Łukasz Radecki, nauczyciel, pisarz i rockman: Wyjdźmy naprzeciw młodzieży, naprzeciw światu

Robię to, bo po prostu uwielbiam pracować z młodzieżą. Jestem od 18 lat nauczycielem, ale już dużo wcześniej czułem, że mógłbym nim być. Pamiętam swoich nauczycieli, którzy mnie inspirowali do tej pracy. Zawsze miałem swoje wzorce i zawsze chciałem być Alcybiadesem z powieści Niziurskiego, który prowadzi dzieci, który pozwala im dryfować, a sobie samemu wymykać się tym wąskim ramom programu nauczania. Niestety, teraz te ramy coraz bardziej się zacieśniają i coraz trudniej nauczycielowi jest wnosić coś od siebie.

Z Łukaszem Radeckim, polonistą w Szkole Podstawowej im. Generała Józefa Bema w Starym Polu, pisarzem, poetą, muzykiem zespołu death metalowego Trauma oraz prezesem Oddziału Stare Pole w Okręgu Pomorskim ZNP, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Długa jest lista Pana zajęć, chociaż z tego co słyszałam, jeszcze parę rzeczy można byłoby do niej dorzucić.

– Tak, ale ja za bardzo nie lubię tego wszystkiego wyliczać. Nawet podczas jednego z moich ostatnich koncertów miałem taką rozmowę: „Tu książki, tu muzyka, a tam jeszcze coś… no to kim Pan jest?”. A ja na to: „Jestem nauczycielem”. To najprostsza odpowiedź, jakiej mogłem udzielić. Pozostałe rzeczy robię z pasji, ale przede wszystkim uczę w szkole.

To ciekawe, bo rzadko się Pana przedstawia jako nauczyciela, raczej jako pisarza związanego z literaturą grozy i science fiction.

– Nie ja układam te notki biograficzne, jestem nauczycielem od 18 lat, stale pod tablicą.

Skupmy się na książkach. 50 tytułów na koncie to całkiem pokaźny dorobek. Od czego Pan zaczynał?

– Od horrorów, a skończyłem na wydawnictwach młodzieżowych i dziecięcych, włączając w to opracowania literackie, w tym „Adam Mickiewicz. Bryk bardzo niekonwencjonalny”. Napisałem Mickiewicza prozą. Łącznie mam 21 autorskich pozycji, natomiast do tej pięćdziesiątki, o której pisze portal lubimyczytac.pl, wliczyli też pojedyncze opowiadania i zbiory opowiadań.

Kiedy Pan zaczął pisać?

– Pierwszy tomik poezji ukazał się w trakcie studiów i wtedy też zarzuciłem pisanie. Studiowałem literaturoznawstwo i paradoksalnie im głębiej w to wchodziłem, tym częściej dochodziłem do wniosku, że nie mam czym się wybić, zaprezentować. Kiedy już pracowałem w szkole, to tak jak większość nauczycieli zacząłem dorabiać.

Redagowałem książki dla różnych wydawnictw, pracowałem w różnych czasopismach, zajmowałem się redakcją i korektą, wybierałem teksty i książki do publikacji. Wtedy ktoś mi zarzucił, że jakim prawem oceniam, skoro sam nie piszę. Pomyślałem, no dobrze, spróbuję. I poszło…

To dochodowe zajęcia?

– Poeta jest bez szans, z muzyki też się nie utrzymuję, z pensji nauczyciela także nie jest łatwo, zwłaszcza że oboje z żoną jesteśmy nauczycielami. Czasami w żartach koleżanki mówią mojej żonie: Gdyby twój mąż robił coś innego, to może byłoby inaczej. Na szczęście, książki powoli zaczynają przynosić niewielkie zyski, można to wszystko pospinać i jakoś żyć.

Chciałby Pan robić coś innego?

– Nieee! Nieraz mnie o to pytali, dlaczego pisząc książki i zajmując się muzyką, nie rzucę pracy w szkole. Tylko że ja lubię tę pracę. Robię to, bo po prostu uwielbiam pracować z młodzieżą. Jestem od 18 lat nauczycielem, ale już dużo wcześniej czułem, że mógłbym nim być. Pamiętam swoich nauczycieli, którzy mnie inspirowali do tej pracy.

Zawsze miałem swoje wzorce i zawsze chciałem być Alcybiadesem z powieści Niziurskiego, który prowadzi dzieci, który pozwala im dryfować, a sobie samemu wymykać się tym wąskim ramom programu nauczania. Niestety, teraz te ramy coraz bardziej się zacieśniają i coraz trudniej nauczycielowi jest wnosić coś od siebie.

Nie jest to łatwy kawałek chleba.

– To powie każdy nauczyciel. Młodzież coraz trudniej jest czymkolwiek zainteresować, każde pokolenie to odrębny temat. Po to m.in. przełożyłem na prozę „Pana Tadeusza”. Zatęskniłem za czasami, kiedy mogłem z młodzieżą porozmawiać i wszystko było dla nich jasne. Teraz muszę treść tego dzieła tłumaczyć prostym językiem, dopiero wtedy zaczynają coś chwytać. Dziś jesteśmy w zupełnie innym punkcie kulturowym i ideowym, młodzież ma zupełnie inne priorytety, reaguje na inne bodźce. Kiedyś mówiło się: „musisz się uczyć, żeby do czegoś dojść”, dzisiaj młodzież czerpie wzorce z youtuberów.

To dobrze czy źle?

– Ja wiem, że to trochę brzmi jak narzekanie świadczące o pewnym wieku, jednak ja nie narzekam na młodzież, tylko na system edukacyjny. Powinny zajść daleko idące zmiany – przede wszystkim u samych podstaw – związane z dostosowaniem programu nauczania i traktowaniem młodzieży. Program musi wyjść naprzeciw ich potrzebom. Zamykanie się na zmiany nie ma sensu. Kiedy napisałem ów bryk, paru purystów językowych oburzało się, jak ja mogłem tak potraktować wieszcza. Jak mogłem napisać prozą nie tylko „Pana Tadeusza”, ale też „Dziady”, „Ballady i romanse”. To było, zanim jeszcze książka się ukazała. Później odebrałem wiele pozytywnych opinii. Okazało się, że to, co zrobiłem, przydało się w pracy z młodzieżą z problemami, również z autyzmem.

Obecny system edukacyjny, który sprowadza się do tego, żeby pokazać dziecku, czego nie umie, powoduje, że ono już w wieku szkolnym zamyka się na wiedzę.

Proponuje Pan całkowite odrzucenie ram?

– To raczej nie miałoby sensu. Trzeba znaleźć złoty środek. Od lat mamy w edukacji duży problem. Ktokolwiek nami zarządzał, nigdy nie chciał nas słuchać. Dawno nie mieliśmy szczęścia do ministra. Dobrym przykładem na to, co dzieje się w edukacji, jest kanon lektur. Cała książka albo jej fragment wypada z lektur obowiązkowych i wpada do uzupełniających lub odwrotnie. Wszystko w ramach tych samych tytułów. Utknęliśmy. Oczywiście Mickiewicza i Słowackiego powinien znać każdy Polak, ale czy każde dziecko musi czytać „W pustyni i w puszczy”?

Bardzo się ucieszyłem, kiedy w tym zestawie pojawił się „Hobbit” czy proza Rafała Kosika. Są bliższe uczniom. Musimy iść do przodu. Musimy szukać wspólnego języka z młodzieżą.

Nad czym obecnie Pan pracuje?

– Nad kolejnymi książkami ułatwiającymi uczniom życie. Opracowuję kolejnych autorów, ale na razie nie chcę zdradzać jakich. Idę jakby trochę za ciosem, bo „bryk” Mickiewicza cieszy się dużą popularnością. Nawet nauczyciele poloniści zaczęli go polecać. To nie jest absolutnie uproszczony Mickiewicz, ja tylko przepisałem jego dzieła prozą, tak żeby stały się zrozumiałe dla współczesnej młodzieży. Nie zmieniałem nic, starałem się zwracać uwagę na poszczególne sceny i wyrażenia, żeby nie umknęło nic z jego przesłania.

Niedawno oddałem też wydawcy drugą grę paragrafową, kontynuację „Świrowni. Gry strachu”. Czytelnik sam decyduje o losie bohaterów. Oprócz tego przygotowuję się do napisania kolejnych horrorów.

(…)

Czym jest dla Pana pisanie?

– Moje pisanie to najczęściej oswajanie jakichś własnych lęków, typowe katharsis. Ale też pomoc w nauczaniu, jak cykl książek młodzieżowych „Plemiona”, gdzie przenoszę młodzież we wczesnosłowiańskie czasy, żeby zaprezentować im zderzenie kulturowe i skonfrontować z rzeczywistością pewne wyobrażenia o dawnych Słowianach, naszych tradycjach i wierzeniach, pokazać, jak wiele z tego przetrwało do naszych czasów.

Przeglądam różne zdjęcia. Czy na lekcjach prezentuje się Pan tak jak np. podczas spotkania autorskiego w Poznaniu, czyli marynarka, koszula, krawat plus włosy spięte w kucyk?

– Dress codu przestrzegam w szkole aż do przesady, nawet bardziej niż podczas spotkań autorskich. Staram się być ubrany bardzo elegancko. Uważam, że tak wypada. To jest okazywanie szacunku współpracownikom i uczniom. Co innego, kiedy wychodzę na scenę. Wtedy jestem długowłosy i wytatuowany.

Z zespołem death metalowym Trauma hałasowaliście niedawno w Sosnowcu i Łodzi. Taki nauczyciel, który pisze, gra i śpiewa, musi uczniom imponować.

– Niektórym tak. Wszystkich jednak fascynuje to, że jestem nieszablonowy. To pomaga w wielu kwestiach, również tych wychowawczych, bo jak widać na zdjęciach, zupełnie inaczej wyglądam w szkole, a inaczej na scenie.

Uczniom zawsze mówię, że każdy może podkreślać swoją indywidualność, ale w szkole wymagane jest stosowanie pewnych zasad, jak choćby dotyczących ubioru.

(…)

To co jest dla Pana najważniejsze – teraźniejszość, przeszłość czy przyszłość?

– Zawsze teraźniejszość, bo kształtuje naszą przyszłość. Przeszłość jest już nieistotna. Myślę, że to jest problem naszego systemu edukacji. Za bardzo tkwimy w przeszłości, ciągle odwołując się do tego, co już było. Wyjdźmy w końcu naprzeciw młodzieży, naprzeciw światu.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 13 z 29 marca br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne

Nr 13/29 marca 2023