Wierzę w nauczycieli, ich mądrość i odpowiedzialność za swoich uczniów. Nie dopuszczam więc żadnej ingerencji politycznej w sprawy związane z otwartością szkoły. Uważam, że to jest przestrzeń, którą tworzą uczniowie, rada pedagogiczna i dyrektor szkoły, a także rodzice.
Z Mirosławem Skrzypczykiem, polonistą z Zespołu Szkół w Szczekocinach, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Jak by Pan podsumował czas lekcji online?
– To był dość dziwny czas. Wielokrotnie rozmawialiśmy z uczniami na zajęciach, że nic nie jest dane na zawsze. Nikt jednak nie spodziewał się pandemii. Kiedy rozmawialiśmy o tym w szkole, chodziło nam o zupełnie inne sprawy. Myśleliśmy raczej o tym, że szkoła musi uczyć nastawienia na ciągłą zmianę. Byłem w tym roku wychowawcą klasy trzeciej i wiem, że to było dla uczniów trudne doświadczenie. Trzeba pamiętać, że to są bardzo młodzi, wrażliwi ludzie, którym nie tak łatwo przejść do porządku dziennego nad doświadczeniem izolacji i niepewności.
Oprócz lekcji języka polskiego kontynuował Pan zdalnie debaty uczniowskie. Miały ułatwić uczniom przetrwanie tego czasu?
– Może słowo „debata” w wymiarze zdalnym to zbyt dużo powiedziane, ale starałem się z uczniami spotykać na wideokonferencjach. Od 20 lat prowadzę Klub Otwartej Myśli i Słowa, na który składa się koło literaturoznawcze i filmoznawcze. W ramach działalności klubu zapraszałem różne organizacje, uczestniczyłem z uczniami w projektach. Początkowo z powodu pandemii chciałem zrezygnować z tych zajęć, ale okazało się, że uczniowie ich potrzebują. Bardzo chcieli rozmawiać, bo generalnie młodzież chce rozmawiać na różne tematy.
Jak duża jest ta potrzeba?
– Ogromna. Rozmawialiśmy o zaangażowaniu sztuki i literatury w różne kwestie społeczne, problemy kulturowe, ale też o aktywności w ogóle, z naciskiem na sprawy zewnętrzne. Młodzież chce komentować bieżące sprawy. Dlatego szkoła musi prowadzić dyskusję na tematy ważne, które aktualnie się dzieją i nas dotykają. To jest konieczne, żeby szkoła wydawała się uczniom potrzebna.
(…)
Trzeba zapraszać różnych ludzi na spotkania?
– Zdecydowanie. Chodzi o to, żeby ktoś miał okazję opowiedzieć nam swoją historię. Przecież my, nauczyciele, sami często zapraszamy różnych ludzi, stowarzyszenia czy organizacje pozarządowe, żeby wniosły coś ważnego w mury szkoły, jakąś dodatkową wartość, której być może sami nie potrafimy wypracować. Po udziale w różnorodnych zewnętrznych projektach znacznie łatwiej uczy się uczniów krytycznego podejścia, pogłębionej świadomości i uważności. By nie dawali sobą manipulować. Takie spotkania z ludźmi o różnych poglądach uczą ich wolności wyboru. Wiadomo, że na różnych etapach edukacji robi się to inaczej. To jest niezwykle szkole potrzebne.
Słyszy się jednak, głównie ze strony rządzących, że rodzice mają mieć prawo do decydowania, z kim uczniowie się spotykają. A dziś tak nie jest?
– Rodzice mają prawo głosu i powinni mieć wpływ na działania w szkole. Nauczyciel czy dyrektor szkoły, zapraszając wybraną organizację, stowarzyszenie czy osobę, ma świadomość różnego rodzaju ograniczeń. Wystarczające są te mechanizmy, które są w nas, nauczycielach, zakorzenione od zawsze. Każdy z nas ma ten wentyl bezpieczeństwa. Przecież nie chcemy nikomu niczego złego robić.
Ale zapraszacie organizacje i instytucje z zewnątrz…
– Bo szkoła nie może być miejscem jednego głosu. Musi oferować szansę na mądrze prowadzony dialog pod okiem ludzi doświadczonych, z odpowiednim przygotowaniem i umiejętnościami. Tacy nauczyciele naprawdę są. Wierzę w nauczycieli, ich mądrość i odpowiedzialność za swoich uczniów. Nie dopuszczam więc żadnej ingerencji politycznej w sprawy związane z otwartością szkoły. Uważam, że to jest przestrzeń, którą tworzą uczniowie, rada pedagogiczna i dyrektor szkoły, a także rodzice.
Te mechanizmy, wentyle bezpieczeństwa dobrze działają?
– Tak. One działały zawsze i nadal dobrze działają. Wprowadzanie czy nawet sugerowanie wprowadzania dodatkowych obostrzeń nie ma sensu. Moim zdaniem sugeruje to brak zaufania do szkoły i do nauczycieli.
Zapraszał Pan niejedno stowarzyszenie czy organizację pozarządową do szkoły. Z kim Pan współpracował?
– Oczywiście, że zapraszałem. Współpracowałem np. z Centrum Edukacji Obywatelskiej, Forum Dialogu czy Edukacyjną Fundacją im prof. Romana Czerneckiego. Realizowałem też szereg projektów związanych z tematyką żydowską, wiele z nich we współpracy z Organizacją Żydów Szczekocińskich. Prowadziłem także akcje artystyczne razem z Muzeum Sztuki w Łodzi.
Rodzice zgłaszali sprzeciw, mówili, że nie powinien Pan zapraszać tej czy tamtej organizacji?
– Nigdy nie miałem takiej sytuacji, żeby rodzice byli z tego powodu niezadowoleni. Zawsze staram się proponować różne projekty w sposób przemyślany i zrównoważony. Jeszcze raz powiem: szkoła powinna być miejscem dialogu.
(…)
***
Publikujemy fragmenty wywiadu z Głosu Nauczycielskiego nr 29-30 z 15-22 lipca br. Całość dostępna w wydaniu drukowanym i elektronicznym Głosu (ewydanie.glos.pl).