miało być stołówką, będzie wykorzystywane w dwójnasób. Na długiej przerwie między piątą a szóstą godziną lekcyjną będzie to stołówka, a w pozostałych godzinach – sala lekcyjna. Będą się w niej odbywały normalne zajęcia.

Ta reforma kosztuje i będzie nas kosztować wiele pracy…

Z Jolantą Tyburcy, zastępcą dyrektora w XXXIV Liceum Ogólnokształcącym z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Miguela de Cervantesa w Warszawie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Każde miejsce w liceach, zwłaszcza tak obleganych jak „Cervantes”, jest na wagę złota. W jaki sposób przygotowujecie się na przyjęcie podwójnego rocznika?

– Prowadzimy remont, trwa reorganizacja budynku.

Remont jest związany wyłącznie z podwójnym rocznikiem?

– Mieliśmy zupełnie inne plany.

Jakie?

– Chcieliśmy zrobić stołówkę dla uczniów, bo od lat nam jej bardzo brakowało. Młodzież nie miała takiego miejsca, gdzie mogłaby spożywać posiłek dowożony do szkoły w ramach cateringu. Zaplanowaliśmy więc prace, żeby jedno z pomieszczeń dostosować do potrzeb uczniów, ale już nie zdążymy tego zrealizować. Sporo działo się w międzyczasie, m.in. po tym jak biuro edukacji przesłało nam pismo, w którym zaproponowało, byśmy utworzyli aż 12 klas, po sześć dla uczniów po gimnazjum i po szkole podstawowej.

12 klas pierwszych to duże obciążenie dla szkoły?

– Gdybyśmy mieli większy obiekt do dyspozycji, pewnie nie byłoby problemu, ale mieścimy się w zabytkowym budynku. Nie mamy gdzie umieścić tylu uczniów.

Czyli klas będzie mniej? Ile ich powstanie?

– Cztery dla uczniów po podstawówce i tyle samo dla tych po gimnazjum. Łącznie osiem. Dotychczas tworzyliśmy każdego roku sześć klas. To pokazuje, jaki mamy problem. Z powodu dwóch dodatkowych klas pierwszych musimy przebudować szkołę.

A stołówka powstanie, czy musieliście z niej zrezygnować?

– Pomieszczenie, które miało być stołówką, będzie wykorzystywane w dwójnasób. Na długiej przerwie między piątą a szóstą godziną lekcyjną będzie to stołówka, a w pozostałych godzinach – sala lekcyjna. Będą się w niej odbywały normalne zajęcia. Wstawimy krzesła i stoły szkolne oraz tablicę na kółkach. Zabraknie jedynie projektora. Nasi nauczyciele pracują metodami aktywizującymi, w związku z tym jest szansa, że nie będą mocno się burzyć, że to nie taka sala lekcyjna, do jakiej są przyzwyczajeni. Postaramy się to pomieszczenie tak zorganizować, żeby spodobało się też uczniom.

Jakie zajęcia mogą odbywać się w takim pomieszczeniu?

– Religia, etyka, zajęcia w małych grupach, bo cała 34-osobowa klasa uczniów raczej się tam nie zmieści.

Skoro można zorganizować stołówkę i klasę w jednym, to może jednak znalazłoby się miejsce dla 12 oddziałów?

– Nawet tego nie rozpatrywaliśmy. Nie ma takiej możliwości. Od razu napisaliśmy pismo do władz dzielnicy Mokotów z prośbą o zweryfikowanie sugestii zawartych w tym piśmie i mediacje. Burmistrz próbował nas jeszcze przekonywać, żeby wynająć jakieś sale w sąsiednich budynkach, bo jak pani słusznie zauważyła, każde miejsce w liceum jest na wagę złota, ale co tu dużo ukrywać, takie rozwiązanie utrudniłoby sprawę jeszcze bardziej.

Dlaczego?

– Reprezentujemy wysoki poziom nauczania i musielibyśmy zatrudnić jeszcze więcej nauczycieli. Ale skąd ich wziąć? Gdzie szukać dobrych, sprawdzonych nauczycieli z doświadczeniem, którzy wpasują się w klimat „Cervantesa”?

Tak trudno o nauczycieli?

– Zdecydowanie tak, tym bardziej że przy braku odpowiedzi ze strony rządu na postulat płacowy, wielu nauczycieli zrezygnowało z zawodu.

W Waszej szkole też były takie sytuacje?

– Tak.

Ile osób odeszło?

– Dwie. Wśród powodów ich odejścia trudno wymienić tylko ten płacowy. To jest suma wszystkich zdarzeń, w tym brak porozumienia w kwietniu z rządem w sprawach płacowych, „wycieczki” słowne i przytyki niektórych polityków obozu władzy pod adresem nauczycieli, reforma itp. Najważniejsze są jednak niskie pensje. To przeważyło i nauczyciele podjęli decyzję o odejściu.

Której grupie nauczycieli jest dzisiaj najtrudniej?

– W tej chwili już wszyscy jesteśmy w trudnej sytuacji, zarówno nauczyciele młodzi, jak i ci z dużym doświadczeniem, zwłaszcza jeśli samotnie prowadzą gospodarstwo domowe. Bez rozwiązania kwestii płacowych może być trudno organizować naukę w szkołach. To dotyczy nie tylko Warszawy. Szukając nowych nauczycieli na miejsce tych, którzy odeszli, sporo się nasłuchałam…

Martwi się Pani o kadrę?

– Mam takie obawy, dlatego konieczne są zmiany nie tylko w pensjach, ale też systemie kształcenia nauczycieli. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie to, że powstają ciekawe inicjatywy, jak np. szkoła edukacji dla nauczycieli w Warszawie. To jest naprawdę świetna inicjatywa, dlatego podjęliśmy z nimi współpracę, studenci mogą realizować u nas praktyki, ale też możemy liczyć na absolwentów tej szkoły. Mają swoich mentorów, pracują nowatorskimi metodami i są dobrze przygotowywani do pracy w szkole. Dla nas to jest jakieś wyjście w trudnej kadrowej sytuacji, bo dzięki tej inicjatywie mamy już polonistkę, matematyczkę i czekamy na kolejnego nauczyciela.

(…)

To jest fragment wywiadu. Cały wywiad – GN nr 27-28 z 3-10 lipca br. (e-wydanie)