Prof. Arkadiusz Rojczyk: Trwają badania dotyczące pocovidowych zmian w mowie, zgłosili się m.in. nauczyciele

Do projektu dołączyło kilka osób, w tym nauczycieli, którymi już zajmują się logopedzi Uniwersytetu Śląskiego. Dochodzą do nas, niestety, niepokojące sygnały, że podstawą problemów z mową mogą być zmiany neurologiczne. Pacjenci, którzy się do nas zgłosili, będą kierowani na tomografię komputerową mózgu wraz z opisem neurologicznym.

Z prof. Arkadiuszem Rojczykiem, specjalistą w zakresie przetwarzania mowy i fonetyki na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Część wykładowców i nauczycieli ma za sobą ciężkie przejścia covidowe. Niedawno rozmawialiśmy o zainicjowanych przez Pana badaniach związanych z pocovidowymi uszkodzeniami mowy*. Na jakim etapie jest projekt?

– Do projektu dołączyło kilka osób, w tym nauczycieli, którymi już zajmują się logopedzi Uniwersytetu Śląskiego. Dochodzą do nas, niestety, niepokojące sygnały, że podstawą problemów z mową mogą być zmiany neurologiczne. Pacjenci, którzy się do nas zgłosili, będą kierowani na tomografię komputerową mózgu wraz z opisem neurologicznym.

Na czym polegają te zmiany neurologiczne? Jaki mają wpływ na mowę?

– Na razie, bez dokładnego opisu wykonanego na podstawie obrazowania, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy to są zmiany w ośrodku Wernickego czy ośrodku Broki, czy też w obszarach kontroli motorycznej. Uszkodzenia w obrębie tych obszarów mogą uniemożliwiać lub znacznie utrudniać wytwarzanie i rozumienie mowy. Trudno powiedzieć, czy w tych przypadkach problemy wynikały z niedotlenienia. Nie wiadomo też, czy to są efekty permanentne czy odwracalne. To jest terra incognita.

Nikt nie badał tego problemu do tej pory?

– Nie ma jeszcze dokładnych badań ani informacji w literaturze. W ogóle literatura związana z mową skoncentrowała się w czasie pandemii na wpływie struktury dźwiękowej języka na rozprzestrzenianie się covidu. Są języki, które mają spółgłoski aspirowane, tzn. z przydechem. Kiedy w języku angielskim używamy liczebnika „ten”, dźwięk /t/ wymawia się z szumem krtaniowym. Pojawiły się hipotezy naukowe, że właśnie ten szum zwiększa rozprzestrzenianie się koronawirusa. Wraz z Cypryjczykami chcemy przeprowadzić testy w tym kierunku, które mogłyby polegać na podaniu badanym do jamy ustnej luminolu, stosowanego m.in. w kryminalistyce. To taka chemiczna latarka. Za jej pomocą i w odpowiednim świetle jesteśmy w stanie mierzyć, jak i w jakim kierunku kropelki śliny wydostają się z jamy ustnej.

Język polski też był badany pod tym kątem?

– W porównaniu z językiem angielskim język polski teoretycznie powinien mieć niewielki rozrzut. Tyle wstępnie można powiedzieć.

Chce Pan powiedzieć, że osoby posługujące się językiem angielskim mogą łatwiej się zarażać koronawirusem, a potem chorować na covid?

– Taka jest hipoteza, o której mówię. Trzeba jednak pamiętać, że mowa to jeden z wielu czynników zarażania się – oprócz kichania, kontaktu fizycznego, kaszlu itp. Ta hipoteza wskazuje, że mowa w jakimś stopniu może się przyczyniać do rozprzestrzeniania się nękającego nas wirusa.

Ciekawa hipoteza. Kto pierwszy zwrócił na to uwagę?

– Cypryjczycy, którzy się ze mną skontaktowali, opublikowali niedawno badania. Przeanalizowali strukturę językową języków europejskich i porównali swoje badania ze statystykami zakażalności. Próbowali to korelować – bez żadnych badań laboratoryjnych.

Zrobili ranking językowy, badając korelacje między językami a zakażalnością?

– Poprzez strukturę dźwiękową języka polskiego jesteśmy dość nisko w tym, nazwijmy to, rankingu. Trzeba jednak dodać, że założenia Cypryjczyków nie zawsze idealnie pasowały do hipotezy. Dlatego ta kwestia wymaga jeszcze wielu badań. Wydaje się jednak, że nasz język teoretycznie powinien być mniej zakażalny.

(…)

Czy covid ma wpływ na siłę głosu?

– W trakcie zakażenia na pewno, po zakażeniu nie wiadomo. Dlatego potrzebujemy jak najwięcej osób do prowadzenia badań. Przy kilku lub kilkunastu osobach najpewniej ograniczymy się do publikowania analizy każdego przypadku z osobna. Gdybyśmy mieli kilkadziesiąt osób, moglibyśmy przystąpić do przygotowania modeli statystycznych oraz stawiać wnioski obejmujące szerszą populację. Na razie mamy m.in. kilku nauczycieli, redaktora z radia. Wiem, że nie każdy chce wracać do tematu choroby. Psychika odgrywa tutaj dużą rolę. Jedni pacjenci nie chcą już o tym rozmawiać, inni jak słyszą, że będziemy ich do tomografu wkładać, to są przerażeni, a są jeszcze tacy, którzy obawiają się, że wyjdzie coś więcej. Przypuszczam też, że część osób w ogóle nie jest świadoma, że ma jakiekolwiek deficyty. Trzeba mieć nie tylko świadomość językową, ale też ludzi wokół siebie, którzy zwrócą na to uwagę. Chcę zaznaczyć, że to są całkowicie bezbolesne i nieinwazyjne badania. Na początku logopedzi robią wstępną diagnostykę, potem zapraszają do siebie na badania i testy, dopiero później jest tomografia komputerowa i analiza neurologiczna.

Czy tomografia mózgu „odpowie” na Wasze pytania i wątpliwości?

– Neurologia mózgu może wpływać na zmiany, o których mówimy. Aparat mowy będzie prawdopodobnie w porządku, problemów należy się spodziewać na poziomie ośrodkowego układu nerwowego. Nie bez znaczenia będzie więc pocovidowa terapia psychologiczna. Rehabilitacja obejmie mowę, problemy psychologiczne, ale także problemy ruchowe. Współpracujemy już w tym zakresie z Górnośląskim Centrum Rehabilitacji – Repty w Tarnowskich Górach. Mamy już porozumienie na przygotowanie wniosku grantowego. Osoby, które zdecydują się na współpracę w projekcie badawczym, otrzymają kompleksową rehabilitację, jaką uda się nam stworzyć, co może być gwarancją szybszego powrotu do zdrowia. Będą się czuć bezpieczniej, bo będą z nimi ludzie, którzy wiedzą, o co chodzi. W czerwcu składamy wniosek. Na pierwsze decyzje liczymy we wrześniu. To nie jest tak, że siedzimy i czekamy. Z Uniwersytetem w Kolonii, Sorboną w Paryżu oraz Uniwersytetem Karola w Pradze stworzyliśmy konsorcjum. Każda uczelnia będzie się zajmowała jakimś wycinkiem tych badań. Uczeni z Kolonii będą zajmować się analizą artykulograficzną. Będą przypinać badanym pacjentom elektrody w jamie ustnej, żeby dokładnie, w trójwymiarowej przestrzeni, obejrzeć, jak porusza się język, podniebienie miękkie. Każdy z nas ma swoją działkę.

A Pan jaką ma działkę?

– Zarządzam badaniami i zajmuję się częścią mowy. Jeśli nie dostaniemy grantu, będziemy badania nadal prowadzić, jednak w skromniejszej formie. Dlatego apelowałbym, aby rząd wsparł nas w rehabilitacji nauczycieli. To apel o konkretne wsparcie, bo dotyczy konkretnego celu. To był ciężki rok dla wielu uczących. Sam covidu nie miałem. Miałem wiele szczęścia, ale wiem, jak bardzo wielu ludzi ucierpiało i nadal cierpi z powodu skutków ubocznych tej choroby. Cieszą mnie szczepienia, sam jestem po dwóch dawkach AstraZeneki, ale uważam, że musimy zacząć myśleć jak najwięcej o tych, którzy przeszli chorobę. Marzę też, by to wszystko już się skończyło i byśmy mogli powrócić na uczelnię, ale chyba będziemy musieli jeszcze poczekać, aż zwiększy się procent wyszczepionych ludzi. Staram się być dobrej myśli. Po trzeciej fali dopadła mnie fala optymizmu. Sytuacja zmierza ku dobremu. Tak to widzę i czuję. Dla mnie nie było to aż takie straszne, chociaż wiem, że ponad 100 tys. ludzi w Polsce straciło życie z powodu koronawirusa. Mogli jeszcze żyć.

Dziękuję za rozmowę.

***

*Patrz – wywiad w GN nr 14-15 z 7-14 kwietnia br. Nauczyciele zainteresowani udziałem w badaniu mogą kontaktować się z prof. Arkadiuszem Rojczykiem drogą mailową: [email protected]

***

Fot. Archiwum prywatne

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 24 z 16 czerwca br. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Czy COVID-19 wpływa na mowę i głos? Prof. Arkadiusz Rojczyk: Poszukuję nauczycieli chętnych do udziału w badaniach