Morawiecki obiecuje nauczycielom w 2020 r. podwyżkę… 117 zł

W 2020 r. nauczyciele dyplomowani otrzymają podwyżkę zaledwie w wysokości ok. 117 zł – tak wynika z wywiadu, jakiego udzielił dziś premier Mateusz Morawiecki „Faktom po Faktach” w TVN24

Ile pana zdaniem powinien zarabiać nauczyciel dyplomowany? – zapytała szefa rządu Anita Werner. – Wynagrodzenia nauczycieli są niewystarczające. Mogę obiecać, że tak długo, jak długo my będziemy rządzić, to chcemy rok po roku zwiększać wynagrodzenia nauczycieli – odpowiedział szef rządu.

I kontynuował: – Pensja nauczyciela musi być godna. Chciałbym, żeby już w przyszłym roku wynagrodzenie nauczyciela dyplomowanego łączne, brutto było 6000 zł. Oczywiście ze wszystkimi dodatkami. Tych dodatków jest paręnaście.

Podana przez premiera kwota 6000 zł to tzw. nauczycielska średnia. Pisaliśmy wielokrotnie na ten temat na łamach „Głosu”. Resort Anny Zalewskiej operuje tzw. średnim nauczycielskim wynagrodzeniem, które tak naprawdę istnieje tylko na papierze. To pojęcie stworzone po to, by księgowi w gminach i powiatach mogli rozliczać się z MEN i Ministerstwem Finansów z subwencji oświatowej wypłaconej samorządom na utrzymanie szkół. Stawki te nie mają wiele wspólnego z realnymi zarobkami nauczycieli. Do średniej płacy wlicza się np. dodatek za pełnienie funkcji kierowniczej, nagrodę jubileuszową, dodatkowe wynagrodzenie za pracę w porze nocnej czy odprawę emerytalną. Żaden nauczyciel nie osiąga poziomu wynagrodzenia wskazanego przez MEN w średnim wynagrodzeniu. To jest po prostu niemożliwe.

Według danych MEN, średnie wynagrodzenie nauczyciela dyplomowanego wynosi 5603 zł (w rzeczywistości nauczyciel dyplomowany otrzymuje dużo niższą pensję). Po planowanej 5-procentowej podwyżce we wrześniu 2019 r. średnie wynagrodzenie wyniesie zaś 5883 zł. Dlatego podana przez Mateusza Morawieckiego kwota 6000 zł oznacza, że rząd planuje dla nauczycieli w przyszłym roku podwyżkę w wysokości jedynie ok. 117 zł brutto (netto – 101 zł).

Tradycyjnie już premier próbował przerzucić na samorządy odpowiedzialność za nauczycielskie wynagrodzenia: – Warto też dodać, że często samorządy, które są organami prowadzącymi szkoły, oszczędzają na nauczycielach. Przy tej okazji mogę więc zaapelować do samorządów – one dostają od nas centralną subwencję oświatową i na przykład nie wypłacają dodatku motywacyjnego albo funkcyjnego albo za trudne warunki pracy.

Następnie zaś szef rządu powtórzył: – Zdecydowanie chcę, by ta grupa osób, która dla młodzieży jest fundamentalnie ważna, zaraz po rodzicach dla wychowania naszej młodzieży, chciałbym, żeby byli zdecydowanie lepiej wynagradzani. I nauczyciel dyplomowany dziś ze wszystkimi dodatkami to jest średnio 5400-5500 (w rzeczywistości 5603 zł – przyp.red.). Chciałbym, żeby to było ok. 6000 zł w przyszłym roku.

Mateusz Morawiecki stwierdził również – odnosząc się do planowanego na kwiecień strajku w oświacie – że „bardzo bym sobie życzył, żeby ten protest nie miał miejsca” i liczy na to, że nauczyciele zrezygnują ze strajku, gdy „pokażemy wszystkie możliwości finansowe i nasze plany dla nauczycieli”. – Oczywiście, że wszystkie grupy mają prawo do protestu, rozumiem, że wybierają dla siebie najlepszy czas. Życzyłbym sobie tego, żeby się dogadać – mówił premier.

W rozmowie padło też pytanie o możliwość spotkania Mateusza Morawieckiego z przedstawicielami związków zawodowych. ZNP wielokrotnie w ostatnich miesiącach prosił szefa rządu o rozmowę, ale ten – ustami swoich urzędników – albo odmawiał albo też prośby pozostawały bez odpowiedzi. – Postaramy się, żeby tak było. Takie spotkanie jest jak najbardziej możliwe. Spotykam się ze związkami zawodowymi, chodzę na Radę Dialogu Społecznego. Tam są przedstawiciele również stanu nauczycielskiego. Dla mnie zawód nauczyciela to zawód ogromnego społecznego zaufania. Nauczyciele będą na pewno coraz lepiej wynagradzani, ale na wszystko potrzeba czasu. Chciałbym, żeby najbliższe 6-12-18 miesięcy były znaczone kolejnymi podwyżkami – oświadczył Mateusz Morawiecki.

(PS, GN)