Poznań jako jedno z 10 miast należących do Unii Metropolii Polskich wystąpił do Ministerstwa Finansów z wezwaniem do zapłaty kosztów przeprowadzenia reformy oświaty. O sytuacji szkół i nauczycieli w tym mieście rozmawiamy z Przemysławem Foligowskim, dyrektorem Wydziału Oświaty UM.
Rachunek za reformę
Z Przemysławem Foligowskim, dyrektorem Wydziału Oświaty w Urzędzie Miasta w Poznaniu, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Poznań jest jednym z 10 miast, które domagają się od rządu zwrotu pieniędzy za przeprowadzenie reformy.
– Tak, złożyliśmy w Ministerstwie Finansów wezwanie do zapłaty za koszty poniesione w latach 2017-2018. Koszty te wynikały bezpośrednio z wdrożenia reformy oświaty pani minister edukacji Anny Zalewskiej. Wezwanie obejmuje wydatki, które pokryliśmy z dochodów własnych, czyli nie ze środków uzyskanych z budżetu państwa. Chcę zaznaczyć, że mówimy wyłącznie o środkach, które jesteśmy w stanie udokumentować.
O jakiej kwocie mówimy?
– W tej chwili to ok. 9,5 mln zł poniesionych na wydatki rzeczowe związane z dostosowaniem pomieszczeń szkolnych na potrzeby różnych grup dzieci i młodzieży, co jest związane z likwidacją gimnazjów, wydłużeniem edukacji w szkołach podstawowych do ośmiu lat oraz wyposażeniem szkolnych pomieszczeń i zakupem pomocy dydaktycznych.
Czy ta kwota obejmuje też tzw. koszty osobowe tej reformy?
– Nie, ponieważ uznaliśmy, że trudno byłoby je udokumentować. W naszej ocenie na ruch służbowy w szkołach, zatrudnianie i zwalnianie nauczycieli czy konieczność wypłaty odpraw wpływ miała nie tylko sama reforma. Stąd prezydenci Unii Metropolii Miast uznali, że skupią się na tych wydatkach rzeczowych, które będą solidnie udokumentowane.
Ile mieliście gimnazjów w Poznaniu?
– 44 gimnazja.
Czy mówiąc o kosztach osobowych, ma Pan na myśli głównie odprawy wypłacane zwalnianym nauczycielom?
– Nie tylko odprawy, ale również koszty związane z koniecznością zatrudnienia dodatkowych nauczycieli w związku ze zmianami organizacyjnymi w podstawówkach czy koszty związane ze wzrostem liczby urlopów na poratowanie zdrowia, które pojawiły się po wdrożeniem reformy.
W budżecie Poznania 9,5 mln zł to jest dużo?
– Za te pieniądze można wybudować dwie sale gimnastyczne dla szkół. Na pewno nie jest to mało.
Ile wynoszą wydatki na oświatę w Waszym mieście?
– Na edukację przeznaczamy co roku ponad 1 mld zł. 63 proc. wydatków pokrywamy z subwencji, reszta to dopłata z budżetu miasta. Pomijam wydatki inwestycyjne, bo tych nie wliczamy do bieżącego budżetu miasta.
Jak wygląda kwestia rekompensaty za czas strajku?
– Prezydent Poznania powiedział jednoznacznie, że nie ma możliwości zapłacenia za strajk, natomiast środki, które były przewidziane na wynagrodzenia na kolejne miesiące, pozostaną w gestii dyrektorów. Dodam jednak, że analizujemy różne rozwiązania, ale na razie żadnej decyzji przesądzającej nie ma.
Kiedy można się jej spodziewać?
– Decyzja należy do prezydenta miasta. Obserwujemy też to, co się dzieje w innych miastach, ale uważamy, że najlepszym rozwiązaniem jest wykorzystanie tych środków na wynagrodzenia za różnego rodzaju zajęcia dodatkowe, kolonijne itd. Przy czym mogliby je realizować i otrzymać za to wynagrodzenie zarówno nauczyciele, którzy uczestniczyli w strajku, oraz pozostali.
Ile osób dotknęła reforma, ilu nauczycieli straciło pracę w latach ubiegłych?
– W skali naszego miasta reforma dotknęła dotychczas ok. 700 osób. Bardzo wielu z nich straciło pracę. Około 400. Wśród nich byli nauczyciele zatrudnieni zarówno na czas nieokreślony, jak i określony. W najgorszej sytuacji znaleźli się nauczyciele likwidowanych gimnazjów, ale też nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej, którzy zostali bez pracy po podwyższeniu wieku szkolnego.
Jak bardzo reforma wpłynęła na sytuację oświaty w Poznaniu?
– Całkowicie ją zakłóciła, po tym jak został zlikwidowany jeden ze szczebli edukacji. Gimnazja miały już ugruntowaną pozycję, a nauczyciele wypracowane konkretne metody pracy z uczniami o różnych potrzebach. Mieliśmy wiele bardzo dobrych gimnazjów, w tym szkoły dwujęzyczne czy placówki specjalizujące się w pracy z uczniem o szczególnych potrzebach edukacyjnych, jak i klasy przysposabiające do pracy czy klasy integracyjne. Wypracowaliśmy wiele rozwiązań i to zostało zaprzepaszczone.
Przed oświatą kolejne wyzwanie, tzw. podwójny rocznik. Jesteście gotowi?
– Jesteśmy przygotowani w tym sensie, że mamy ponad dwa razy tyle miejsc w szkołach, ile w latach poprzednich. Ale nie w każdej placówce i nie zawsze w tej, która cieszyła się największym zainteresowaniem wśród uczniów. Szanse dostania się do tych placówek, które w minionych latach miały ogromne powodzenie, są mimo wszystko mniejsze. Oczywiście przygotowaliśmy dodatkowe sale, kupiliśmy wyposażenie, ale nie wszędzie to było możliwe. Trudno jest inwestować bardzo znaczące środki miejskie w infrastrukturę, która za kilka lat może już nie będzie potrzebna. Tzw. podwójny rocznik to mimo wszystko zjawisko przejściowe.
Miasta skarżą się, że zaczyna brakować nauczycieli. W Poznaniu też?
– Tak, to jedno z najbardziej niepokojących zjawisk w oświacie. Coraz więcej nauczycieli zniechęciło się do tego zawodu z różnych powodów. Wielu już odeszło, a następni odchodzą. Przyczyny są różne: wiek emerytalny, możliwość przejścia na świadczenia kompensacyjne, ale są też tacy, którzy decydują się na pracę w innej branży. Zapewnienie stabilności kadrowej będzie coraz trudniejsze.
To dotyczy nauczycieli przedmiotów ścisłych, a może… już wszystkich?
– W coraz większym stopniu nauczycieli… wszystkich przedmiotów. Do niedawna, z brakiem kadry zmagały się głównie szkoły zawodowe, powiększała się luka w przedmiotach ścisłych. Obecnie w coraz większym stopniu problem dotyczy wszystkich nauczycieli przedmiotowców, w najmniejszym stopniu nauczania wczesnoszkolnego.
Obawia się Pan problemów już we wrześniu?
– Zakładamy, że dyrektorzy szkół, którzy deklarują określony poziom naboru w swoich szkołach, mają przekonanie, że są w stanie zapewnić odpowiednio proporcjonalny poziom zatrudnienia. Oczywiście mamy sygnały, że w wielu dziedzinach nadal szukają nauczycieli, dlatego przewidujemy, że ruch służbowy potrwa do zakończenia naboru do szkół zarówno podstawowych, średnich, jak i zawodowych. Tegoroczny nabór to jedna wielka niewiadoma, nie wiemy, jakie obłożenie będą miały poszczególne oddziały. Pokażą to najbliższe miesiące. Pod tym względem tegoroczne wakacje na pewno będą nerwowe, bo zaplanować to jedno, a sprostać wyzwaniom realnego naboru – to drugie.
Dziękuję za rozmowę.