Ruszył pierwszy od ośmiu lat strajk nauczycieli w Republice Czeskiej. Dołączyły do niego też niektóre polskie szkoły na Zaolziu, jak chociażby polska szkoła w Czeskim Cieszynie. Nauczyciele żądają m.in., by na szkolnictwo zostało przeznaczone 5 proc. produktu krajowego brutto i podwyżki płac od 2020 r.
Według związków zawodowych protestowano w połowie szkół w kraju, według ministerstwa oświaty – w 10-25 proc. placówek.
W polskich szkołach, w których nauczyciele nie przystąpili do protestu, solidaryzują się ze strajkującymi. Nie strajkowali głównie dlatego, że rodzice uczniów nie mieliby co z nimi zrobić.
Na Zaolziu działa 29 podstawowych szkół z wykładowym językiem polskim i 50 przedszkoli. Są też – w Cieszynie Czeskim i Hawirzowie – cztery polskie szkoły średnie.
Choć rząd w Pradze deklaruje, że od Nowego Roku pensje nauczycieli mają wzrosnąć o 10 procent, to jednak pedagodzy żądają większych, 15-procentowych podwyżek. Chcą także, aby na na szkolnictwo zostało przeznaczone 5 proc. PKB, a wynagrodzenia nauczycieli miały by wynieść 130 proc. średniego wynagrodzenia. Obecnie wynosi ono 32466 koron brutto (ok. 5200 zł) – nauczyciele chcieliby więc zarabiać ponad 6800 zł. Obecnie otrzymywali mniej więcej 112 proc. średniej krajowej czyli 36224 (ponad 5800 zł).
Strajkują też nauczyciele w Holandii gdzie w środę zamknięto ponad 4 tys. szkół. W strajku biorą udział nauczyciele, dyrektorzy i inni pracownicy oświaty. Uważają oni, że zaproponowane przez władze 460 mln euro nie zażegna problemu braków kadrowych. Według organizatorów strajku – nauczycieli brakuje w ok. 40 proc. szkół.
(JK, GN)