Przed pandemią prowadziliśmy zajęcia wyrównawcze, językowe/logopedyczne, z języka polskiego oraz angielskiego. Obecnie mamy tylko telefoniczny kontakt z podopiecznymi. Liczymy się z tym, że we wrześniu będzie regres. Nie ma się co łudzić.
Z Dorotą Żuber, nauczycielką w Szkole Podstawowej nr 16 w Bytomiu, kierownikiem świetlicy dla dzieci romskich oraz laureatką nagrody im. Ireny Sendlerowej (2019) „Za naprawianie świata”, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Dzieci romskie tęsknią za szkołą?
– Za wspólnym przebywaniem. Już pytają o wycieczki, bo do tej pory staraliśmy się wyjeżdżać nawet na dwa-trzy dni. Tęsknią za zajęciami tanecznymi, robotyką. Ciągle pytają: „Kiedy”? Nie jesteśmy w stanie udzielić im odpowiedzi. Mam nadzieję, że od września nasze życie wróci do normy, bo jeśli chodzi o czerwiec, nie mamy już żadnych złudzeń.
Świetlica nie zostanie już otwarta w tym roku szkolnym?
– Prawdopodobnie nie. Jeśli szkoła będzie zamknięta, to świetlica też. Sytuacja epidemiologiczna w Bytomiu nie jest ciekawa, a nasza szkoła funkcjonuje w dzielnicy Bobrek, gdzie jest kopalnia. Z 28 szkół 20 prowadzi zajęcia opiekuńcze w klasach I-III. W naszej szkole zabrakło chętnych. Na początku tylko kilkoro rodziców wyraziło zainteresowanie, a i tak w ciągu dwóch dni ta liczba zmniejszyła się do jednej osoby. Rodzic zdecydował, że dziecko nie będzie samo siedzieć w szkole, bo zależało mu na kontakcie z rówieśnikami. Prowadzimy tylko zajęcia online.
(…)
Pracując zdalnie, jesteście w stanie zapewnić dzieciom takie samo wsparcie, jakie dostawały w świetlicy?
– Zdalnie, niestety, nie. Na przeszkodzie stoją bariery techniczne.
Bytom otrzymał z Ministerstwa Cyfryzacji pieniądze na laptopy, ale – tak jak w wielu gminach w kraju – jest to kropla w morzu potrzeb. Kupiono tylko 53 laptopy.
– My dostaliśmy dwa laptopy na szkołę, a dzieci jest 400. Jeden laptop trafił do ósmoklasistki, bo zdaje egzamin, a drugi do dziewczynki z klasy szóstej, bardzo ambitnej, która szalenie ubolewała, że z powodu braku sprzętu zostaje w tyle. Ja z moją siódmą klasą mogę prowadzić zajęcia z języka polskiego online na Teamsie. Nie wszędzie się dało tak zrobić, zwłaszcza w tych klasach, gdzie połowa uczniów ma problem z dostępem do sprzętu.
Dostaliście dwa laptopy z rządowego programu. A jakie są potrzeby?
– Szacuję, że 15 proc. uczniów ma kłopot z dostępem do sprzętu, ok. 40-50 dzieci. Mamy też wiele rodzin wielodzietnych. Cyfrowo wykluczonych może być sporo. Ale laptop to za mało. Samo przekazanie sprzętu generuje kolejne koszty, jak zakup dostępu do internetu.
W świetlicy dzieci nadganiały zaległości w nauce, jak sobie bez tego radzą?
– Przed pandemią prowadziliśmy zajęcia wyrównawcze, językowe/logopedyczne, z języka polskiego oraz angielskiego, bo z tym dzieci romskie mają bardzo duży problem. Obecnie mamy tylko telefoniczny kontakt. Liczymy się z tym, że we wrześniu będzie regres. Nie ma się co łudzić.
Spodziewa się Pani dużego wstrząsu we wrześniu?
– Życie pokaże, na ile ten czas pandemii wpłynie negatywnie na wiedzę i umiejętności, szczególnie w klasach najmłodszych. Obecnie nie ma możliwości, żeby uczniowie wszystko zrozumieli, nawet online. Sposób przekazywania wiedzy uległ odwróceniu, teraz wykład stanowi główną część lekcji, a metody podawcze nie należą do najskuteczniejszych. W przypadku dzieci romskich tym bardziej będzie problem. W młodszych klasach trzeba będzie wrócić do utrwalania chwytu ołówka, długopisu. Dzieci szybko wypadają z tej sprawności manualnej. Zwykle po wakacjach od tego rozpoczynamy pracę w świetlicy. Trening jest konieczny. Teraz przerwy jest o 3,5 miesiąca więcej. Miejmy tylko nadzieję, że we wrześniu zaczniemy naukę w normalnym rytmie.
A jeśli nie?
– Jest takie zagrożenie. Słyszymy o możliwej kolejnej fali zachorowań, ale nie wyobrażam sobie pierwszoklasistów na pierwszych zajęciach przed komputerem z tytą. To byłoby straszne, mam nadzieję, że ta wizja się nie sprawdzi. Jeśli czeka nas drugi akt tego dramatu, to oby nie we wrześniu.
(…)
Czy w dzielnicy panuje strach przed koronawirusem?
– Może na początku, kiedy zaczęły się badania górników i pojawiały się kolejne potwierdzenia zakażenia. Było nerwowo, uczniowie zastanawiali się, czy tata górnik albo wujek będą pozytywni.
Miała Pani uczniów na kwarantannie?
– Ja nie, ale w szkole były takie sytuacje. Dzwoniła do nas mama, że nie przyjdzie po materiały dla dziecka, bo są na kwarantannie.
Otrzymała Pani nagrodę im. Sendlerowej „Za naprawianie świata”. Czy pandemia przerwała jakiś kolejny ważny projekt?
– Kontynuujemy projekt z Programu integracji społeczności romskiej. Mamy do wykorzystania pozyskane przez nas 80 tys. zł. Mam nadzieję, że koronawirus tego nie przekreśli i zdołamy zrealizować to, co planowaliśmy.
Dziękuję za rozmowę.
***
To jest fragment wywiadu z Głosu Nauczycielskiego nr 23-24 z 3-10 czerwca br. Pełna wersja – w wydaniu drukowanym oraz elektronicznych (ewydanie.glos.pl)
Fot. Archiwum prywatne