Lex Czarnek i harcerze. Waldemar Kowalczyk z Towarzystwa Skautowego „Szmaragdowa”: Nowe prawo gasi zapał i chęć

Do nowych szkół już nie wejdziemy. Spodziewam się, że te szkoły, z którymi współpracujemy od lat, tam gdzie dyrektorzy i rodzice nas znają, naturalnie będą z nami nadal współpracować. Pod warunkiem, że przejdziemy ścieżkę związaną z akceptacją przez kuratora oświaty. Według mnie ta ustawa, a w ślad za nią uchwalona poprawka, która bierze pod uwagę tylko kilka organizacji harcerskich, odstawia nas na boczny tor. (…) To będzie główny rezultat zapisów lex Czarnek. Będziemy więc wynajmowali świetlice poza szkołami. Tylko że w czasie godzin lekcyjnych nie będzie można pracować z dziećmi.

Z Waldemarem Kowalczykiem, przewodniczącym Towarzystwa Skautowego „Szmaragdowa” z Warszawy, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Czy wejście w życie lex Czarnek będzie jednoznaczne z zamknięciem się szkół oraz innych placówek oświatowych na propozycje współpracy z organizacjami harcerskimi takimi jak Wasza?

– Wcześniej byłem komendantem chorągwi stołecznej ZHP przez 19 lat, przeszedłem wszystkie etapy wtajemniczenia: od drużynowego, komendanta szczepu, po komendanta hufca, tak że mam pojęcie, jak to może zadziałać. Z dyrektorami szkół można się porozumieć, ale jak oni to zrobią z kuratorem oświaty, tego nie wiem. Dla dobra sprawy chciałbym mieć nadzieję, że to się uda, ale… Niewątpliwie na naszą niekorzyść może działać uchwalona niedawno poprawka do ustawy – Prawo oświatowe, czyli lex Czarnek, dopuszczająca tylko część organizacji harcerskich do szkół.

Przypomnijmy, że posłowie PiS zgłosili poprawkę, zgodnie z którą z obowiązku opiniowania przez kuratora oświaty zwolnione zostaną organizacje harcerskie objęte honorowym patronatem prezydenta RP. A jest ich sześć, w tym m.in. ZHP, ZHR. Dodajmy, że takie opiniowanie, w przypadku organizacji, które nie zostały z tego wyłączone, a chcą wejść do szkół, może potrwać nawet dwa miesiące.

– I rzeczywiście w tej poprawce nas nie ma. Pominięto nas, tak jak wiele innych organizacji harcerskich w kraju. A jest ich około 40. Małych i dużych. O różnym zasięgu. I jak można się spodziewać, prawie wszystkie działają przy współpracy z placówkami oświatowymi.

Skoro nie objęto Was tą poprawką, to co będzie dalej?

– Do nowych szkół już nie wejdziemy. Spodziewam się, że te szkoły, z którymi współpracujemy od lat, tam gdzie dyrektorzy i rodzice nas znają, naturalnie będą z nami nadal współpracować. Pod warunkiem, że przejdziemy ścieżkę związaną z akceptacją przez kuratora oświaty. Według mnie ta ustawa, a w ślad za nią uchwalona poprawka, która bierze pod uwagę tylko kilka organizacji harcerskich, odstawia nas na boczny tor. Co spowoduje wyprowadzenie ze szkół organizacji innych niż te, które podobają się sygnatariuszom tego projektu.

To będzie główny rezultat zapisów lex Czarnek. Będziemy więc wynajmowali świetlice poza szkołami. Tylko że w czasie godzin lekcyjnych nie będzie można pracować z dziećmi.

A jeśli zniknie możliwość współpracy z dziećmi i młodzieżą, to…

– Praktycznie zniknie wszelka realizowana przez nas pomoc psychologiczno-pedagogiczna oraz interwencyjność.

(…)

Czy te dwa miesiące oczekiwania na decyzję nadzoru pedagogicznego całkowicie zamykają Wam drogę do prowadzenia działalności na terenie szkół?

– Tak, zamykają. To gasi jakikolwiek zapał i chęć. Pewnie to, co powiem, wcale nikogo nie zdziwi, ale nasza obecność w szkołach jest związana z kontynuacją pracy, realizowaniem projektów, programów, akcji zimowej, letniej itp. Nasza działalność opiera się na cyklu spotkań i to każdego tygodnia. A jak będę musiał ciągle pytać o zgodę i, co gorsza, ciągle na nią czekać? W przypadku działalności harcerskiej to wszystko nam wywraca do góry nogami. Oby się nie okazało, że nabór na obóz będzie jedyną aktywnością w szkole. Można się spodziewać, że takie zapisy, jakie pojawiły się przy okazji lex Czarnek, skłócą stowarzyszenia i organizacje. Inni przecież mogą powiedzieć: Halo, to tych kilka organizacji może, a my nie? To my jesteśmy gorsi? My również robimy bardzo fajne i ciekawe rzeczy z myślą o dzieciach i młodzieży.

Jakie projekty realizujecie w szkołach? Na czym polega Wasza obecność?

– Najważniejszym elementem jest metoda harcerska, czyli przyznawanie stopni i sprawności harcerskich. Pomagamy młodym ludziom zdobyć jak najwięcej sprawności przydatnych w dorosłym życiu. Chodzi m.in. o umiejętności takie jak ratownictwo wodne czy ratownictwo medyczne. W oczekiwaniu, jak się będzie zapatrywał na to kurator oświaty oraz bez spójności w działaniu, która wiąże się z przeszkoleniem, koniecznym wydaniem dokumentów, nie ma co w ogóle zaczynać.

Obawiam się, że po wejściu w życie tych przepisów niczego na 100 proc. nie zrealizuję, a połowa uczniów zrezygnuje.

Jesteście obecni w szkołach od dawna, czy kiedykolwiek Wasza organizacja stwarzała jakieś zagrożenie wychowawcze?

– Oczywiście, że nie. W podtekście tych zmian wiadomo, że chodzi o to, aby MEiN miało jakąś kontrolę nad ruchami społecznymi i organizacjami, które się nie podobają.

I nigdy nie miał Pan problemów z dyrektorami szkół?

– Z dyrektorami nie, czasem tylko z woźnymi, którzy reagowali na biegających po szkole harcerzy (śmiech). Nigdy też nie było tak, aby kurator był pośrednikiem między nami a dyrektorem.

To co mogło się nie spodobać?

– Treści dotyczące edukacji, w tym edukacji seksualnej, osób innej orientacji oraz wyznania. Wprowadziliśmy je do swoich programów, ale w sposób subtelny, wyważony. Treści te były realizowane, kiedy była taka potrzeba zgłaszana przez młodzież. Sami z siebie przecież nic na siłę nie robimy. Dotychczas nie było sprzeciwów. Takie jest harcerstwo. Ma swoje cele i zadania, ale też odpowiada na potrzeby młodego człowieka. Stara się mu pomóc. Nie w każdej rodzinie uczeń ma szansę, aby zdobyć wiedzę na tematy związane z dorastaniem, a my nie możemy udawać, że nic się nie dzieje, że nas to nie obchodzi, kiedy młody człowiek sam przychodzi do nas ze swoimi kłopotami.

Interesujemy się problemami młodzieży. Pracujemy z nimi, pomagamy im wyjść z trudnych sytuacji. Mamy od tego psychologów, a jeśli trzeba, kierujemy młodego człowieka do organizacji i instytucji terapeutycznych. A odpowiadając wprost: w harcerstwie bywają drużyny męskie i żeńskie, ale my tego nie wprowadzaliśmy, u nas jest koedukacja.

Nasza dewiza brzmi: Cokolwiek czynisz, patrz na efekt końcowy. To daje nam asumpt do działania. Przecież nie chodzi o to, żeby dziecko przyszło na zbiórkę, fajnie się bawiło przez dwie godziny, a później pojechało na obóz. Tu chodzi o coś więcej – o relacje i wsparcie.

Skoro lex Czarnek może Wam odebrać spontaniczność w działaniu na terenie szkół, to czy macie plan B?

– Mamy, ale nie będę o tym mówić. Z tej ustawy będzie więcej szkody niż pożytku. Dla harcerstwa naturalną bazą działania jest szkoła i wiadomo było od zawsze, że obie strony muszą być zainteresowane. Tak było. Przed pandemią sporo się mówiło o szkodliwym oddziaływaniu komputera na rozwój młodego człowieka. My ich od tego odciągaliśmy. Teraz, kiedy dziecko jest zdane na komputer, trzeba zaproponować coś innego. Czasami wystarczy udział w zbiórce szkolnej.

(…)

Dziękuję za rozmowę.

***

Fot. Archiwum prywatne

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 5 z 2 lutego br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl

Nr 5/2 lutego 2022