Marcin Dzierżawski, Belfer na Zakręcie: Problem wypalenia zawodowego jest bagatelizowany. Wszystko stanęło na głowie

To, że szkoły jeszcze funkcjonują, jest zasługą nauczycieli, ale też coraz bardziej świadomych rodziców. My chcielibyśmy profesjonalizacji zawodu i podwyższenia płac. Dobrze byłoby, żeby minister przestał nas straszyć, a zaczął się zastanawiać, jak zatrzymać w szkołach tych, którzy zostali, i przyciągnąć nowych.

Z Marcinem Dzierżawskim, nauczycielem polonistą w XX Liceum Ogólnokształcącym im. Zbigniewa Herberta w Gdańsku, znanym jako Belfer na Zakręcie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Na Pana blogu znalazłam takie zdanie: „Pracuję na dwóch etatach, planuję wycieczki, dodatkowe zajęcia dla olimpijczyków, chcę się zaangażować w akcje społeczne, mam wychowawstwo, kredyt, nadwagę, plany na przyszłość i symptomy depresji”. To o Panu?

– To tekst trochę o mnie. Piszę felietony i opowiadania, ale moje teksty nie powstają w oderwaniu od własnych doświadczeń. To też suma różnych historii, o których słyszę w pracy lub o których czytam w mediach społecznościowych. Przeglądam wszystkie nauczycielskie fora, też prywatne konta i wpisy. To wszystko składa mi się na pewien obraz…

Czyli?

– Hmm, mam wrażenie, że problem jest mimo wszystko bagatelizowany. Kiedy pojawiają się sygnały o zmęczeniu, wypaleniu, czyli problemach nauczycielskich, traktuje się je jak ciekawostkę, może nawet rzecz budzącą irytację, bo przecież w tej szkole nie może być tak źle.

Kondycja psychofizyczna nauczycieli to ciągle rzadko podejmowany temat. Jak sobie z tym radzi Pana najbliższe otoczenie?

– Różnie. Jedyne na co możemy sobie pozwolić, to wspólna internetowa terapia. Napisać coś, skomentować, wygadać się, podzielić się doświadczeniami. To daje poczucie, że nie jest się w tym odosobnionym.

W takich realiach łatwiej jest wyobrazić sobie siebie w innym zawodzie?

– Myślę, że tak, ale też zdaję sobie sprawę, że zmiana zawodu to jest kwestia bardzo poważnej decyzji. Od 15 lat jestem nauczycielem, byłoby mi trudno odejść. Na pewno byłoby mi szkoda. Są jednak takie momenty, kiedy to rozważam.

Ostatnio bardzo odczuwalne jest duże obciążenie godzinami pracy. Młodych, wchodzących do zawodu, nie ma zbyt wielu, więc szkoły zatrudniają tych, którzy są. Na nas spada cały przydział godzin ponadwymiarowych, wszelkich wakatów, zastępstw itd.

Zmęczenie fizyczne i psychiczne związane ze zwiększeniem obowiązków powoduje, że spada jakość pracy. Ponadwymiarówki mam niemalże od początku pracy. Na półtora etatu pracuję od wielu lat. Standard. Mógłbym zejść z tej liczby godzin, ale to musiałoby się wiązać ze znalezieniem sobie jeszcze innego miejsca zarobkowania.

MEiN zapowiada likwidację limitu czasu godzin ponadwymiarowych w nowym roku szkolnym. Przepis ma obowiązywać czasowo. Znajdzie się Pan wśród tych, którzy wezmą kolejne nadgodziny?

– Myślę, że nie, bo dochodzimy do pewnej granicy i zaczynamy sobie zdawać sprawę, że to wszystko może się dziać kosztem zdrowia pracowników szkół. Łatwe matury nie zapudrują sytuacji, w jakiej znalazła się polska edukacja, nie spowodują, że problemy nas, nauczycieli, zejdą na dalszy plan.

A tak się dzieje?

– Mam wrażenie, że od pewnego czasu dyskusja o edukacji nie toczy się wokół pryncypiów, ale rzeczy marginalnych. Nie zauważa się, że pewne możliwości się kończą, że obciążenie daje się we znaki i że choć można znaleźć tabelkę z naszymi pensjami w internecie, to nadal w przestrzeni publicznej zawsze się znajdzie jakiś polityk, nawet ktoś z MEiN, kto powie coś innego.

Już brakuje sił, żeby to prostować, tłumaczyć, narażać się na wieczne polemiki.

Czym grozi lekceważenie nauczycieli, udawanie, że nic się nie dzieje?

– Trudno mi sobie wyobrazić taką szkołę, jaką mamy teraz, za kilka czy kilkanaście lat. Grozi nam „stomatologizacja edukacji”. Nie wiem, kto pierwszy użył tego sformułowania, ale zgadzam się z tym. Rynek prywatny kwitnie. Próbuję się w tym zawodzie utrzymać, więc sam częściowo przeszedłem na tę drugą stronę, chociaż jest to dla mnie spory dyskomfort. Udzielanie korepetycji jest dowodem na to, że system nie działa.

W klasach 30-osobowych uczniowie nam „giną”. Kiedy oddaję im wypracowania, nie jestem w stanie do każdego z nich podejść i porozmawiać. Nie mam na to czasu, a przecież to jest rolą polonistów.

Napisał Pan z innymi polonistami petycję w sprawie matur, a właściwie w obronie maturzystów. Zostaliście za to zrugani, chociaż pewne zmiany w nowej formule egzaminu i tak zaszły, tylko że pod innym szyldem. Jakaś sprawczość jednak w tym była.

– Ta konferencja, na której minister edukacji oskarżał o sianie fermentu nauczycieli języka polskiego, którzy sygnowali petycję, była typowym politycznym wystąpieniem. Ta polityczna nagana nie była jednak taka straszna. W pewnym sensie była dla mnie wyróżnieniem. Zrozumiałem, że udało się coś zrobić.

Kiedy zaczął się ten ruch niezadowolenia?

– W tym wszystkim najciekawsze jest właśnie to, że zaczęło już w 2021 r., kiedy Centralna Komisja Egzaminacyjna opublikowała pierwszy informator maturalny dotyczący egzaminu w Formule 2023. My, poloniści ze szkolnego grona, już po półgodzinnej analizie tego informatora wiedzieliśmy, że większość uczniów będzie miała problem, żeby zdać egzamin maturalny. CKE i MEiN potrzebowały na to dwóch lat oraz badania diagnostycznego przeprowadzonego na grupie 3 tys. uczniów, żeby dojść do tych samych wniosków.

To trochę zabawne i trochę straszne. Ta sprawa pokazuje, w jakim miejscu jesteśmy.

Jakie wnioski nasuwają się teraz, podczas tak długo wyczekiwanego maratonu maturalnego?

– Matura stała się egzaminem przystępnym.

Czy to dobry kierunek zmian?

– Pytanie jest nawet szersze, powinniśmy się zastanowić, czemu matura miałaby służyć – powinna weryfikować wiedzę czy umiejętności? Doraźne podejmowanie decyzji wrzuciło nas na karuzelę, kręcimy się w kółko i nie widzimy celu. Miotamy się, bo nie wiadomo, dokąd to wszystko zmierza. Żyjemy w dynamicznych czasach, ale przy skostniałej podstawie programowej nie mamy czasu, żeby nad nią popracować.

Rodzice moich uczniów doskonale zdają sobie z tego sprawę. Kiedy rozmawialiśmy o tym w szkole, wszyscy zgodziliśmy się, że świetnie byłoby, gdyby uczniowie częściej ćwiczyli pisanie, bo napisanie pracy połączonej z logicznym wywodem stanowi poważny problem.

Tylko jak oni mi napiszą ponad 100 prac, to ja fizycznie nie jestem w stanie się temu poświęcić. Sprawdzenie jednej pracy z informacją zwrotną wymaga około 30 minut. Przy ponad setce uczniów…

Ta rozmowa z rodzicami była Pana inicjatywą?

– Nie, samych rodziców. Nasze zebranie wyglądało tak, że porozmawialiśmy o problemie, doszliśmy do identycznych wniosków, zgodziliśmy się ze sobą i rozeszliśmy się do domów, wiedząc, że ja przy takim obciążeniu pracą nie jestem w stanie nic więcej zrobić. W obecnym systemie nie ma miejsca na nic ponad omawianie lektur. Mówi się, że uczymy języka polskiego, podczas gdy uczymy głównie historii literatury. Doszliśmy do ściany. Wszystko stanęło na głowie.

(…)

Tymczasem minister zapowiada likwidację Karty Nauczyciela.

– To, że szkoły jeszcze funkcjonują, jest zasługą nauczycieli, ale też coraz bardziej świadomych rodziców. My chcielibyśmy profesjonalizacji zawodu i podwyższenia płac. Dobrze byłoby, żeby minister przestał nas straszyć, a zaczął się zastanawiać, jak zatrzymać w szkołach tych, którzy zostali, i przyciągnąć nowych.

Gdzie kryje się największe niebezpieczeństwo?

– W dopasowywaniu edukacji do doraźnej polityki. Tak, jak ma to miejsce przy okazji zniesienia ograniczenia czasu pracy nauczycieli od września. Dotychczas MEiN chyba nie przyznało, że są braki kadrowe.

Chodzi więc o to, żeby łatać dziury kadrowe dokładaniem godzin, bo z powodu niskich pensji brakuje rąk do pracy.

Od kiedy mówi Pan o sobie „Belfer na Zakręcie”?

– Od kilku lat. Są momenty, że jest naprawdę trudno. Organizm coraz częściej wysyła sygnały, że przy obecnym trybie pracy w końcu przestanie działać jak należy. W trakcie strajku w 2019 r. często pojawiał się komentarz, że „jak się nie podoba, to zmień zawód”. Wtedy sądziłem, że to zwykła ignorancja i złośliwość, dziś zaczynam dostrzegać, że to była dobra rada.

Dziękuję za rozmowę.

***

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 20 z 17 maja br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne

Nr 20/17 maja 2023