Borykam się z problemami przy rekrutacji uczniów i mogę powiedzieć, że choć na początku bardzo mnie ucieszyły te zapisy o zatrudnianiu psychologa, logopedy, pedagoga, bo to pozwoliłoby ujednolicić standard szkół, to teraz widzę, że jeżeli status finansowy nauczycieli się nie zmieni, a kierunki pedagogiczne będą świecić pustkami, to może się nam to nie udać.
Z Mirosławą Lewandowską, dyrektor Zespołu Szkół z Oddziałami Integracyjnymi nr 41 w Warszawie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
30 proc. szkół nie zatrudniło pedagoga specjalnego, psychologa lub logopedy – wynika z ogólnopolskiej ankiety w sprawie warunków pracy nauczycieli specjalistów przeprowadzonej przez ZNP. W Pani szkole również nie ma pedagoga specjalnego. Dlaczego?
– Zamieściliśmy ogłoszenie, że poszukujemy pedagoga specjalnego oraz pedagogów wspierających do pracy z dziećmi w klasach integracyjnych, ale o pracę pedagoga specjalnego nikt jak dotąd nie zapytał. W przypadku pozostałych ogłoszeń chętni się czasami zgłaszają.
Może trzeba ich zachęcić do wzięcia tak poszukiwanej posady?
– Mamy powody, żeby najpierw myśleć o zapewnieniu kadr w klasach integracyjnych, ponieważ zmagamy się ze zwiększoną liczbą oddziałów w liceum z powodu kumulacji roczników. Przybywa też orzeczeń, co powoduje, że nowi uczniowie trafiają do klas ogólnodostępnych, bo w integracyjnych nie ma miejsca. Niektórym uczniom z mocy prawa należy się taki pedagog. Do tego rotacja kadrowa, więc jesteśmy ciągle w potrzebie.
Od jak dawna prowadzicie oddziały integracyjne?
– Jesteśmy zespołem integracyjnym od 20 lat. W liceum wszystkie oddziały mają charakter integracyjny, natomiast w szkole podstawowej mamy oddziały ogólne, sportowe oraz po jednym lub po dwa integracyjne na każdym poziomie kształcenia.
Dlatego tych pedagogów wspierających potrzebujemy coraz więcej. Musimy ich mieć w klasach integracyjnych, ale też w ogólnodostępnej, jeśli trafia tam dziecko z orzeczeniem.
To jak wielu pedagogów wspierających Pani zatrudnia?
– Obecnie mamy 27 pedagogów wspierających na 42 oddziały.
Czy można powiedzieć, że szkoła jest w nie najgorszej kondycji kadrowej?
– Mamy specjalistów, ale taka jest nasza specyfika. Z drugiej strony, nawet jeśli któryś z pedagogów wspierających nam zachoruje, to zawsze mamy jakieś pole manewru i możemy poprosić kogoś innego o zastępstwo. Musimy sobie radzić. Te potrzeby są bardzo duże, nie tylko roczniki licealne są bardzo liczne, w ósmych klasach jest podobnie. Zawsze tak było, że pedagodzy wspierający pełnili u nas szczególną rolę.
(…)
To zaskakujące, że przy tak dużej liczbie pedagogów wspierających stanowisko specjalisty nie jest obsadzone.
– Ja nie mogłabym spojrzeć w oczy rodzicom, którzy przyprowadzają do nas swoje dzieci, gdybym takiego pedagoga skierowała do gabinetu zamiast do klasy i nie mogłabym zapewnić ich dzieciom należytej opieki i wsparcia. Gdybyśmy mieli w nadmiarze osób, które wspierają dzieci w klasie, być może, przy spełnianiu wymagań, można byłoby kogoś oddelegować, ale oni są o wiele bardziej potrzebni na co dzień przy dziecku.
Ktoś mógłby zapytać, czy pedagog specjalny jest w szkole potrzebny…
– To, że nie było chętnych do podjęcia pracy koordynatora czy też działań wspierających, prowadzenia konsultacji dla przedmiotowców, prowadzenia zajęć dla uczniów itd., wcale nie znaczy, że taka osoba by się nam nie przydała. Sama idea jest wskazana, jednak inne potrzeby, jak już mówiłam, są pilniejsze. Jesteśmy szkołą integracyjną z wieloletnim doświadczeniem i nasze potrzeby, jeśli chodzi pracę bezpośrednio w klasach, są ogromne.
Rodzice marzą, by ich dziecko chodziło do szkoły jak najbliżej domu, a nie poza rewirem, mimo że dzieci z orzeczeniami nie obowiązuje rejonizacja. Niestety, w kraju tych szkół integracyjnych nie ma zbyt wiele w porównaniu z potrzebami.
Ilu uczniów ma orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego?
– Około 150 na 768 uczniów. Tylko samych orzeczeń. A opinii zalecających podjęcie określonych działań jeszcze 150.
To byłoby dość pracy dla jednej poradni psychologiczno-pedagogicznej.
– Mamy mnóstwo pracy i ciągłe potrzeby kadrowe. Tak naprawdę musimy wdrażać nie tylko nowe regulacje odnośnie do pomocy psychologiczno-pedagogicznej w szkołach, które weszły w życie we wrześniu ub.r., ale także wcześniejsze, z 2017 r. Wówczas wszedł w życie m.in. zapis, że w oddziale ogólnodostępnym powinien się pojawić także wyspecjalizowany nauczyciel, więc tych potrzeb jest naprawdę ogrom. Nie tylko w oddziałach integracyjnych, ale także pozostałych. W mojej ocenie oba zapisy powodują, że zapotrzebowanie w szkołach na specjalistów zwiększyło się z automatu kilkukrotnie.
Ja tych zmian nie podważam, ale trzeba sobie uzmysłowić, że w Polsce nie ma wystarczającej liczby osób o takich kompetencjach i kwalifikacjach. Nie wiem, skąd ich wziąć.
Jak wygląda zatrudnianie tych, którzy się zgłaszają?
– Jeżeli trafia do mnie osoba z kwalifikacjami, to w pierwszej kolejności zatrudniam ją na wakat, który mam w klasie, bo to jest bezpośrednia i codzienna praca z uczniem, który tego bezwzględnie wymaga. Przy takich deficytach kadrowych zatrudnienie pedagoga specjalnego nie jest dla mnie sprawą priorytetową.
Część dyrektorów szkół, głównie z mniejszych ośrodków, którym nie udało się zatrudnić specjalistów, a mają również duże potrzeby kadrowe, uważa, że takie szkoły jak ich powinny być traktowane priorytetowo, a zatrudnianie pedagoga specjalnego nie wszędzie powinno być obligatoryjne.
– Borykam się z problemami przy rekrutacji uczniów i mogę powiedzieć, że choć na początku bardzo mnie ucieszyły te zapisy o zatrudnianiu psychologa, logopedy, pedagoga, bo to pozwoliłoby ujednolicić standard szkół, to teraz widzę, że jeżeli status finansowy nauczycieli się nie zmieni, a kierunki pedagogiczne będą świecić pustkami, to może się nam to nie udać. Rodzic dziecka ze specjalnymi potrzebami przy wyborze szkoły kieruje się też posiadanym przez szkołę zapleczem terapeutycznym. To jest kluczowe. Pozwala odetchnąć, zwłaszcza kiedy w pakiecie jest terapia, która np. w szkole średniej przesuwa się w stronę pomocy psychologicznej.
(…)
Jeśli w szkole pojawi się ktoś z odpowiednimi kompetencjami, żeby zostać pedagogiem specjalnym, to co mu Pani zaproponuje?
– Minimalną liczbę godzin, jaką jesteśmy zobowiązani mu zapewnić według przelicznika z rozporządzenia, tj. do16 godzin. Jeśli nikt się nie zjawi, to ja też wiem, jak pomóc nauczycielom. Mam w szkole wicedyrektora, który odpowiada wyłącznie za sprawy związane z pomocą psychologiczno-pedagogiczną, wypełnia przestrzeń wsparcia. Kadry to jest problem, ale trzeba sobie radzić.
Co jest najtrudniejsze w rozmowach z osobami, które odpowiadają na ogłoszenia?
– Oczekiwanie, że ktoś przez 10 lat będzie dochodził do w miarę satysfakcjonującej go pensji nauczyciela dyplomowanego, jest nieporozumieniem.
A jak jeszcze zestawi sobie tabele zarobków nauczycielskich z tabelami przeciętnych pensji w gospodarce… Dla młodego człowieka po studiach te 10 lat to jest jak pół życia, on nie może tyle czekać. Przychodzi, rozmawia z nami, zaczyna kalkulować i mówi „nie”.
Zamiast do szkół, w których ci młodzi ludzie chcieli pracować, trafiają do rozmaitych firm, przez które ze względu na swoje kompetencje społeczne są szybko wyłapywani.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 5 z 1 lutego br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Fot. Archiwum prywatne