Z powodu braku pieniędzy i dramatycznego niedoinwestowania zagrożone jest istnienie wielu polskich uczelni m.in. artystycznych i rolniczych. Uczelnie przygotowują się do zawieszenia lub likwidacji najlepszych polskich laboratoriów, w których zresztą nie ma komu pracować, bo coraz więcej naukowców i dydaktyków rezygnuje z pracy na uczelni i przechodzi do biznesu. – Sytuacja jest dramatyczna – ostrzegli uczestnicy dzisiejszej debaty w miasteczku edukacyjnym
Poniedziałek to okazja, by w miasteczku porozmawiać o sytuacji nauki i szkolnictwa wyższego. Dlatego Rada Szkolnictwa Wyższego i Nauki ZNP zorganizowała panel dyskusyjny pt. „Bieda na uczelniach. Wpływ niedofinansowania uczelni na jakość dydaktyki i badań”.
– Nauka to koszt, czy inwestycja? Spróbujemy sobie odpowiedzieć na to pytanie – zaapelował Janusz Szczerba, prezes Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki ZNP.
– Nowo odradzające się państwo Polskie, czyli II RP, ceniła wszystkich nauczycieli – szkół i uniwersyteckich. Uważano, że jest to grupa, która będzie tworzyła państwo polskie i je umacniała. Dlatego nauczycieli doceniano. Zarabiali 2-3-krotnie więcej niż wynosiła wtedy średnia pensja. Co mamy teraz? Wiemy, jak rząd traktuje nas, nauczycieli akademickich, jakie mamy wynagrodzenia – dodał.
Według danych zebranych przez Radę, przeciętna pensja profesora na polskiej uczelni mieści się w przedziale od 8,7 tys zł do 6,9 tys. zł, profesora uniwersyteckiego – od 6,7 tys. zł do 5,5 tys. zł, adiunkta – od 5,9 tys. zł do 4,9 tys. zł, asystenta – od 4,3 tys zł do 3,2 tys. zł.
Według prof. Barbary Kościelniak-Mucha z Politechniki Łódzkiej, nauka i szkolnictwo wyższe niestety są traktowane przez społeczeństwo jako koszt, a nie inwestycja w przyszłe pokolenia. – Społeczeństwo interesuje się tylko tym, co go bezpośrednio dotyczy. Nie przeskoczymy tego. Trzeba socjalizować społeczeństwo. To proces długotrwały, to nie będzie od razu – podkreśliła.
– Tymczasem nauka napędza gospodarkę i decyduje o rozwoju kraju. Efekty przychodzą zawsze trochę później – dodała.
Jak zauważył prof. Jan Szmidt z Politechniki Warszawskiej, honorowy przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP), inwestycje w naukę spadają w Polsce od wielu lat i „to nie tylko efekt pandemii i wojny”. – Tak niskiego inwestowania w przyszłość w Polsce nie było po 1989 r. To bardzo negatywne zjawisko. Wszyscy boją się o przyszłość i boją się inwestować – zauważył prof. Szmidt.
Inwestycje w naukę powinno pobudzić państwo i w ten sposób zachęcić do tego samego sektor prywatny. Państwowe środki są jednak niewielkie.
– Kolejni ministrowie mówią, że nie mają pieniędzy. A przecież w 2018 r., gdy była wprowadzana reforma, zakładano, że może ona przynieść efekty tylko wtedy, gdy znacznie wzrosną nakłady na szkolnictwo wyższe i naukę. Zakładała ona autonomię, czego wielu rektorów nie chciało, bo to oznacza też odpowiedzialność. Co się okazało? Mamy autonomię, ale tak naprawdę nic nie możemy zrobić, bo nie ma pieniędzy – przypomniał prof. Szmidt.
Różnego rodzaju badania pokazują, że środki zainwestowane w naukę w okresie 5-10 lat zwracają się 5-6-krotnie. Argument ten przedstawiciele rektorów wysuwali podczas rozmów z kolejnymi ekipami odpowiedzialnymi w rządzie za naukę, ale „za każdym razem słyszeliśmy, że nie mamy pieniędzy, że nie jesteśmy Francją czy Niemcami, że nie nadszedł nasz czas”.
– Początek takich inwestycji musi być w państwie. Pierwszy miliard musi włożyć państwo, bo inwestowanie w naukę to ogromne ryzyko. Dopiero potem zaryzykują przedsiębiorcy. To wszystko niestety nie ma miejsca – stwierdził prof. Szmidt. – Jeżeli tak dalej będzie, odejdą od nas ludzie młodzi i zdolni – dodał. Tak już się zresztą dzieje, a przez uczelnie przetacza się fala odejść zdolnych naukowców.
– Mówią, że za 4,5 tys. brutto nie będą tak pracować. Bo na rynku dostaną 10-12 tys. zł. Moich dwóch doktorantów poszło do banku. A bank kupował wszystkich, na pniu. Każdy, kto skończył dobrą uczelnię techniczną, dostawał od razu 2-3 razy większą pensję – relacjonował prof. Szmidt.
– Dobra edukacja jest znakomitą inwestycją w przyszłość każdego państwa, które chce mieć wolnych obywateli – zastrzegł prof. Kazimierz Karolczak, rektor Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie w latach 2016-2020. Dlatego wolność edukacyjną też należy traktować jako inwestycję. – Nauczyciel myślący i wolny będzie wypuszczał spod swoich rąk podobnego ucznia, który będzie myślał – podkreślił prof. Karolczak. Jego zdaniem, „zabijają nas ciągłe reformy”. – Jedna reforma nie została oceniona, a już szykowana jest kolejna. Szkoła jest niszczona przez kolejne reformy – dodał.
Prof. Kościelniak-Mucha zwróciła uwagę na coraz bardziej rosnącą lukę pokoleniową na uczelniach. – Sprawa robi się tragiczna. Brakuje nauczycielom akademickim chęci do pracy, ponieważ muszą dorabiać do pensji gdzie indziej. Młody człowiek musi założyć, wyżywić rodzinę. A co on ma na uczelni? Niskie wynagrodzenie. Co ma w tej sytuacji zrobić? Albo ucieka z uczelni, co jest ostatnio nagminne, albo w ogóle nie podejmuje na niej pracy – tłumaczyła prof. Kościelniak-Mucha. – Bardzo dobry doktorant, który sprawdza się w swojej pracy, wspaniale się zapowiada, śmieje się, jak usłyszy, ile zarobi, jeśli zostanie na uczelni. Jest bowiem rozchwytywany przez przemysł, korporacje – dodała.
Zdaniem prof. Szmidta, wszystko zaczyna odbijać się na poziomie kształcenia. Uczelnie nie chcą dawać swoim pracownikom nadgodzin, bo nie mają pieniędzy. W efekcie, „tnie się godziny nauczania”. – Za wymianę uszczelki płaci się znacznie więcej niż za godzinę pracy profesora. I dobrze, bo nie każdy musi być profesorem, może być hydraulikiem, jeżeli ma za mało – ironizował prof. Szmidt.
– Tylko pasjonaci zostają na uczelni, i to pasjonaci z zamożnych rodzin. Marnujemy talenty: jeden po drugim, jeden po drugim – dodał.
– Wielu nauczycieli akademickich przyjechało z dalszych okolic i nie może liczyć na pomoc rodzin. Żyją na kredyt. Teraz, gdy wzrosły raty kredytu, muszą odejść do korporacji – ostrzegł prof. Karolczak. – Na uczelniach zostaną wprowadzone podwyżki 4,4 proc., a inflacja wynosi ponad 17 proc. Wynagrodzenia nie były ruszane od wielu lat. Jak mają z tego żyć pracownicy uczelni wyższych? Wszyscy mają rodziny, obowiązki – dodał.
W 2023 r. państwowa subwencja na szkolnictwo wyższe ma wzrosnąć zaledwie o 700 mln zł, co przy rekordowej inflacji oznacza dramatyczne obcięcie środków. Według analiz KRASP, w tym roku przychody uczelni wzrosną o 2,5 proc., a koszty operacyjne – aż o 13 proc. Co oznacza, że każda uczelnia będzie na minusie na średnio ok. 2 mln zł.
– Rektorzy uczelni artystycznych mówią, że za chwilę je zamkną. Nie mają na farby, na dłuta, na nic, co pozwala im uprawiać sztuki – relacjonował prof. Szmidt. – Sytuacja na różnych uczelniach jest różna. Tam, gdzie się robi twarde doświadczenia na poziomie światowym, to przy tych środkach odpadamy. Nie ma takiej możliwości, żebyśmy wytrzymali – dodał.
Za przykład podał sytuację jednego z laboratoriów w instytucie, którym kieruje. – Mam jeden z dwóch w Polsce tzw. clean roomów, czyli pomieszczeń o bardzo wysokiej czystości, gdzie robimy eksperymenty na najwyższym poziomie w zakresie nanoelektroniki, technologii nanoelektronicznych. Właśnie zastanawiam się, czy go nie zamknę. Ostatnich 5 studentów i 2 doktorantów, którzy tam dzielnie pracują, błagają mnie, żeby nie zamykać, żeby nie zakręcać im kurków z azotem i nie zakręcać klimatyzacji, bo tam musi być czystość typu 1000 pyłków na metr sześcienny. Co mam zrobić jako dyrektor instytutu? To tragiczna sytuacja – przyznał honorowy przewodniczący KRASP.
W dramatycznej sytuacji znajdują się ponadto uczelnie rolnicze, które pracują w sposób doświadczalny, w terenie.
– Mamy znakomitych badaczy, ale nie mają oni szans bez laboratoriów, aparatury. To nie XIX wiek, sam umysł nic nam nie da. Nasi naukowcy mają fantastyczne wyniki w zagranicznych zespołach, są tam poszukiwani, oczekiwani. Budżet na naukę i szkolnictwo wyższe jest na poziomie budżetu nie największego i nawet nie za bardzo prestiżowego uniwersytetu amerykańskiego – zauważył prof. Karolczak.
– Nasi studenci i naukowcy sprawdzają się na świecie. Gdy otrzymają dobre warunki pracy i perspektywy, to są rozchwytywani – przyznał prof. Szmidt.
(PS, GN)