Wysłaliśmy już cztery tiry z Polski do Nowego Rozdołu. Z tym że nie wszystko tu zostaje. Tylko to, co najpotrzebniejsze. W Polsce organizujemy zbiórki rzeczy i pieniędzy. Potem wysyłamy transporty z lekami, opatrunkami, żywnością, w tym konserwami, makaronami, kaszami, ręcznikami, kotłami do gotowania, środkami czystości. Dla maluchów wieźliśmy mleko w proszku, jedzenie w słoiczkach.
Z Mirosławą Tomecką*, założycielką Szkoły Języka Polskiego przy Centrum Kulturalno-Oświatowym im. Karoliny Lanckorońskiej w Nowym Rozdole w Ukrainie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Wasza szkoła znajduje się Nowym Rozdole w obwodzie lwowskim. Jaka jest sytuacja? Czy szkoła nadal prowadzi zajęcia?
– Jest wojna, ale nasza szkoła funkcjonuje. Zajęcia prowadzimy online. Ukraińskie ministerstwo edukacji ogłosiło, że lekcje można również prowadzić zdalnie, bo dostęp do nauki jest bardzo utrudniony. W każdym regionie wygląda to inaczej. Niektórzy nas pytają o lekcje stacjonarne, ale część naszych dzieci wyjechała do Polski. Nie spotykamy się już w szkole. Dlatego łączymy się z nimi online za pomocą specjalnej platformy. Każdy, kto może, łączy się ze szkołą. Nawet nasze dzieci, które są już w Polsce, biorą udział w zajęciach zdalnych. W Polsce najwięcej połączeń mamy z Warszawy.
Jak wielu uczniów uczestniczy w zajęciach online? Jak takie lekcje prowadzi się w czasie wojny?
– Dzieci zostały podzielone według kategorii wiekowej. Staramy się, żeby nie było między nimi za dużej różnicy, np. w jednej grupie są dzieci w wieku siedem – dziewięć lat. Z jednym nauczycielem zwykle łączy się do 10 uczniów. Co ciekawe, jak mamy połączenia z Warszawy, to często widzimy, że z naszym uczniem siedzą przed komputerem także inne ukraińskie dzieci, które nigdy się z nami nie uczyły, nie chodziły do naszej szkoły. Czasami widzimy także mamy i babcie.
Też chcą się uczyć polskiego?
– Tak sądzę. Na organizowanych przez nas lekcjach są i młodsi, i starsi. Bardzo nas to cieszy. Przypuszczam, że są to osoby, które mieszkają wspólnie. Na początku wydawało się, że tylko dzieci, które znalazły się w Warszawie, uczą się z nami online, ale mamy też uczniów m.in. z Sochaczewa. Mamy bliski kontakt i dobre relacje z jedną ze szkół prywatnych. Nasze dzieci dzięki uprzejmości tej szkoły mogą się z nami łączyć. Robimy co możemy, żeby nie musiały przerywać nauki.
Na początku wojny było u nas spokojnie, niestety, to się zmieniło. W ostatnich dniach zrobiło się niebezpiecznie.
Niektórzy widzieli lecące pociski. Mówi się, że są wystrzeliwane znad Morza Czarnego. Pociski latają nisko nad naszym miastem. Lecą na Lwów. (…)
Czy w mieście są schrony?
– Naszymi schronami są po prostu piwnice. Za dnia, kiedy jesteśmy w szkole, chowamy się na korytarzach szkolnych. Schodzimy na parter, siadamy przy ścianach nośnych. Najlepiej i najbezpieczniej jest w miejscach bez okien. Nocą jest gorzej. Czasami zdarzają się nawet po dwa – trzy alarmy. Wtedy każdy, kto może, schodzi do piwnicy najbliżej miejsca zamieszkania.
Jeżeli ktoś mieszka na piątym piętrze w bloku, tak jak ja, to wychodzi na korytarz. Przy ścianie nośnej mam tam poduszkę, na której siadam i owijam się kocem, żeby w razie czego, jak wypadną szyby, mieć się czym osłonić.
(…)
Sądziłam, że zastanę Panią w Polsce, a jednak wróciła Pani do Ukrainy.
– Byłam w Polsce, ale organizuję wraz z innymi pomoc humanitarną. Wysłaliśmy już cztery tiry z Polski do Nowego Rozdołu. Z tym że nie wszystko tu zostaje. Tylko to, co najpotrzebniejsze. W Polsce organizujemy zbiórki rzeczy i pieniędzy. Potem wysyłamy transporty z lekami, opatrunkami, żywnością, w tym konserwami, makaronami, kaszami, ręcznikami, kotłami do gotowania, środkami czystości. Dla maluchów wieźliśmy mleko w proszku, jedzenie w słoiczkach. Przywieźliśmy też 9 tys. par skarpet. Większość z tych rzeczy wysłaliśmy na wschód Ukrainy, gdzie toczą się najcięższe walki. Tutaj zostawiamy niektóre rzeczy dla tych, którzy się u nas schronili.
Z kim organizujecie te transporty? Kto bierze udział w zbiórkach?
– Nasza szkoła przez lata nawiązała wiele kontaktów w Polsce. I teraz korzystamy z nich, organizując pomoc. Współpracujemy nie tylko z polskimi szkołami, ale też z samorządami, przedsiębiorcami, prywatnymi osobami. Moja córka mieszka na stałe w Polsce, pomaga w zakładaniu punktów, gdzie zwożone są te wszystkie rzeczy dla Ukrainy. Przywożą je znajomi i nieznajomi, wszyscy ludzie dobrego serca. Będą kolejne tiry z pilną pomocą. Przetransportowane zostaną m.in. najpotrzebniejsze rzeczy dla szpitala dziecięcego we Lwowie – głównie artykuły medyczne. Dzięki tym wszystkim ludziom, którzy nam pomagają, udało się zakupić i zebrać w Polsce bardzo wiele rzeczy potrzebnych cywilom i żołnierzom.
Kto jeszcze korzysta z Waszej pomocy?
– Każdy, kto potrzebuje. Starsi, samotni, chorzy, rodziny, matki z dziećmi. Artykuły spożywcze od razu jadą na wschód.
W organizowanie pomocy zaangażowani są też nauczyciele z Ukrainy, niektórych z nich poznałam jeszcze w czasie pokoju, w trakcie szkoleń edukacyjnych. Jedna z nauczycielek ucząca w Ukrainie języka polskiego jeździ busami do nas po żywność.
Szkoła, w której uczy, gotuje jedzenie dla wojska. Dużo też dajemy w inne miejsca. Sporo rzeczy trafia do domu dziecka w Winnicy. Coś mi się przypomniało… Termosy są też nam bardzo potrzebne. Jeden z żołnierzy wysłał mi zdjęcie z takim termosem, który od nas dostał. Takie rzeczy zawsze trafiają w odpowiednie ręce.
(…)
Wasi uczniowie pochodzą z rodzin polskich, ukraińskich, mieszanych?
– W większości to są dzieci polskiego pochodzenia, z rodzin katolickich. Dla nas wyznanie nie ma jednak znaczenia, jesteśmy otwarci na wszystkich. W Nowym Rozdole mamy przedstawicieli różnych religii – prawosławnych, ewangelików, grekokatolików, świadków Jehowy.
Czego, oprócz języka polskiego, dzieci się u Was uczą?
– Do szkoły przyjmujemy dzieci z różnym poziomem znajomości języka polskiego, na różne poziomy nauczania. Uczniowie chodzą na lekcje języka, literatury polskiej, historii i geografii Polski, wiedzy o społeczeństwie. Dla chętnych jest też przedsiębiorczość. Mocno są rozwinięte kółka choreograficzne, teatralne, śpiewu, historyczne oraz klub wolontariatu. Naszym celem jest dbałość o wychowanie dzieci polskiego pochodzenia w kontakcie z polską kulturą tradycjami narodowymi oraz pielęgnowanie polskiego patriotyzmu. Nasi uczniowie biorą udział w olimpiadach organizowanych przez Konsulat RP we Lwowie oraz przez różne polskie fundacje. Otrzymują wiele wyróżnień także w konkursach artystyczno-tanecznych.
Ilu uczniów zostało, a ilu wyjechało z Ukrainy od rozpoczęcia wojny?
– Ponad połowa naszych uczniów opuściła Ukrainę. Wyjechały głównie najmłodsze dzieci, starsze w większości nadal są w Nowym Rozdole. Uczą się online najpierw w ukraińskiej szkole, a popołudniami w naszej. Pewnie przygotowują się też do państwowych egzaminów. Z łącznością jest różnie, ale dzieci są bardzo pilne i sumienne. Mimo wojny i tej trudnej sytuacji bardzo im zależy, żeby dalej uczyć się z nami języka polskiego.
Dziękuję za rozmowę.
NOTKA
*Mirosława Tomecka jest również prezesem Towarzystwa Pomocy Polakom „Wielkie Serce” w Nowym Rozdole
NA ZDJĘCIU: Mirosława Tomecka podczas załadunku busa z pomocą humanitarną wysyłaną na wschód
Ukrainy (szkoła w Nowym Rozdole, koniec marca br.). Fot. Archiwum prywatne
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 14 z 6 kwietnia br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl