To nie jest nowe zjawisko, ale widzimy nowy, bardzo niepokojący trend z nim związany. Bo to już nie jest tylko cyberprzemoc, mamy do czynienia z czymś więcej, z czymś co nawet trudno nazwać. W momencie gdy mamy wiele zajęć prowadzonych online, pewne osoby robią tzw. rajdy na zdalne zajęcia.
Z Martyną Różycką, ekspertką NASK od cyberbullyingu, kierowniczką zespołu dyżurnet.pl, rozmawia Jarosław Karpiński
Zjawisko cyberbullyingu, czyli stosowania przemocy poprzez prześladowanie, zastraszanie, nękanie, wyśmiewanie innych osób z wykorzystaniem internetu i narzędzi IT istnieje od dawna, ale teraz to zjawisko pojawiło się w nowej odsłonie i jak się wydaje przybrało na sile. Cyberbullingu doświadcza wielu nauczycieli i uczniów podczas lekcji prowadzonych online.
– Tak, to nie jest nowe zjawisko, ale widzimy nowy, bardzo niepokojący trend z nim związany. Bo to już nie jest tylko cyberprzemoc, mamy do czynienia z czymś więcej, z czymś co nawet trudno nazwać. W momencie gdy mamy wiele zajęć prowadzonych online, uczniowie publikują w sieci, w mediach społecznościowych, na platformach związanych z grami informacje jak się zalogować, jak na nie „wejść”. Umożliwiają w ten sposób udział w takich zajęciach swoim rówieśnikom, albo po prostu jakimś obcym, anonimowym użytkownikom internetu. Te osoby robią tzw. rajdy na zdalne zajęcia. Wcześniej takie rajdy robiono na streamerów podczas pokazu gier komputerowych na żywo, na konkurentów czy przeciwników w wirtualnym świecie.
Na czym to polega, dlaczego jest to coś więcej niż cyberprzemoc?
– Cyberprzemoc diagnozujemy najczęściej jako zjawisko, które spotyka jakąś jedną, konkretną osobę albo grupę osób. Tutaj mamy bardziej do czynienia z trollowaniem. Ono odbywa się albo w formie łagodniejszej i tylko zakłóca lekcje online – np. głośną muzyką, przedrzeźnianiem, albo w formie drastycznej, bo otrzymujemy sygnały o publikowaniu podczas takich lekcji twardej pornografii, albo innych brutalnych treści.
I szczególnie niebezpieczna jest właśnie ta druga grupa, ponieważ są to materiały szkodliwe, z którymi nikt a już na pewno małe dzieci nie powinny mieć dostępu.
Nauczyciele wysyłają nam linki do filmików na YouTube, gdzie młodzi ludzie chwalą się rajdowaniem lekcji i nauczycieli w sieci. Jak nauczyciele mogą się przed tym bronić?
– Najlepiej walczyć prewencyjnie, choć metody obrony są różne bo i platformy wykorzystywane w zdalnym nauczaniu są różne. Nauczyciele powinni wykorzystywać tzw. poczekalnię. Jeśli nauczyciel organizuje zajęcia online i chce korzystać z platformy, powinien dobrze poznać jej funkcjonalność. Warto zwrócić uwagę szczególnie na dwie funkcje, akceptacji uczestników oraz blokowanie wszystkich mikrofonów. Nauczyciel może wcześniej choćby pobieżnie sprawdzić nazwiska albo charakterystyczne dla swoich uczniów loginy i ma szansę na weryfikację, kto jest po drugiej stronie. Dopiero wtedy akceptuje uczestników zajęć. W momencie gdy dochodzą kolejni uczestnicy lekcji online, nauczyciel powinien mieć na platformie wyciszone mikrofony. Ważne jest też przydzielanie uprawnienia dzielenia ekranu. To są te funkcje, które pozwolą nam zareagować na to co dzieje się w internetowym środowisku.
Nawet gdy ktoś nam się prześlizgnie, to jako moderator danego miejsca, społeczności będziemy mogli szybko zareagować. Natomiast jeśli nagranie z takiej zakłócanej lekcji pojawi się na jakimś portalu społecznościowym, należy zgłosić film do moderacji.
Często mamy jednak do czynienia z działaniami na granicy prawa, czy nauczyciele powinni zgłaszać rajdy na swoje lekcje np. policji?
– Zgłoszenie takiego incydentu nie jest proste. Platformy zazwyczaj nie podejmują szybko współpracy z nauczycielami w celu zgłoszenia takich sytuacji do organów ścigania. Wcześniej też były z tym problemy. Choć często mamy do czynienia z ewidentnym łamaniem prawa, same postępowania są bardzo trudne i czasochłonne. Dlatego prewencyjna albo bardzo szybka reakcja na bezprawne treści prowadząca np. do ograniczenia widoczności na ekranie jest w takich sytuacjach bardzo ważna. W dalszej kolejności należy rozważyć zgłoszenie sprawy do organów ścigania.
Czyli najlepiej próbować do minimum ograniczyć możliwość dołączenia do zdalnych lekcji obcych użytkowników sieci. Ale skąd się w ogóle wzięło to rajdowanie lekcji w sieci, czy to jest traktowane przez młodych ludzi jak jakaś moda, zabawa?
– To nie pojawiło się teraz, choć teraz dotyka też lekcji online. To zjawisko wynika zapewne z jakiejś potrzeby „zrobienia” dowcipu u młodych ludzi, pokazania innym że jest się mądrzejszym, że tak dobrze radzą sobie w internecie, poczucie bycia anonimowym oraz brak bezpośredniego kontaktu. Jest wiele czynników, które się na to składają. Ale to zjawisko uciekało dotąd gdzieś nam dorosłym. Nauczyciele, którzy doświadczają takich sytuacji, gdy ich uczniowie zobaczą bardzo drastyczne materiały, to taka informacja powinna też dotrzeć do rodziców. Żeby rodzice mogli też porozmawiać ze swoimi dziećmi na ten temat.
Pamiętajmy, że sytuacja z koronawirusem nie jest prosta także dla dzieci. Od postawy nauczycieli bardzo wiele zależy. Bo przez to z czym się teraz borykają mogą lepiej zrozumieć problemy swoich uczniów, czy dzieci. Mogą przez swoje reakcje modelować to, jak z podobnymi sytuacjami w sieci będą sobie radzili ich wychowankowie.
Dziękuję za rozmowę.
Fot. NASK